Prawo do pamięci

Prawo do pamięci

Obywatele demokratycznego państwa mają prawo do własnej pamięci – nie może być ona powodem do dyskryminacji Na początku lipca amerykański magazyn „Science” przedstawił badania naukowców z Instytutu Nauki Weizmanna w Rechewot (Izrael) oraz University College London. Oparto je na eksperymencie z udziałem ochotników. Podzieleni na trzy grupy obejrzeli ten sam film dokumentalny. Po trzech dniach ochotników przepytano indywidualnie z treści obejrzanego obrazu. Po każdej odpowiedzi proszono ich o podanie stopnia pewności, że jest prawdziwa. Okazało się, że uczestnicy eksperymentu dość dobrze zapamiętali treść filmu. W trakcie powtórnego sprawdzenia znajomości filmu przeprowadzający doświadczenie podali ochotnikom podłączonym do urządzenia rejestrującego aktywność mózgu odpowiedzi innych członków grupy. Tłumaczyli, że chcą im w ten sposób ułatwić zadanie. W rzeczywistości podpowiedzi zostały spreparowane. Badani ulegli sugestii – niektórzy z nich zmienili nawet te odpowiedzi, co do trafności których byli wcześniej całkowicie pewni. Naukowcy skupiali się przede wszystkim na mechanizmie wszczepiania fałszywych wspomnień (badali aktywność ciała migdałowatego), a nie na samym wszczepianiu, od wielu lat bowiem wiadomo, że pamięcią można łatwo manipulować i wpływać na nią poprzez presję otoczenia. W latach 70. amerykańscy badacze, wśród nich Elisabeth Loftus, przeprowadzili podobny eksperyment. Jego uczestnicy obejrzeli film przedstawiający wypadek drogowy, a następnie odpowiadali na pytania zawierające fałszywe informacje (np. na temat znaku „Stop”, którego nie było). Część z osób poddanych badaniu uznała je za element prawdziwych wspomnień. Prof. Loftus kierowała znanym eksperymentem, w czasie którego poproszono starszych braci, by zapytali młodszych, czy pamiętają, jak zgubili się w centrum handlowym. Jedna czwarta młodszych braci „przypomniała” sobie wydarzenie, które w rzeczywistości nie miało miejsca. Część z nich „odtworzyła” szczegóły, których nie usłyszała od braci. Byli pewni, że są one prawdziwe. W rubryce „(Prze)błyski” w 27. numerze „Przeglądu” przytoczono zaczerpniętą z „Naszego Dziennika” opinię aktorki zaangażowanej kiedyś po stronie PZPR, a obecnie PiS: „W PRL to był prosty układ, my i oni”. Podobne oceny i częsta zmiana własnej przeszłości nie muszą – jak przekonują psychologowie – być efektem świadomych zabiegów fałszowania swego życia. W połowie lat 90. ukazała się głośna, wznawiana, przetłumaczona na wiele języków, nagradzana i uznana niemal za klasyczną pozycję literatury o Holokauście książka Binjamina Wilkomirskiego (Brunona Grosjeana) „Urywki z dzieciństwa”. Autor, który spędził bezpiecznie wojnę w Szwajcarii, opisał rzekomo własne wspomnienia z Auschwitz. Był przeświadczony (nadal zresztą jest), że są autentyczne. Być może jego książka zrodziła się z presji środowiska wskazującego miejsce, w którym powinno przebywać żydowskie dziecko w czasie Zagłady. Nierozwiązaną zagadką pozostanie zniekształcanie wspomnień przez Ryszarda Kapuścińskiego. Jego ojciec, wbrew temu, co pisał, nigdy nie był w obozie jenieckim ani nie uciekł z transportu przewożącego polskich oficerów do Katynia. Czy to element autokreacji, a może szczere przekonanie, że tak właśnie było? Ludzka pamięć jest żywa, zmienia się – także pod wpływem otoczenia: bliskich, do których mamy wielkie zaufanie, autorytetów moralnych, postaci publicznych, książek, filmów, mediów, wystaw. Wiele osób dopasowuje – celowo lub nieświadomie – własną przeszłość do oczekiwań. Ulegają rozlicznym podpowiedziom i sugestiom. Czy można bezkrytycznie ufać tysiącom relacji świadków historii zarejestrowanych – w ramach programów historii mówionej – przez Muzeum Powstania Warszawskiego czy Ośrodek KARTA, skoro obie te instytucje mają wyrazisty pogląd na historię XX w.? Na fałszowanie wspomnień wpływa postawa władz państwowych, które, z jednej strony, liberalizują, deregulują, prywatyzują kopalnie, szkoły, szpitale, zaopatrzenie w energię, ciepło i wodę, z drugiej zaś, upaństwowiły i niemal zmonopolizowały historię najnowszą, utrzymując Instytut Pamięci Narodowej, prowadząc politykę historyczną, a obecnie politykę pamięci. Używając pojęcia polityka pamięci, władze same przyznają, że chcą wpływać na wspomnienia obywateli. Zachowują się podobnie jak naukowcy w czasie opisanego eksperymentu – udzielają podpowiedzi, kim obywatele powinni byli być w przeszłości. Sprawującym władzę nie przeszkadzają rosnące w miarę oddalania się od PRL szeregi kombatantów „od zawsze” walczących z komuną. Przeciwnie – dzięki współczesnej „czwartej brygadzie”, czyli nadliczbowym kombatantom, łatwiej dowieść, że w PRL z jednej strony była garstka

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2011, 29/2011

Kategorie: Opinie