Przed wyborami w Afganistanie Hamid Karzaj umacnia swą władzę Przed wyborami prezydenckimi zawrzało w Afganistanie. Władze w Kabulu muszą stawiać czoła talibom, terrorystom oraz regionalnym panom wojny. Na kartkach wyborczych umieszczono zdjęcia 18 kandydatów, gdyż wielu głosujących nie umie czytać. Urny są przewożone do odległych górskich wiosek helikopterami lub na grzbietach osłów. Przygotowano wiele lokali wyborczych, ponieważ kobiety i mężczyźni będą głosować osobno. Rząd w Kabulu sprowadził z zagranicy miliony specjalnych piór, którymi będą znakowane kciuki wyborców. Kropka na palcu oznacza, że obywatel już oddał głos, a więc nie uczyni tego ponownie w innym aule czy dzielnicy. Ale Afgańczycy boją się, że kropki (które znikną po pięciu dniach), mogą się stać wyrokiem śmierci. Talibowie i fanatycy dżihadu walczący z proamerykańskimi władzami w Kabulu zagrozili bowiem, że zgładzą tych, którzy ośmielą się pójść do urn. Do tej pory zamordowali 12 pracowników organizujących głosowanie. W Afganistanie trwa kampania przed wyborami prezydenckimi, które mają się odbyć 9 października. Uprzednio zaplanowano je na czerwiec, lecz termin został przełożony ze względu na napiętą sytuację w kraju. Unia Europejska i OBWE ograniczyły liczbę swych obserwatorów w obawie o ich życie. „Jeśli obserwowanie wyborów jest zbyt niebezpieczne, to czy Afgańczycy mogą bezpiecznie głosować?”, pyta Andrew Wilder, przewodniczący Afghan Research and Evaluation Unit, „fabryki myśli” z siedzibą w Kabulu. Oddziały amerykańskie oraz międzynarodowe siły pokojowe ISAF zdołają ochronić lokale wyborcze tylko w większych miastach. Przypuszczalnie zwycięzca nie otrzyma 51% głosów, czyli konieczna będzie druga tura. Ta, z uwagi na ramadan, odbędzie się zapewne dopiero w listopadzie. Komentatorzy obawiają się, że talibowie i ich sojusznicy wykorzystają długi okres wyborczy do zintensyfikowania ataków. Afgańczycy jednak bardzo pragną wybrać przywódcę – mają taką możliwość po raz pierwszy od lat 60. Eksperci ONZ oczekiwali, że zarejestruje się 9,5 mln wyborców, jednak uczyniło to o milion więcej. Istnieją wszakże obawy, że wielu na polecenie przywódców klanowych czy religijnych zarejestrowało się kilka razy. Z pewnością jeśli uda się przeprowadzić niedoskonałą nawet elekcję, będzie to poważny krok w budowie nowego państwa afgańskiego, które pod osłoną wojsk Stanów Zjednoczonych i NATO z mozołem tworzy się od końca 2001 r. Wtedy to wojska amerykańskie wspierane przez afgański Sojusz Północny usunęły reżim religijnych fanatyków, talibów, udzielających schronienia Osamie bin Ladenowi i innym tuzom Al Kaidy. Faworytem w nadchodzących wyborach jest 46-letni prezydent Hamid Karzaj, przyjaciel USA i Zachodu, polityk zdolny i inteligentny, pochodzący z ludu Pasztunów, stanowiącego większość mieszkańców i tradycyjnie dominującego w Afganistanie. Karzaj, przy poparciu Amerykanów, został wybrany na to stanowisko w 2002 r. przez wielką radę plemienną (Loja Dżirga). Niektórzy drwili zeń, nazywając go burmistrzem Kabulu. Władza prezydenta rzeczywiście długo nie sięgała poza rogatki stolicy. W prowincjach kraju władzę dzierżyli lokalni przywódcy, często krwawi watażkowie, dysponujący prywatnymi armiami (ich wojska do dziś liczą około 60 tys. doświadczonych w wojennym rzemiośle bojowników, podczas gdy afgańska policja i armia rządowa to najwyżej 44 tys. często słabo uzbrojonych i wyszkolonych ludzi). Pod naciskiem Stanów Zjednoczonych udają lojalnych urzędników rządu, jednak prowadzą własną politykę i przymykają oczy na handel narkotykami, który przynosi im fantastyczne zyski, czyli środki na opłacenie zbrojnych zwolenników. W Afganistanie grę polityczną kształtują podziały etniczne, toteż panowie wojny, którzy wystawili swe kandydatury w wyborach prezydenckich, mogą liczyć przede wszystkim na poparcie własnych ludów. Uzbekowie z północy staną murem za swoim liderem, gen. Raszidem Dostumem, postacią potężną, ale mroczną. Okrutny i przebiegły Dostum, weteran wielu wojen, w odpowiednim momencie zdradził Sowietów, później talibów, aby przyłączyć się do Sojuszu Północnego. Pojmanym przeciwnikom kazał wbijać gwoździe w czaszki. Kandydatem na prezydenta mającym poważanie Hazarów jest Mohammed Mohakuik. Ale Hazarowie stanowią tylko 10% populacji i są uważani za heretyków, wyznają bowiem szyicką odmianę islamu. Za najbardziej wpływowego człowieka w Afganistanie przez długi czas uchodził przywódca zdominowanego przez Tadżyków i Uzbeków Sojuszu Północnego, obecnie minister obrony, tadżycki bojownik Mohammed Fahim. Stoi on na czele najpotężniejszej
Tagi:
Krzysztof Kęciek









