Prognozy, polityka i rzeczywistość

Prognozy, polityka i rzeczywistość

Po okresie nadmiernej euforii – biorącej się z nieracjonalnego zapatrzenia się w rzekomy amerykański cud gospodarczy – weszliśmy w fazę nadmiernego defetyzmu To naturalne, że chcemy wiedzieć, co nas czeka w bliższej i dalszej przyszłości. Dziś przede wszystkim ciekawi jesteśmy, jak podstawowe tendencje gospodarcze rzutować będą na standard życia i jego zmiany w nadchodzących latach. Stąd też z zainteresowaniem śledzi się zapowiedzi co do zmian takich wskaźników jak tempo wzrostu (albo spadku) produkcji i dochodów czy też skala bezrobocia i inflacji. Najwięcej uwagi przy tym przykuwają prognozy krótko- i średnioterminowe. Zaciekawienie przewidywaniami, co będzie działo się za lat 10 czy 20, jest dużo mniejsze. Psychologicznie łatwo wyjaśnić taką koncentracją uwagi na doraźnych problemach. Żyjemy przecież w czasach trudnych i ciekawych zarazem. Mniejsze zafrapowanie długofalowymi wizjami bez wątpienia bierze się i stąd, że nawet przewidywania na okresy krótkie często się nie sprawdzają. Wielu sądzi zatem, że nie warto zaprzątać sobie głowy jeszcze bardziej wątpliwymi przewidywaniami na daleką przyszłość. Skoro nie wiadomo, co nas czeka na wiosnę, to skąd mamy wiedzieć, co nas może spotkać za pół pokolenia? Aby jednak spotkało nas coś dobrego, warto o tym cały czas myśleć. Pamiętając, oczywiście, o najbliższej wiośnie. A nawet i o przedwiośniu. Zmienność prognoz O ile jest rzeczą zrozumiałą, że prognozy gospodarcze się zmieniają, o tyle niektórych może zaskakiwać, że czasami dzieje się to nader szybko. Niekiedy nawet – np. w odniesieniu do przewidywanej dynamiki produkcji – tak radykalnie, że wręcz odwraca się znak stawiany przed wskaźnikiem oczekiwanego tempa wzrostu. Miało być plus jeden, a teraz mówią, że może być minus jeden. Ale czy zaiste jest ono oczekiwane? I przez kogo? Na podstawie jakich założeń? Są to pytania ciekawe nie tylko dla ekonomistów i przedsiębiorców, ale także – a może zwłaszcza – dla polityków i szerszej publiczności. Na podstawie głoszonych prognoz bowiem podejmowane są rozmaite decyzje zarówno przez rządy, jak i korporacje, przez inwestorów i przez konsumentów. Co więcej, warto zrozumieć istotę prognoz oraz ich kaprysy, ponieważ ich formułowanie i interpretacja, a zwłaszcza komentowanie w mediach, służą niekiedy manipulowaniu opinią publiczną. Zastanawiające jest, jak bardzo prognozy – nawet te metodologicznie w pełni profesjonalnie i opracowywane na podstawie najlepszych danych – podlegają emocjom i ciśnieniu chwili. Dotyczy to także takich organizacji, jak Bank Światowy, MFW czy OECD, które pod wpływem ostatnich wydarzeń politycznych wydają się zbyt skore do redukcji wcześniej przewidywanych wskaźników. Z pewnością chcą one też skorzystać z nadarzającej się okazji urealnienia wygórowanych i nadmiernie optymistycznych przewidywań. Atak terrorystyczny na USA i towarzyszące mu zamieszanie stworzyły ku temu niecodzienną okazję. Za tymi organizacjami idą najczęściej inni, którzy, z jednej strony, bazują na ich pierwotnych prognozach, z drugiej zaś, bardzo silnie poddają się oddziaływaniu efektu demonstracji. Niby prognozowanie opiera się na przesłankach naukowych, ale jest z nim trochę tak jak z modą. Dlatego też nastroje panujące w najbardziej wpływowych organizacjach szybko się rozprzestrzeniają i udzielają innym, często bez niezbędnej dozy refleksji i krytycyzmu. Tak więc teraz – niezależnie od poważnych przesłanek sugerujących rewizję niektórych wcześniejszych przewidywań – zapanowała światowa moda na pesymizm. Nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy i na rodzimym gruncie jej nie ulegli. Trzeba przecież iść z modą… Bez mała wszędzie przeto obserwujemy minorowe nastroje w odniesieniu do prognoz tempa wzrostu światowego handlu i produkcji. Po okresie nadmiernej euforii – biorącej się między innymi z nieracjonalnego zapatrzenia się w rzekomy amerykański cud gospodarczy i jakoby już koniec epoki cykli koniunkturalnych – teraz weszliśmy w fazę nadmiernego defetyzmu. „Nowa gospodarka” – a zwłaszcza jej zewnętrzna powłoka w postaci nadętego balonu na rynku kapitałowym, który przecież musiał pęknąć – ostro wyhamowała, spada więc ogólna dynamika gospodarcza. A jeszcze bardziej spadają oczekiwania co do pozytywnych tendencji na najbliższą przyszłość. Skrajni defetyści widzą ją już tylko czarno. Na tle poważnego załamania koniunktury w USA oraz towarzyszącego mu jeszcze głębszego tąpnięcia oczekiwań podmiotów gospodarczych, największe organizacje międzynarodowe ścigają się w korygowaniu w dół własnych prognoz, prowokując innych do pójścia ich śladem. Niekiedy wręcz licytują

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2001, 48/2001

Kategorie: Publicystyka