Czy kard. Józef Glemp spełnił oczekiwania kard. Wyszyńskiego? Człowiek, który bezpiecznie przeprowadził polski Kościół z rzeczywistości „realnego socjalizmu” do demokracji, kard. Józef Glemp, odchodzi w początkach sierpnia na emeryturę. Przez 25 lat kierował archidiecezją warszawską, przez 23 lata przewodniczył Konferencji Episkopatu Polski. „Z pewnością jest osobą niezależną i niezłomną, która wywarła olbrzymi wpływ na kształt Kościoła i Polski na przełomie tysiącleci”, napisał o nim w nieco okolicznościowym tonie na łamach biuletynu Katolickiej Agencji Informacyjnej Bogumił Łoziński. Z powodu tych swoich cech charakteru był najczęściej atakowanym hierarchą polskiego Kościoła. Nie podporządkowywał się wymogom „politycznej poprawności”. Mimo że wywodzi się ze skromnej patriotycznej rodziny z sympatiami „raczej dla Dmowskiego niż dla Piłsudskiego”, jak kiedyś się zwierzył, zawiódł katolickich nacjonalistów, którzy wiązali nadzieje z jego osobą przy tworzeniu własnych ugrupowań politycznych. Nie chciał również przykładać ręki do lansowania narodowej chadecji. Neoliberałom z prawa i z lewa, którzy nie szczędzili mu krytyki za jego poglądy na temat sprawiedliwości w społeczeństwie i potrzeby etyki w państwie, odpowiedział niedyplomatycznie: „Gdy pieski szczekają, karawana idzie dalej”. Mocny człowiek? Raczej łagodny, ale uparty. Nazywano go „prymasem środka”, ponieważ potrafił spełniać swą misję bez wyraźnego politycznego angażowania się po „lewej” bądź „prawej” stronie. Nie krył entuzjazmu dla ruchu solidarnościowego. Od początku sprawowania przewodnictwa w polskim Kościele rozumiał się z ludźmi „Solidarności”, jak sam mawiał, „bez słów”. Ale często nie podzielał ich oceny sytuacji w państwie i rzeczywistych zagrożeń. Wówczas, a działo się to w przełomowych dla kraju momentach, nie wahał się mówić o tym publicznie. Nie jest natchnionym kaznodzieją, zdarzały mu się nawet zabawne wpadki, o których krąży sporo anegdot. Ale w trudnych i przełomowych sytuacjach, w jakie obfitował czas jego przewodzenia w polskim Kościele, potrafił zabierać głos w odpowiednim momencie i znajdować właściwe słowa. Często wymagało to odwagi, na jaką niewielu by się zdobyło. Pięć miesięcy po tym, jak w lipcu 1981 r. zastąpił kard. Stefana Wyszyńskiego na czele Episkopatu, ogłoszono stan wojenny w Polsce. W tym dramatycznym momencie od reakcji prymasa mogło zależeć bardzo wiele. Kilkanaście godzin po wprowadzeniu stanu wojennego, 13 grudnia wieczorem, przemówił do młodzieży akademickiej w kościele Matki Bożej Łaskawej w Warszawie. W historycznej homilii wypowiedział słowa przeciwko przemocy, które wyznaczyły postawę i strategię Kościoła w tych dramatycznych okolicznościach: „Kościół broni każdego życia, a więc w stanie wojennym będzie wołał, gdzie tylko może, o spokój, o zaniechanie gwałtu, o zażegnanie bratobójczych walk. Nie ma większej wartości nad życie ludzkie, dlatego sam będę wołał o rozsądek nawet za cenę narażenia się na zniewagi i będę prosił, nawet gdybym miał iść boso i na kolanach błagać: nie podejmujcie walki Polak przeciwko Polakowi”. – Wielu księży i działaczy „Solidarności” źle przyjęło ten brak bezpośredniej krytyki stanu wojennego w kazaniu prymasa – wspomina jezuita o. Wacław Oszajca, poeta i czołowy publicysta katolicki. Ale w wielkiej mierze dzięki takiej postawie nie doszło wtedy w Polsce do większego rozlewu krwi. Zdaniem Oszajcy, Glemp, który nie był jeszcze wtedy kardynałem, przyjął taką postawę, jaką prawdopodobnie miałby, gdyby żył jego poprzednik, kard. Stefan Wyszyński. Pełne poparcie papieża Wojtyły towarzyszyło decyzjom kard. Glempa podejmowanym w kluczowych momentach. O. Adam Boniecki, który w tym czasie jako redaktor naczelny ukazującego się w Rzymie polskiego wydania „L’Osservatore Romano” był blisko Domu Papieskiego, napisał w ostatnim numerze „Tygodnika Powszechnego” w związku z odejściem kard. Glempa na emeryturę: „Mało kto wiedział również, że Jan Paweł II przekazał przez bp. Bronisława Dąbrowskiego Prymasowi „szczególne podziękowanie” za to kazanie (z 13 grudnia), które określił jako „działanie na rzecz powstrzymania przelewu krwi”. Papież zdecydowanie zaaprobował linię postępowania przyjętą przez prymasa, gdy w 1983 r. przyjechał z drugą wizytą do Polski. W konsekwencji, gdy pojawiła się pod koniec dekady koncepcja porozumienia przy Okrągłym Stole, kard. Glemp udzielił jej poparcia i mianował dwóch swoich przedstawicieli, aby przy nim zasiedli. Byli to nieżyjący już ks. Bronisław Dembowski, który później jako biskup odegrał kluczową rolę w przygotowaniu pierwszego etapu transformacji, i ks. Alojzy Orszulik, późniejszy rzecznik Episkopatu.
Tagi:
Mirosław Ikonowicz









