Przejechałem człowieka

Przejechałem człowieka

W ubiegłym roku kierowcy zabili 5700 osób. Rozmowy ze sprawcami wypadków Zakład Karny w Hrubieszowie otacza ponury mur. Mariusz S. z okna celi ma widok na ten mur. Nad łóżkiem powiesił kilka zdjęć z przeszłości. Zdjęcie dziewczyny zdjął. Przestała przyjeżdżać po trzech latach. Mariusz ją rozumie. Przecież to nie parę dni, tylko 10 lat czekania. Przesiedział już pięć i pół roku. Wtedy miał 23 lata, dziś 28… – Jakoś trzeba żyć. Najważniejsze, że rodzina się nie odwróciła – Mariusz S., ładny chłopak w więziennym uniformie, niepewnie wyciąga do mnie rękę. Jakby czuł, że nie zasługuje na podanie ręki. Wysportowany. Bo tu dużo się ćwiczy, żeby nie zwariować. Każda czynność po paru miesiącach robi się nudna. Wtedy Mariusz „zaczyna nowy kapitał”, miesiącami czyta książki, potem miesiącami rozmawia ze współwięźniami w celi. Tak w kółko. Siedzimy naprzeciwko siebie przy więziennym stole. Normalnie żył. Od lat 80. w Niemczech, gdzie wyjechał z rodzicami. Skończył niemiecką szkołę, nigdy nikomu nie zrobił krzywdy, nigdy nie szarżował, nie zapłacił mandatu. Był rok 1999. Bum na sprowadzanie aut z Zachodu. Można powiedzieć, że Mariuszowi się powodziło. Kupił dżipa, w Poniatowej poznał fajną dziewczynę. Akurat przyjechał do niej na majowy weekend. W sobotę, dzień przed tym, jak stracił wszystko, złamał swoją zasadę i dał się namówić chłopakowi w barze, żeby wsiąść do auta po piwie. Tamten tłumaczył, że to tylko parę metrów. Pili prawie do rana. Rano wsiadł znowu. Też podjechać tylko kawałek, do knajpy, gdzie miało być fajnie… – Niewiele pamiętam. Tyle, że droga była kręta. Tamten chłopak odkręcił szybę i zaczepiał dziewczyny. Pamiętam, że irytował mnie, bo cały czas zmieniał kasety. Przytomniałem na kawałkach tej drogi. Pamiętam, że on coś powiedział i spojrzałem na niego. Akurat był łuk w lewo. Do tej pory nie wiem, czy to było w tym momencie. Za łukiem szły poboczem trzy osoby. To był ułamek sekundy, takie tępe uderzenie. Tyle pamiętam. Uciekłem w kierunku rzeczki. W głowie miałem myśl, żeby jak najdalej się od tego oddalić – patrzy na mnie, czy rozumiem, że nie chciał uciekać. – Przy brzegu stali wędkarze. Wzięli mnie za ręce i nogi i zanieśli do wsi. Ocknąłem się znów, jak zobaczyłem nad sobą siekierę. Nie zdążyli mnie zlinczować, bo nadjechała policja. Miałem 2,5 promila. Zabiłem babcię, jej córkę i wnuczka. Ponoć dwie osoby zabrałem ze sobą, w kołach. Ponoć ciągnąłem jakieś 50 m. Jedna przeleciała mi nad głową. Mariusz nie wie, ilu bliskich zostawiły. W liście do nich prosił, żeby znaleźli w sobie siłę, by przebaczyć. Ale list nie dotarł. Ponoć został zatrzymany w prokuraturze. Mariusz to też rozumie: – Postawiłby mnie w lepszym świetle, a prokurator jest od tego, by wywalczyć najwyższy wymiar kary. Życie ludzkie to poważna rzecz. W sądzie widział starszego pana, pewnie męża babci, ojca i dziadka. Chciał spojrzeć mu w twarz, ale tamten nie chciał. Potem przestał go widywać na rozprawach. Słyszał, że się powiesił. Mariusz często opiera głowę na łokciach. Jakby chciał pomóc głowie wytrzymać te myśli. – Nie jestem mordercą. Morderca planuje przestępstwo. To był straszny wypadek, coś, co nie miało się stać… Najbardziej mnie boli, że to był pierwszy raz. W więzieniu mówią, że jak ktoś długo jeździ po pijaku, umie sobie podjechać ze sklepu do pracy, z pracy do domu. Ktoś, kto nie jest przyzwyczajony, nie dojedzie daleko. W lutym pierwszy raz od pięciu lat był za tą bramą. Stanął i przytrzymał się ramienia kuzyna. Ze strachu. A świat wydał mu się taki wielki… Zaczął się uczyć w szkole w Lublinie. Żeby przyzwyczajać się do normalności. Nie, nie pojedzie na ten grób, jak skończy odsiadkę. Pojechałby i co? Jezu, zabiłem człowieka! Młodzi, ambitni, lubią życie. Dużo bardziej niż dorośli. Nawet piją inaczej. Szybciej. Życie zmienia im się zwykle z soboty na niedzielę. Bo najgorzej jest w sobotnią noc, gdy wracają z dyskotek, w niedzielny poranek, kiedy „zmuleni” sobotnim kacem przemieszczają się do następnej knajpy, i w święta, gdy zjeżdżają ze szkół do domu i objeżdżają imprezy, gdzie można spotkać znajomych. Lubią grać policji na nosie. Kpt. Janusz Krotkiewicz, kierownik działu

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2005, 32/2005

Kategorie: Kraj
Tagi: Edyta Gietka