Przechadzka niepodległości

Przechadzka niepodległości

Librus mi dryndnął, że Antek dostał plusa za wspaniałą postawę patriotyczną podczas szkolnego Święta Niepodległości. Potem co wieczór podśpiewywał „Szarą piechotę” pod prysznicem, pomyślałem więc: nie ma rady, nadszedł czas wzmożenia. Tym razem nie dało się obejść tego dnia z daleka, wziąłem syna i poszedłem Jedenastego na bój o odzyskanie święta zawłaszczonego przez nacków. Na szczęście okazało się, że oprócz tradycyjnie zatkanego przez masę pirotechniczno-wrzaskliwą traktu między rondami Dmowskiego i Waszyngtona są w Warszawie arterie wolne od złych emocji, gdzie sposobnie można się wtopić w tłum „rodzin z dziećmi” i poprzyglądać, jakże ta cała polskość czczona jest przez tzw. normalsów.

Synowi wytłumaczyłem, że pieśń, którą wykonuje pod tuszem, jest w gruncie rzeczy śmiertelnie smutna, ale wzmożenie jego szlachetne, albowiem pradziady nasze krwią i blizną etc., należy pamiętać, szanować, zwłaszcza jeśli samemu ma się usposobienie pasywno-ucieczkowe i mając do wyboru komfort lub ojczyznę, zapewne wybrałoby się to pierwsze.

Owóż szliśmy Krakowskim Przedmieściem

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2024, 47/2024

Kategorie: Felietony, Wojciech Kuczok