Prawo dla bandziorów

Prawo dla bandziorów

Jeszcze trochę i w sądzie okazałoby się, że Irek ich namawiał, żeby go wypchnęli z pędzącej kolejki Kolejka elektryczna z Oliwy na Przymorze jedzie niepełne cztery minuty. 11 lutego 1996 roku z jadącej kolejki na tym odcinku został wypchnięty Ireneusz Regliński. Zginął na miejscu. Wcześniej kilku agresywnych młodych ludzi zaczepiło Irka i jego dziewczynę. Bili go i lżyli, bo – jak określili oskarżeni – “niepotrzebnie się pultał”. Ireneusz Regliński, wypadając z pociągu, pociągnął ze sobą jednego z napastników. Na ławie oskarżonych znalazła się czwórka młodych ludzi z Letniewa, peryferyjnej dzielnicy Gdańska. Anna M. (dzisiaj 23-letnia) podżegała do bójki. Sąd w pierwszym procesie skazał ją na 10 lat więzienia, a jej agresywnych kompanów: Macieja T., ps. “Makaron”, na 9 lat, Ireneusza R., ps. “Kręcioł”, i Daniela L., ps. “Jojo”, na 11 lat więzienia. Obrońcy i prokuratura wnieśli apelację. Proces zaczął się od nowa. 5 września Sąd Okręgowy w Gdańsku zasądził złagodzone wyroki: od 6 do 8 lat. Tylko Maciej T. w trakcie procesów częściowo przyznał się do winy. Anna M. wyraziła skruchę i przeprosiła rodziców Ireneusza Reglińskiego. – Nie zauważyłam, żeby dwaj pozostali oskarżeni żałowali swego czynu – powiedziała Elżbieta Rybińska, pełnomocnik państwa Reglińskich, którzy występowali jako oskarżyciel posiłkowy. Obrońcy oskarżonych skierowali do przewodniczącego składu sędziowskiego wniosek o wypuszczenie skazanych na wolność, ponieważ w areszcie odsiedzieli już ponad połowę kary, a to może być podstawą do przedterminowego zwolnienia. Tylko Ireneusz R., który należy do “elity grypsujących” i nie zachowywał się dobrze w areszcie, a ponadto ma już wyrok w innej sprawie, musi odsiedzieć co najmniej dwie trzecie kary. Sąd Okręgowy odrzucił wnioski obrońców i zadecydował o przedłużeniu aresztu dla wszystkich oskarżonych do 7 grudnia br. Adwokaci oskarżonych nie ukrywali po rozprawie, że będą “nadal zabiegać o przedwczesne zwolnienie swoich klientów”, szczególnie Anny M. i Macieja T., którzy mają dobre opinie, wystawione przez areszty. – Ze złoczyńców zrobili męczenników – mówił zrezygnowany i zmęczony po ogłoszeniu wyroku ojciec zamordowanego cztery lata temu Ireneusza Reglińskiego, studenta Akademii Medycznej w Gdańsku. – Kto wie, czy przy następnym procesie nie okazałoby się, że Irek ich prosił o własną śmierć, namawiał do tego, by go skatowali i wypchnęli z pędzącej kolejki elektrycznej? Sąd Okręgowy w Gdańsku uznał czwórkę oskarżonych o zabójstwo młodych ludzi za winnych “jedynie” pobicia ze skutkiem śmiertelnym. Zmiana kwalifikacji czynu złagodziła wyrok. Rodzice Ireneusza Reglińskiego nie mają już siły walczyć o kolejny proces, o prawdę i godność nieżyjącego syna. – Nie będziemy chyba składać apelacji – powiedzieli po wyroku. – W sądzie nikogo nie obchodzi nasza rozpacz. Sąsiedzi państwa Reglińskich nie mogą zrozumieć “takiej sprawiedliwości”. – Zabili chłopaka, który był nadzieją rodziców i za chwilę będą na wolności. A Reglińscy co? To jest prawo dobre dla bandziorów, a nie dla normalnych ludzi – mówi z furią sąsiadka z pierwszego piętra. Tam jest jego pokój Reglińskich w tej części Gdyni znają wszyscy. Do bloku nr 285 kierują od razu. – Po śmierci Irka świat im się osunął – mówi sąsiadka, która, tak jak państwo Joanna i Zygmunt Reglińscy, mieszka tu ponad dwadzieścia lat. – Tak się cieszyliśmy, że z gospodarstwa przenosimy się do miasta. Bo trochę się tułaliśmy u jednych i drugich rodziców. A teraz uciekamy z tego pustego mieszkania, jeździmy do drugiego syna, do Luzina, niedaleko Wejherowa. Tam jest normalny dom, wnuki. I tam jest grób naszego Reńka – mówi pani Joanna – i nasze miejsce obok niego. Do Irka od dziecka mówiliśmy Reniek, zresztą on sobie też tak upodobał. Sam mówił: “Reniek zrobi to”, “Reniek zrobi tamto”. Koledzy też tak na niego wołali. Głos matki się łamie. – Już nie płaczę tak jak kiedyś. Nie mam siły i pewnie łzy wyschły – mówi cicho. – Za to ciągle wracam do tamtych zdarzeń, które zabrały mi syna. Nie jestem mściwa, ale nie mogę uwierzyć, że ci, co zabili mi syna, za chwilę będą na wolności. Mieszkanie państwa Reglińskich niewiele się zmieniło od śmierci syna. Ciągle “tam jest jego pokój”. Sami przysiadają

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2000, 37/2000

Kategorie: Kraj