Prezydent Karzaj i fałszerze

Prezydent Karzaj i fałszerze

Druga tura afgańskich wyborów doprowadzi do jeszcze większego chaosu Talibowie zaatakowali budynek ONZ w Kabulu. W październiku zginęło najwięcej amerykańskich żołnierzy w całej wojnie afgańskiej. Barack Obama nie może podjąć decyzji, czy wysłać do Afganistanu kolejne oddziały wojskowe. Druga runda wyborów prezydenckich, zapowiedziana na 7 listopada, zwiększa panujący w Afganistanie chaos. Napastnicy uderzyli 28 października o świcie. Przebrani za policjantów terroryści wdarli się do budynku ONZ w Kabulu, przeznaczonego dla zagranicznych gości. Ten hotel położony jest w handlowej, nowoczesnej dzielnicy Szar-e-Now uważanej za bezpieczną, dlatego cudzoziemcy chętnie w nim kwaterują. Napastnicy otworzyli ogień, rzucali granaty. Pracownicy Narodów Zjednoczonych zostali wzięci jako zakładnicy. Niektórzy zdołali ratować się ucieczką. Afgańskie siły bezpieczeństwa okrążyły dżihadystów. Walki trwały aż do południa. W budynku doszło do kilku eksplozji, na dachu pojawiły się płomienie, w niebo uniosły się dymy. Trzej terroryści w końcu wysadzili się w powietrze, ale życie straciło także sześciu zagranicznych członków personelu Narodów Zjednoczonych, wartownik i przechodzień, dziewięć osób zostało rannych. Dwóch zamachowców zbiegło. Inni ekstremiści wystrzelili dwie rakiety, które rozerwały się w ogrodzie luksusowego hotelu Serena koło pałacu prezydenckiego w Kabulu. To jedyny pięciogwiazdkowy hotel w afgańskiej stolicy. Około stu hotelowych gości musiało schronić się w podziemnym bunkrze. Do ataku przyznali się talibowie. Ich rzecznik Zabiullah Mudżahid przypomniał, że trzy dni wcześniej talibowie wydali oświadczenie ostrzegające wszystkie osoby zatrudnione przy wyznaczonej na 7 listopada drugiej rundzie wyborów prezydenckich. „To jest nasz pierwszy atak”, powiedział Mudżahid. Dał do zrozumienia, że nie ostatni. Talibowie próbowali nie dopuścić już do pierwszej rundy wyborów prezydenckich, która odbyła się 20 sierpnia, przeprowadzili wtedy liczne zamachy przeciwko oddziałom międzynarodowych sił ISAF, afgańskim siłom bezpieczeństwa i pracownikom komisji wyborczych. Obecnie próbują znów nakręcić spiralę terroru. O najwyższe stanowisko w państwie rywalizują obecny prezydent Hamid Karzaj i były minister spraw zagranicznych, dr Abdullah Abdullah. Karzaj często nazywany jest szyderczo „burmistrzem Kabulu”, ponieważ jego władza znaczy niewiele poza granicami stolicy. Karzaj, który sprawuje urząd od końca 2001 r., potrafił jednak z upływem lat zdobyć licznych zwolenników, uzyskał poparcie wielu wpływowych afgańskich klanów, obsadził swymi ludźmi kluczowe stanowiska w administracji, a także w komisjach wyborczych. Przeciwnicy twierdzą nie bez racji, że Karzaj dokonał tego dzięki korupcji i machinacjom finansowym. Miliardy dolarów przeznaczone przez wspólnotę międzynarodową na pomoc dla Afganistanu trafiły do kieszeni prezydenta i jego zwolenników. Ale podobne praktyki są powszechne w tym kraju. Triumf wyborczy burmistrza Kabulu wydawał się przesądzony już w pierwszej rundzie. I rzeczywiście Karzaj ogłosił się zwycięzcą, który zdobył absolutną większość. Po dwóch miesiącach potwierdziła to komisja wyborcza. Ale gniewny Abdullah Abdullah głosił, że doszło do fałszerstw wyborczych na ogromną skalę. Masowo wrzucano do urn podrobione karty wyborcze, głosy oddały setki tysięcy nieistniejących wyborców. Wybuchł skandal na skalę międzynarodową. Nikt nie miał wątpliwości, że afgańskie głosowanie stało się farsą. W końcu wspierana przez ONZ Komisja ds. Skarg Wyborczych (ICC) unieważniła wyniki w 210 lokalach. Podano w wątpliwość prawie jedną trzecią oddanych głosów (1,3 mln). Po decyzji komisji Karzaj utracił absolutną większość. Przeciwko fałszerstwom wyborczym protestował zastępca specjalnego wysłannika ONZ do Afganistanu, Peter Galbraith. W następstwie został zwolniony z pracy. Oburzony napisał: „Te wybory miały być kamieniem milowym na drodze kraju do demokracji i stabilizacji. Zamiast tego zniszczyły wiarygodność prezydenta Karzaja w kraju i za granicą i podważyły zaufanie Afgańczyków do demokracji. Te wybory zapewniły talibom największe zwycięstwo strategiczne od ośmiu lat”. Rzeczywiście talibowie i inni fundamentaliści islamscy bezlitośnie naśmiewają się z fałszywej demokracji, przyniesionej przez „wiarołomnych krzyżowców”. Hamid Karzaj nie kwapił się do ogłoszenia drugiej tury wyborów. Zrobił to dopiero pod ogromnym naciskiem międzynarodowym. Wysłannik Baracka Obamy, senator John Kerry, nakłaniał do tego burmistrza Kabulu ogółem przez 72 godziny. Do afgańskiego przywódcy telefonowali Hillary Clinton i premier Wielkiej Brytanii Gordon Brown, szef francuskiej

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2009, 44/2009

Kategorie: Świat