Publiczna, czyli dla elit

Publiczna, czyli dla elit

Rozmowa z Magdaleną Środą Nie samym badziewiem Polak żyje. Chcielibyśmy porządnej telewizji, otwartej, ciekawej. Na razie serwują nam chałę – Czy warto bić się o poziom mediów? – Oczywiście, że tak! To jedna z najpoważniejszych bitew, którą trzeba przedsięwziąć. Parę lat temu sądziłam, że jednak najważniejsza jest szkoła. Że szkoła nadaje decydujący impuls postępowi i ogólnej wiedzy. Dziś widać, że edukacja staje się medialna, więc i media powinny pełnić funkcję edukacyjną. – W jaki sposób? – W szerokim tego słowa rozumieniu. Zastanówmy się nad takimi problemami – jak przeciwdziałać przemocy domowej, jak zmienić stosunek społeczeństwa do homoseksualistów, który jest oparty na stereotypach, przesądach itd., jak otworzyć się na emigrantów, jak rozumieć i oceniać postęp medyczny. Gdybym była jakimś decydentem i miała znaleźć szybkie narzędzia, by te problemy rozwikłać, tobym powiedziała: media. To proste – gdy w „ulubionym” serialu pojawia się dziecko z zespołem Downa, homoseksualista ciepło pokazany, to i stosunek znacznej części społeczeństwa się zmienia. Jest to więc potężne narzędzie, które można dobrze wykorzystać. I nie chodzi mi o moralizatorstwo czy dydaktyzm, ale o wpływanie na postawy poprzez wiedzę. narzędzie europejskiej utopii – Nie może być moralizatorstwa ani pouczania, bo ludzie tego nie będą oglądać. – Oczywiście, że nie może. Ale nie może też być tylko badziewie. Spójrzmy szerzej – na pewno każdy zgodzi się z tezą, że im będziemy społeczeństwem lepiej wykształconym, tym lepsza będzie polska rzeczywistość. A przede wszystkim wykształcone powinny być elity. I takie są. Mają dziś inny charakter niż kiedyś, nie są oddzielone od reszty społeczeństwa barierami klasowymi. I telewizja publiczna powinna pełnić misję w odniesieniu do tych elit. To znaczy tych, którzy nie mogą oglądać w kółko tańca na lodzie, lub chociażby snobują się na takich, co nie mogą. Podnosić poziom. Tak jak jest w najlepszych telewizjach na świecie – są tam ambitne programy, ale bardzo pasjonujące, jest wreszcie poważna debata prowadzona przez zachowujących neutralność dziennikarzy. I ludzie oglądają. – A u nas co jest? – U nas są tok-szoły. Ale mam wrażenie, że nadchodzi taki moment, że już się nacieszyliśmy tym prostym typem telewizji, która jest jak cyrk, z nadmiarem klaunów i teraz pora zacząć coś zmieniać. Na zajęciach z antropologii puszczam studentom filmy z Discovery. Na sali jest 50 osób, film trwa godzinę i nikt się nie rusza. Potem jest pasjonująca dyskusja – Ale to są studenci! – Ale studentów mamy w tym kraju coraz więcej, jesteśmy społeczeństwem uczącym się. Myślę więc, że nie można stawiać na media publiczne – równocześnie masowe i atrakcyjne dla elit, bo to jest fikcja. – A nie jest tak, że oferty dla elit, poza kanałami tematycznymi, nie ma, gdyż ta grupa, o której pani mówi, jest zbyt mała, by sprzedawcy mediów, ci specjaliści od targetów, formatów, ją zauważyli? – Jestem przekonana, że ten target coraz bardziej się poszerza, że to jest wypadkowa rosnącego wykształcenia społeczeństwa. I rosnących aspiracji do bycia elitą, jest taki snobizm. Gdy się pojawił „Big Brother”… – …to wszyscy go oglądali. – A to jest mniej istotne. Bo ważniejsze było, że do tego się nie przyznawali. Że uznali, że nie wypada tego oglądać. Jeżeli tak, to myślę, że na zasadzie snobizmu mogliby zacząć przyznawać się i oglądać ambitniejsze programy telewizji publicznej. To jest możliwe – proszę sobie przypomnieć, co się zdarzyło za sprawą trzech tenorów, a właściwie pomysłu na ich wypromowanie: spektakle operowe nagle stały się bardzo popularne i masowo oglądane. Tego oczekuję od telewizji publicznej – pewnego przełamania, a jednocześnie pewnego przeczekania. Bo to nie będzie tak, że jak się puści Haendla, wieś nie będzie mogła się oderwać od telewizorów. – Widzowi dobrze z tym badziewiem. Zwłaszcza temu masowemu. – Na wsiach głównie ogląda się sport i porno. Mają ludzie anteny satelitarne, więc mają dostęp. Nie jest prawdą, że katolicka Polska ogląda programy religijne. TV Religię oglądają wyłącznie ci, którzy robią te programy, bo podejrzewam, że uczestnicy też tego nie oglądają. A TVP Historia! To jakiś kuriozalny program. Kiedyś na to trafiłam i pomyślałam – to niemożliwe! To tak, jakby jakaś mała nacjonalistyczna partia miała w telewizji własną trybunę. – TVP

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2009, 39/2009

Kategorie: Kraj