Kto chce mnie czytać, musi do mnie przyjść Elfriede Jelinek – Odkąd dziesięć lat temu austriacka pisarka i feministka Elfriede Jelinek dostała literacką Nagrodę Nobla, publikuje wyłącznie na własnej stronie internetowej. Z okazji berlińskiego Kongresu Literatury Cyfrowej z noblistką rozmawiał pisarz Ingo Niermann, twórca wirtualnej platformy literackiej Fiktion. Ta inicjatywa grupy pisarzy zakłada zbadanie nowych możliwości rozpowszechniania wartościowej literatury w sieci. Elfriede Jelinek należy do rady autorów platformy. W rozmowie po raz pierwszy opowiedziała o cyfrowym pisaniu, czytaniu i wydawaniu oraz nepotyzmie w branży literackiej. Czy pisałaś ręcznie albo na maszynie, zanim zaczęłaś pisać na komputerze? – Napisałam jeden czy dwa krótkie wiersze odręcznie. Nie było tego wiele. Potem dostałam mechaniczną maszynę do pisania i wszystko już pisałam na niej. Nie mogę pisać odręcznie, ponieważ mam ciężką rękę i każdy ołówek, długopis, a przede wszystkim kosztowne wieczne pióro szybko przestają działać. Na jakim komputerze zaczynałaś pisać? – Próbnie pracowałam na DEC PDP-8 (Model VT78) w 1983 r., to właściwie żaden komputer do pisania. Chciałam go raz wypróbować w laboratorium mojego męża. Potem miałam już mojego Apple’a IIc – to pierwszy komputer, na którym wszystko od tej pory pisałam. Pierwszym tekstem była sztuka teatralna „Präsident Abendwind” w 1986 r. Od tego czasu nie używałam maszyny do pisania. Od razu wszystko wpisywałaś do komputera czy przygotowywałaś pierwszą wersję ręcznie? – Wszystko zawsze od razu pisałam na komputerze. Odręcznie robię najwyżej notatki, przeważnie na starych kopertach. Muszę wszystko notować natychmiast, bo mam bardzo słabą pamięć. Pisanie za pomocą klawiatury jest dla mnie czynnością organiczną, prawie taką samą jak myślenie. Jak Bóg na komputerze Jak zmieniło się twoje pisanie dzięki komputerowi? – Są dwa aspekty. Jeden to uczynienie pracy lżejszą. Dawniej przepisywałam na nowo każdą całą stronę, na której dokonałam jednej, dwóch korekt, żebym mogła zobaczyć, jak to będzie wyglądało w książce. To niemal tak, jakby komputer wynaleziono dla mojego sposobu pracy. Piszę bardzo szybko z powodu wewnętrznego niepokoju, który nie pozwala mi na robienie nawet krótkich przerw w pisaniu. Dlatego piszę często bezsensowne rzeczy, które potem usuwam. To właściwie mechaniczny proces, który nie kosztuje mnie żadnego wysiłku. Do tego komputer oczywiście nadaje się doskonale. Można coś bez śladu wymazać i zastąpić czymś innym. Człowiek czuje się przy tym jak Bóg, który w trakcie tej samej czynności może coś stworzyć i zaraz to usunąć. Aż do chwili, kiedy już wiem, że mogę rzecz tak pozostawić. Wtedy chwytam ją i trzymam mocno. Lepiej już nie będzie. Tak pozostanie, chociaż istnieje tysiąc innych możliwości. Nie wiem, czy dla każdego stylu pracy to jest idealne, ale dla mojego z pewnością. Mejle i internet nie odciągają cię od pracy? Korzystałaś kiedyś z blokady internetu? – Niełatwo mi przeszkodzić. Oczywiście sprawdzam w międzyczasie, czy coś przyszło, kiedy oczekuję ważnej wiadomości, ale to nie jest dla mnie problem, bardzo łatwo potrafię się koncentrować. Nie, nie potrzebuję blokady. Rozważałaś kiedyś zajęcie się pisaniem interaktywnym? – Nie, na to jestem już być może za stara. Chociaż można powiedzieć, że to moja generacja wprowadzała w teatrze interaktywność pomiędzy sceną a publicznością. Dawniej sama przeprowadzałam wiele akcji. Ale nie eksperymentuję formalnie w sieci i z siecią. Choć byłoby to zapewne kuszące. Trwałość i ulotność Czym różni się dla ciebie czytanie na ekranie monitora od czytania tekstów drukowanych? – Bardzo trudno powiedzieć. Tę szybkość i pobieżność czytania z ekranu cenię przede wszystkim, jeśli chodzi o gazety i magazyny albo przy szybkich podręcznych poszukiwaniach. Nie powiedziałabym, że słowo drukowane jest czymś na wieczność, że znaczy więcej i jest trwałe. Wówczas przecież nie zdecydowałabym się sama na zaprzestanie pisania książek i na publikowanie mojej prozy wyłącznie na stronie internetowej. To oscylowanie pomiędzy trwałością a ulotnością (w sieci nic nie znika, teksty, niezależnie od korzystania z nich, wiodą własne żywoty, meandrują, na niektóre się wpada przypadkowo, podczas gdy innych szuka się celowo, to mnie fascynuje). Z drugiej strony potrzebuję do moich poszukiwań książek z papieru. Pracuję często jednocześnie z dziesięcioma książkami, co jest właściwie niemożliwe z komputerem czy e-bookiem. A jeśli nawet byłoby możliwe, uważam
Tagi:
Ingo Niermann









