Rumunia znalazła się na ogłoszonej w czerwcu liście krajów rekomendowanych jako najtańsze dla amerykańskich turystów Gdy w 1989 r. zginął dyktator paranoik Nicolae Ceausescu i Rumunia otworzyła się na świat, Europa Zachodnia zachwyciła się odkryciem, że 6 mln ludzi w 23-milionowym kraju mówi lub przynajmniej jest w stanie porozumieć się w języku francuskim. Od tego czasu upłynęło 20 lat, a świat wciąż odkrywa Rumunię. Zawdzięcza ona nacjonalkomunistycznej dyktaturze Ceausescu przynajmniej jedno: to, że poza naftowym Ploesti i kilkoma okręgami przemysłowymi oraz dobrze zagospodarowanym, niewielkim wybrzeżem czarnomorskim, pozostała ostatnim w Europie skansenem przyrody, architektury i kultury ludowej z początków XX w. Jak również to, że turysta, który decyduje się na indywidualną wyprawę do tego kraju, może liczyć na przeżycia i satysfakcje, jakie dane były jedynie podróżnikom z czasów, gdy Chałubiński odkrywał uroki okolic Zakopanego. Autostrada donikąd Pierwsze od czasu ucieczki przez Zaleszczyki we wrześniu 1939 r. dziesiątki tysięcy Polaków, które ruszyły do Rumunii za wczesnego Gierka, także przejeżdżały przez ten kraj tranzytem. Polonezami, syrenkami i zakupionymi za talony zachodnimi samochodami polscy turyści pędzili każdego lata przez Rumunię do bułgarskich kurortów. Po drodze wymieniali z miejscową ludnością żeńską nylony i damską bieliznę oraz biseptol na przepięknie haftowane ludowe obrusy i ręczniki. Przekraczając rumuńską granicę za Szegedem, w stronę rumuńskiego miasta Arad, Polak wpadał w euforię, wjeżdżając pierwszy raz w życiu na szeroką, równą, prawdziwą autostradę z wielkimi zielonymi tablicami informacyjnymi: Bucuresti 391 km. Bodaj po ośmiu czy dziesięciu kilometrach przed oczami zdumionych i przerażonych podróżników wyrastał nagle wysoki, nieoświetlony ani jedną żarówką wał ziemny. Eryk Lipiński, znany polski grafik, który też dał się zwieść tablicy „Autostrada”, powiedział, że to jest właśnie otwarcie rumuńskiego rządu komunistycznego na Zachód. Jeśli chodzi o drogi – jest dzisiaj nieco lepiej, jednak tak wiele się znów w Rumunii nie zmieniło. Uwagi na ten temat będą w dalszej części tekstu, który nie został napisany w celu zniechęcania rodaków do odwiedzania Rumunii, lecz wręcz przeciwnie. Łacińska wyspa w słowiańskim morzu, jaką jest Rumunia, ze słowiańskich cnót ma jedną z najmilszych: gościnność. W odróżnieniu od swych bliskich krewnych, Włochów, wśród których coraz częściej napotykamy pewną odmianę homo xenofobicus berlusconicus, Rumuni – tak nielubiani w Italii – są niezwykle otwarci i gościnni wobec cudzoziemców. Można się o tym przekonać zarówno w miastach, jak i w wiosce zagubionej gdzieś w majestatycznych Południowych Karpatach, które przecinają kraj od przełęczy Predeal, niemal po okolice Bukaresztu i skręcając nagle na zachód, ciągną się po granicę Serbii. Liczne forpoczty naszych taterników i fanatyków górskiej turystyki rowerowej zachwyconych dzikością i dziewiczym charakterem tych terenów (wciąż nie obowiązują większe ograniczenia w biwakowaniu) można spotkać na wąskich ścieżkach prawie wszędzie. Najczęściej jednak w przypominających bardzo nasze Tatry Górach Fogarskich, czyli Fogaraszach, których najwyższy szczyt, Moldoveanu, ma 2544 m n.p.m. W przewodnikach turystycznych góry te często nazywane są Alpami Transylwańskimi. Drakuli się nie wyprą Transylwania kojarzy się każdemu cudzoziemcowi z arystokratycznym wampirem, hrabią Drakulą, który według legendy miał tu zamek, wysysał krew swych ofiar i sypiał w trumnie. „Drakula wydaje się zbyt okrutny, aby pozostawać symbolem Rumunii dla całego świata – martwiła się ostatnio rumuńska minister turystyki, Elena Udrea. – Rumunia – mówiła – ma wiele rzeczy, które mogą być propagowane jako jej znak firmowy”. Jednak pani minister, dbająca o godny wizerunek kraju przedstawiany potencjalnym turystom, jest realistką i przyznaje, że „szkoda byłoby pozbyć się Drakuli, który jednak nadal pozostaje jedną z atrakcji przyciągających turystów”. Pani minister w znacznej mierze ma na względzie wzbierającą od początku tegorocznego sezonu falę turystów zza oceanu. Rumunia znalazła się bowiem na ogłoszonej w czerwcu w USA liście krajów rekomendowanych jako najtańsze dla amerykańskich turystów ze względu na wysoki kurs dolara. Reklamę hrabiemu Drakuli zrobił zwłaszcza irlandzki pisarz, Bram Stoker. Na podstawie jego powieści powstało kilka znanych na całym świecie filmów grozy. Pisarza zainspirowała krwawa, ale bynajmniej nie wyjątkowa, jak na tamte
Tagi:
Mirosław Ikonowicz









