Mówi się często, że wyborcy mają krótką pamięć. Dlatego politycy mogą poszaleć, bo naród i tak przy urnie zapomni o różnych wpadkach i niemądrych słowach. Pewnie jest w tym sporo prawdy. Ale na miejscu prezydenta Komorowskiego nie liczyłbym na krótką pamięć tych środowisk centrolewicowych, które popierając go, rozstrzygnęły o jego wygranej z Jarosławem Kaczyńskim. Słowa, które skierował do rodaków 11 listopada, stojąc przed Grobem Nieznanego Żołnierza, bardzo zirytowały wielu naszych czytelników. Dawno nie dostałem tylu protestów przeciwko zachowaniu głowy państwa. Bezmyślny atak na ambasadę Rosji skierował uwagę opinii publicznej na zadymy narodowców. Ale znacznie ważniejsze od tego pożałowania godnego incydentu są słowa Bronisława Komorowskiego. W ostatnich latach tak nieprawdziwe i stronnicze opisy królowały na kartach broszur Instytutu Pamięci Narodowej i w środowiskach ultraprawicowych. Co więc takiego się stało, że nawołując do jedności i świętowania, prezydent równocześnie przekreślił życiorysy i dorobek milionów Polaków? Mówiąc im, że „w roku 1918 i w roku 1989 Polska budowała swą gospodarkę na ruinach”, Komorowski przekroczył granice absurdu. Wiem oczywiście, że takie słowa już wcześniej padały, bo nie ma głupoty, której jakiś polityk by nie wygłosił, licząc na poklask ze strony pewnej grupy społecznej. Ale co innego, gdy słyszy się to od głowy państwa. I to od polityka, który do tej pory swoją pozycję budował na umiarkowaniu, rozsądku i kompromisie. Przecież 11 listopada prezydent Komorowski nie maszerował przez morze ruin, które w 1945 r. zostały po tym pięknym mieście, gdy wbrew rozumowi, wyłącznie z powodów politycznych, wywołano powstanie, które skończyło się śmiercią 200 tys. ludzi. Po uroczystościach prezydent Komorowski nie trafił na bankiet do piwnicy, ale do starannie odbudowanego przez jego poprzedników Belwederu. I tak dalej i dalej. Że wspomnę tylko o jednym. Przez 24 lata nowego ustroju wszystkie kolejne rządy, a w największym stopniu właśnie te, w których byli i ciągle są ludzie z obozu politycznego prezydenta, sprzedali tysiące zakładów. Te właśnie ruiny, o których mówił Komorowski. Niestety, bardzo często sprzedawali owe zakłady kompletni dyletanci w sprawach zarządzania i gospodarki. Kto pamięta, wie też, ilu skorumpowanych urzędników państwowych brało udział w wyprzedawaniu majątku znacznie poniżej realnej wartości. A jednak mimo tej korupcji i nieudolności do kasy państwa wpłynęły dziesiątki miliardów złotych. Gdyby nie strajki związkowców w KGHM, to i tę firmę sprzedano by za kilkaset milionów dolarów. Uporczywe zabiegi ludzi, którzy do dziś są w rządzącej obecnie partii, udało się na szczęście storpedować. Dzięki czemu co roku skarb państwa bierze więcej niż tamta oferta. Czy prezydent o tym nie wie? Czym się różnią kłamstwa o PRL od kłamstw głoszonych przez obóz PiS na temat III RP? Prezydent Komorowski, opisując potęgę i rozwój Polski sanacyjnej, mógł jeszcze wspomnieć o naczelnym wodzu Rydzu-Śmigłym, prezydencie Mościckim i rządzie, którzy uciekli po dwóch tygodniach wojny do Rumunii, zostawiając naród na pastwę okupantów. A czytelnikom, którzy protestują przeciwko wystąpieniu prezydenta, mogę tylko powiedzieć, że życiorysów i prawdy historycznej musimy bronić sami. I wyciągając z tego wnioski, nasza fundacja zacznie wydawać książki o tamtych czasach. Udostępnij: Kliknij, aby udostępnić na Facebooku (Otwiera się w nowym oknie) Facebook Kliknij, aby udostępnić na X (Otwiera się w nowym oknie) X Kliknij, aby udostępnić na X (Otwiera się w nowym oknie) X Kliknij, aby udostępnić na Telegramie (Otwiera się w nowym oknie) Telegram Kliknij, aby udostępnić na WhatsApp (Otwiera się w nowym oknie) WhatsApp Kliknij, aby wysłać odnośnik e-mailem do znajomego (Otwiera się w nowym oknie) E-mail Kliknij by wydrukować (Otwiera się w nowym oknie) Drukuj
Tagi:
Jerzy Domański









