Zhejiang to taka chińska Bawaria. Dostatek, porządek, tradycyjne wartości i nowoczesne technologie Marca Polo zna każdy Chińczyk z Hangzhou. I każdy wie, że nazwał ich miasto „najpiękniejszym i najbardziej eleganckim na świecie”. Chińczycy kochają pochlebstwa, zwłaszcza pochodzące od słynnych cudzoziemców, toteż Wenecjanin cytowany jest tu częściej niż aktualni przywódcy KPCh. I jak to zwykle w Chinach bywa, cytowany wybiórczo. Zachwyty nad „miastem nieba” powtarzane są przy każdej okazji, ale uwiecznione w „Opisaniu świata” tęskne wzdychania do miejscowych „przedskoczek tak doświadczonych i biegłych w sztukach wabienia i pieszczot”, że „ci, którzy raz tego zakosztowali, już nigdy nie mogą ich zapomnieć” – już nie. W Hangzhou, pomimo rewolucyjnej liberalizacji obyczajowości, o tym jeszcze się nie mówi. Ale w Chinach mówi się coraz więcej, i to na tematy uważane do niedawna za tabu. Zwłaszcza w Hangzhou przy okazji kolejnego Life and Development International Forum, zorganizowanego przez Centrum Studiów Europejskich Uniwersytetu Zhejiang, poświęconego różnicom we wschodnich i zachodnich stylach życia oraz ich przenikaniu się. – Czy wiecie, że ceny powierzchni biurowych ostatnio wzrosły tu aż dwukrotnie? – pani Tang He prezentuje gościom z Zachodu imponujące architektonicznym rozmachem centrum biznesowe Hangzhou. – Musi wam być teraz ciężko – mruczę współczująco, zgodnie z polską mentalnością. – Ależ to fantastyczne! – oponuje pani Tang – przecież to najlepszy dowód naszego wspaniałego rozwoju! Popatrzcie tylko na marki obecnych tu firm. Sami najlepsi zachodni projektanci mody. Teraz to oni pracują dla nas. Informacje, kto z wielkich światowych pracuje teraz dla Państwa Środka, to ulubiony temat rozmów Chińczyków z cudzoziemcami. Chińczycy zapominają o „wieku wstydu”, o upokorzeniach ostatniej dynastii Qing, japońskich i zachodnich okupantach. Ubiegłowiecznym statusie kraju półkolonialnego. O nieszczęsnym dla Chin XX wieku, wieku chaosu i poszukiwań dróg modernizacji kraju. Chińczycy już wiedzą, że są drugą gospodarką świata, pierwszym światowym eksporterem i pierwszym wierzycielem USA. Przestają się płaszczyć przed cywilizacją Zachodu, nie wstydzą się porównywać z czołówką. Zwłaszcza w Hangzhou – czwartym w rankingu „Bogactwo mieszkańców” mieście Chin (ranking nie uwzględnia Hongkongu). O czym nie zapomni poinformować każdy z oddelegowanych do opieki nad gośćmi. Hangzhou nie zamierza ścigać się jedynie w statystycznym poziomie bogactwa z pobliskim Szanghajem, stołecznym Pekinem czy najliczniejszym Chongqingiem. Tu ma być nie tylko bogato, ale przede wszystkim wykwintnie. Jak w Hangzhou Marca Polo. Taką deklarację składa Wang Guoping łączący funkcje sekretarza partii i prezydenta miasta. Zaraz po pytaniu o polski PKB, przed pytaniem o sytuację Romana Polańskiego. Kiedy w 1980 r. na południu Chin utworzono cztery specjalne strefy ekonomiczne: Shenzhen, Shantou, Zhuhai w prowincji Guangdong oraz Xiamen w prowincji Fujian, idea tego eksperymentu nie była jeszcze jasna. Spekulowano, że Shantou będzie strefą wolnocłową, Shenzhen komunistycznym Hongkongiem, Xiamen konkurującym z Tajwanem centrum targowym, a Zhuhai w sąsiedztwie Makau – strefą przykładnej ideowo rozrywki. W rzeczywistości wszystkie te specstrefy stały się laboratorium reform wolnorynkowych na ograniczonym wtedy obszarze. Powstały w prowincjach tradycyjnie otwartych na świat, ale peryferyjnych i wystarczająco odległych od pekińskiego centrum biurokratycznej władzy. Były pierwszymi kanałami komunikowania się między modernizującymi się i komercjalizującymi Chinami a gospodarką światową. Kiedy eksperyment się udał, całe Chiny stały się strefą wolnorynkową. Teraz w Hangzhou powstaje nowy rodzaj specjalnej strefy. Ideologicznej. – Chiny są jak supermarket – porównuje prof. Chen Lixu z Wydziału Nauk Społecznych i Kultury miejscowej Wyższej Szkoły Partyjnej. Profesor wyróżnia się z konferencyjnego tłumu modnych garniturów nonkonformistyczną czerwoną bejsbolówką i kurtką oraz stosowną dla uczonego białą brodą. W Chinach znajdziecie wszystko, co tylko zechcecie. Nowoczesne wieżowce i slumsy. Tysiące milionerów i dziesiątki milionów wędrownych robotników wysypujących się codziennie z dworców każdego większego miasta. Globalne koncerny i nielegalne, choć zatrudniające tysiące górników kopalnie węgla. Wszystkie religie świata. Dysydentów, tajne stowarzyszenia i agentów tropiących wszelkie ślady tajnych stowarzyszeń. Zakazaną prostytucję i jawne, pełne panienek bary karaoke o powierzchni kilkukondygnacyjnego parkingu. A w pobliskim Lushan willę Mao Zedonga i pani Song Meiling, żony Czang Kaj-szeka. Jedna upamiętnia twórcę ChRL, druga
Tagi:
Piotr Gadzinowski









