Prawo do pracy – przeżytek realnego socjalizmu?

Obecne położenie polskiego społeczeństwa, cierpiącego na brak pracy, przypomina tragiczne losy proletariatu robotniczego w II Rzeczypospolitej z czasów wielkiego kryzysu gospodarczego (lata 30. ubiegłego stulecia). Ostatnio bezrobocie dotknęło już 3 mln ludzi zdolnych do pracy, pogrążając równocześnie w niedostatku wiele polskich rodzin, które żyły do niedawna z pracy dzisiejszych bezrobotnych. Coraz głośniejszym echem rozlega się w całej już Polsce wołanie o pracę. Gniew robotniczy przybiera formy zbiorowych protestów, których rozmiar przewyższyć może w przyszłości nawet siłę strajków stoczniowców w 1980 r. Bój o prawo do pracy w kapitalizmie Sztandarowym hasłem socjalistów, również polskich (m.in. Ignacego Daszyńskiego i Bolesława Limanowskiego), było zawsze prawo do pracy. Spór o to prawo zaczął się już u zarania kapitalizmu. W XVIII i XIX wieku prawo to udało się wywalczyć robotnikom francuskim po przewrotach rewolucyjnych w latach 1789 i 1848). Ale nie na długo. Utworzone przez porewolucyjny rząd francuski w 1848 r. „warsztaty narodowe” w celu ograniczenia bezrobocia, zostały po paru miesiącach zlikwidowane, co wywołało powstanie robotników w obronie prawa do pracy. Koronnym argumentem przeciwników ingerencji państwa w rynek pracy było od dawna twierdzenie, że państwo nie jest przedsiębiorcą dysponującym miejscami pracy. Socjalistyczni oponenci odpowiadali, że państwo musi zapewnić ludziom możność utrzymania się przy życiu dzięki pracy, tak jak zapewnia kapitalistom zarobki (tak argumentował np. autor artykułu pt. „Prawo do pracy” w „Przedświcie” nr 3/1885 r.). Zamachy na prawo do pracy nasiliły się w latach przedwojennej recesji gospodarczej. Wtedy, podobnie jak dzisiaj, ożywili się w ówczesnej Polsce nieprzejednani przeciwnicy ustawowych zapisów o prawie do pracy. Nieporozumienia wokół pojęcia prawa do pracy Po upadku realnego socjalizmu czołowy polski neoliberał (i eurosceptyk zarazem), Leszek Balcerowicz, ostro napadł na ideę prawa do pracy. Stwierdził, że prawo to jest pustą, fałszywą obietnicą, której nie powinno być w konstytucji („Wolność i rozwój. Ekonomia wolnego rynku”, wyd. Znak, Kraków 1995 r., s. 219). Ostatnio do tej krytyki przyłączyła się prof. Ewa Łętowska, od niedawna sędzia Trybunału Konstytucyjnego („Przegląd” nr 29 z 22.07.br.). Autorzy tego poglądu nie zgłębili, niestety, istoty pojęcia „prawa do pracy” w języku ustaw zasadniczych, aktów międzynarodowych i kodeksów pracy. Błąd krytyków tego prawa polega na niezrozumieniu, że nie wszystkie „prawa” zapisane w konstytucji są tzw. prawami podmiotowymi, które podobnie jak w kodeksie cywilnym mogą być przedmiotem konkretnych roszczeń. Konstytucja to nie kodeks zobowiązań zapewniający bezpośrednio osobom uprawnionym świadczenia, które zobowiązany musi spełnić pod rygorem egzekucji. Ustawa zasadnicza każdego demokratycznego państwa musi zawierać ogólne odesłania do praw człowieka i obywatela. Nie są to wcale puste frazesy. Na takich odesłaniach polega uroda aktów konstytucyjnych, które, podobnie jak postanowienia traktatowe, uznają za niezbywalne takie wartości ogólnoludzkie jak prawo do życia, wolność, poszanowanie godności każdego człowieka czy prawo do pracy. W znaczeniu konstytucyjnym prawo do pracy jest jednym z uznanych przez prawodawcę, przyrodzonych praw człowieka, a nie kategorią prawa prywatnego, którą posługują się kodeksy cywilne. Prawo do pracy w PRL Konstytucja z 1952 r. przewidywała, że „obywatele Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej mają prawo do pracy, to znaczy prawo do zatrudnienia za wynagrodzeniem według ilości i jakości pracy”. Przepis ten nie był rozumiany w praktyce jako źródło prawa obywatela do otrzymania pracy w wybranym przez siebie zakładzie pracy. Według tej konstytucji prawo do zatrudnienia miały „zapewnić”: społeczna własność środków produkcji, rozwój na wsi ustroju społeczno-spółdzielczego wolnego od wyzysku, planowy wzrost sił wytwórczych, usunięcie źródeł kryzysów ekonomicznych, likwidacja bezrobocia. Oznaczało to, że przepis o tzw. prawie do pracy był adresowany do podmiotów prowadzących politykę społeczno-gospodarczą, obligując je do stwarzania warunków do pełnego zatrudnienia wszystkich obywateli zdolnych i chętnych da pracy. Tak rozumiane prawo do pracy nie było równoznaczne z zapewnieniem każdemu, kto chciał pracować, dogadzającego mu zajęcia zarobkowego. W całym okresie PRL nie zdarzyło się chyba, by którykolwiek sąd nakazał jakiemuś pracodawcy zatrudnienie obywatela, żądającego przyjęcia do pracy na podstawie samej konstytucji. Również PRL-owski kodeks pracy z 1974 r. nie był źródłem żądań obywateli o zatrudnienie na podstawie art. l0 tego kodeksu stosowanego bezpośrednio. W przepisie tym prawo do pracy zostało zaliczone wprawdzie do katalogu podstawowych

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2002, 33/2002

Kategorie: Felietony