Przeżyć i doświadczyć

Przeżyć i doświadczyć

O architekturze PRL Anna Cymer – historyczka i popularyzatorka architektury, dziennikarka. Autorka książki „Architektura w Polsce 1945-1989” Lubię sceny w powojennych filmach, kiedy ludzie wracają do zniszczonych miast i zaczynają budować wszystko od nowa. – Uważałabym jednak z tym sformułowaniem „od nowa”. To nie jest tak, że rodzi się PRL i następuje gwałtowne cięcie – powstaje nowa architektura. Tak naprawdę mamy do czynienia z ciągłością z modernizmem i 20-leciem międzywojennym. Nawet w czasie wojny nasi architekci nie przestawali pracować w tajnych pracowniach, gdzie tworzyli nowe koncepcje urbanistyczne, zastanawiając się, co będzie dalej. Wiele projektów zrealizowanych po wojnie było przygotowywanych jeszcze przed jej zakończeniem. Czytałam, że znany architekt Bohdan Pniewski w czasie wojny nie dość, że projektował domy mieszkalne, to jeszcze były one zaraz budowane. – Budowa w czasie wojny to nigdy nie jest oczywisty obraz… Bardzo ciekawe były również budynki, które zostały wymyślone w czasie wojny i nigdy nie powstały. Projekty były wizjonerskie, architekci nie mieli ograniczeń, bo przecież trwała wojna i nikt nie wiedział, w którą stronę to wszystko pójdzie. Tworzyli oni nie na podstawie wytycznych, tylko z wyobraźni. Dopiero później pojawiły się konkretne potrzeby i możliwości. Jedną z nich była odbudowa Starego Miasta w Warszawie, podjęta niezwykle szybko z powodów politycznych, ale myślę, że miała zarazem dobry wpływ psychologiczny. Mówiła: zobaczcie, damy radę po tym wszystkim się podnieść. Pierwszą istotną zmianą dla architektury powojennej był socrealizm, tworzony pod hasłem „socjalistyczny w treści, narodowy w formie”. Co to w zasadzie oznaczało? – Tego nie wiedzieli nawet socjalistyczni ideolodzy. Było to wzniosłe hasło, potrzebne propagandowo, ale nie szły za nim żadne wskazówki co do konkretnych rozwiązań architektonicznych. Nie zmienia to faktu, że był to ciekawy okres w architekturze, i mam wrażenie, że budynki, abstrahując od okrutnych czasów, w których powstały, dziś już są odbierane bardzo dobrze. Wiele jest wpisywanych do rejestru zabytków. Oczywiście architekci nie mieli pełnej wolności i musieli swoje pomysły konsultować z politykami, ale w praktyce ta architektura estetyczna i monumentalna została zaakceptowana społecznie. Dodatkowo socrealizm zmuszał do powrotu do form historycznych, a to w Polsce zawsze cieszyło się ogromnym uznaniem. Powstałe wtedy budynki są dekoracyjne, solidnie zbudowane, mają ładne wnętrza i rozpoznawalne detale architektoniczne – kolumny, balustrady. Trzeba też dodać, że w zdecydowanej większości projektowali je nie przysłani z Moskwy nadzorcy, ale Polacy, którzy starali się zaproponować w swoim kraju sensowne rozwiązania. Domyślam się, że nie ma czegoś takiego jak jednolita architektura PRL, możemy wyróżnić w niej okresy i mody. – Dokładnie tak, architektura zmieniała się w widoczny sposób w każdej dekadzie. Tuż po wojnie, jeszcze w końcówce lat 40., mamy do czynienia z kontynuacją modernizmu tworzoną przez architektów nafaszerowanych przedwojennymi ideałami. Potem przychodzi socrealizm, który trwa krótko, ale zostawia po sobie spektakularne realizacje. Kończy się on w roku 1956. – I wtedy następuje pętla z czasami przedwojennymi, wraca modernizm i nowoczesność. Lata 60. są momentem dużej swobody architektonicznej i biorąc poprawkę np. na uwarunkowania finansowe, śmiało można wpisać to, co się działo, w rozwój architektury zachodnioeuropejskiej. Mieliśmy mniejsze środki, ale podobny sposób myślenia. W latach 70. ponownie polityka zaczyna zarządzać tym, co się buduje. Najważniejsze było umasowienie budownictwa, które miało zapobiegać katastrofie mieszkaniowo-społecznej. Trzeba było budować tanio, dużo i szybko. Nie powstawały już wtedy kameralne osiedla, takie jak Sady Żoliborskie, tylko budowało się Chomiczówkę, Bródno. Zmieniły się skala i narzędzia. A co się zmienia w latach 80.? – Kryzys ekonomiczny powoduje, że kończą się wielkie inwestycje. Zmienia się też kultura. Do Polski dociera istniejący już od dawna w Stanach Zjednoczonych postmodernizm, który niesie dużą przemianę stylistyczną. Zmniejsza się skala architektury i następuje powrót do dekoracyjności w zupełnie innym wydaniu niż w socrealizmie, kiedy były na to pieniądze i można było zrobić kamienną kolumnadę, gdzie się chciało. Teraz raczej dekoracyjność łączy się ze swojskością – przybija się na bloku jakieś deseczki, żeby było przytulnie. To wszystko, o czym mówię, to wyraźne i czytelne zmiany w przestrzeniach naszych miast. Nie trzeba być ekspertem, żeby je zauważyć. Mam wrażenie, że coraz więcej ludzi docenia architekturę tego okresu.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 10/2022, 2022

Kategorie: Kraj, Wywiady