Psi kawior

Wiesław L. z Solca nad Wisłą, Polak prawdziwy, jeśli wierzyć „Super Expressowi”, zabierał bezdomne psy. Zbioru swego nie chomikował. Pieski systematycznie zabijał, mięso marynował i odpowiednio przyprawione spożywał. Nie był samolubem, regularnie wydawał proszone obiadki. Sprawa zbulwersowała reporterów. Do tej pory psina w naszym kraju zarezerwowana była w bulwarówkach jedynie dla mniejszości narodowych, zwykle pochodzenia wietnamskiego. Kiedy bulwarówki chciały poszczuć większość polską na wietnamską mniejszość, serwowały zmyślone opowieści o psinie podstępnie podsuniętej Polakom w niewinnie wyglądających sajgonkach.
Wiesław L. jest niewątpliwym Polakiem, z dziada pradziada nawet. Jak mogło dojść do wyżej opisanej sytuacji? – głowiły się media.
Czy zejście na psy Wiesława L. spowodowane zostało bezduszną polityką Leszka Balcerowicza i neoliberalnej części kierownictwa SLD, czy też mamy do czynienia jedynie z wyrafinowanym smakoszem, nietuzinkowym dostawcą wyrobów delikatesowych? Wszak psina na południu Chin, a zwłaszcza w bogatym Hongkongu, tamtejszym kawiorem się jawi.
W czasie, kiedy Wiesław L. oprawiał pieski na łamach, obok posłowie Paweł P. z PiS i Robert G. z PO głodowali przez miesiąc, żyjąc pod lupą „Super Expressu” za jedyne 500 zł. Wszystko po to, aby zadowolić pierwszych biednych w naszym kraju. Paweł jakoś dożył, Robertowi zabrakło 30 zł. Gdyby nie kupował „Super Expressu”, też pewnie do końca miesiąca na plusie by dociągnął. Obaj posłowie mogliby zaoszczędzić, gdyby tylko wykazali się większą aktywnością. Zamiast pasywnej strategii oszczędzania, eliminowania wydatków, wzięli przykład z rodaka z Solca i dojadali sobie psiną. Darmową, rzecz jasna. Dodatkowo przy takim wyborze zyskaliby niezwykłe bonusy – wielką sławę medialną. Pies, zwłaszcza mediów, gryzący posła to w naszym kraju pospolitość. Poseł gryzący psa to już materiał na czołówkę. Ale stało się. Chociaż po głodowym eksperymencie wszyscy poczuli się syci. Posłowie, bo mieli za darmo publicity, redakcja, bo przez miesiąc było o czym pisać, no i najbiedniejsi Czytelnicy. Ci nasycili się informacjami, że establiszment też sobie odmawiał.
W czasie, kiedy posłowie głodowali za 500 zł, a Wiesław L. w Solcu niebo w gębie serwował, Państwowa Inspekcja Pracy zbadała jakość produktów w największych polskich supermarketach. Tych sprzedawanych pod „marką własną”, czyli Leader Price, Eco+, Tesco, TiP, Plus Discount, DiT i parę innych. Wyniki okazały się porażające. Syntetycznie barwione parówki produkowane ze ścierwa niewiadomego pochodzenia, koncentrat pomidorowy nasycony chlorkiem sodu, zepsute konserwowane ryby i warzywa. Okazuje się, że supermarkety, przyciągając rzesze biednych tanimi towarami, serwują im zwyczajny chłam. Biedny jest upośledzony nie tylko dlatego, że nie może napełnić do syta swego wózka supermarketowego. Bieda dopada go szkodliwą, niezdrową żywnością.
O podobnych praktykach stosowanych w supermarketach media informowały już nieraz. Nie wywołało to większego odzewu w mediach, zwłaszcza tych popularnych jak psina Wiesława L. Nie wywołało to oburzenia wśród polityków. Ludzi opiniotwórczych. Dziwnym trafem supermarkety jawią się w naszym kraju niczym instytucje Kościoła katolickiego – pozostające poza krytyką. Zdaje się, że wielu prezydentów miast, radnych i posłów wręcz modli się do supermarketów. Ale widocznie oni korzystają z innych tamtejszych marek.

 

 

Wydanie: 11/2004, 2004

Kategorie: Blog

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy