Rozpoczyna się akcja „Różowa konwalia”. Czy dzięki niej nie umrze co druga kobieta chora na nowotwór? Rak szyjki macicy. Wszystko okryte jest wstydem. Nazwano go nowotworem biedy, bo podobno częściej chorują ubogie (czytaj prymitywne) kobiety, które nie wiedzą, że lepiej zapłacić 20 zł za cytologię niż umrzeć. Poza tym dotyka częściej matki kilku dzieci, a wiadomo, że tylko biedota rozmnaża się bezmyślnie. Takie też padają określenia. Nazwano go również nowotworem kobiet o bogatym życiu seksualnym (to najłagodniejsze określenie), gdyż jak precyzyjnie wyliczono, szanse zachorowania dramatycznie wzrastają, jeśli ma się więcej niż sześciu partnerów. To jedyny rak przenoszony drogą płciową, bowiem często winny jest wirus brodawczaka. I dlatego chora zostaje napiętnowana przez środowisko jako puszczalska. – To upiorne, ale zazdrościłam kobietom z nowotworem piersi – wspomina Magda, jedna z pacjentek centrum onkologii. – Mają swoje Stowarzyszenie Amazonek, patronuje im pani prezydentowa, mogą publicznie opowiedzieć o swoim cierpieniu. A ja? Nie mam już siły tłumaczyć, że od lat jestem z moim pierwszym mężczyzną. „No to skąd masz raka szyjki macicy?”, pytają. W miniony weekend przez Polskę przeszły marsze nadziei związane z obchodami Międzynarodowego Dnia Walki z Rakiem. Chore na nowotwór szyjki macicy odważyły się tylko powiedzieć ogólnie, że walczą z cierpieniem. I słusznie używają takich enigmatycznych określeń. Nawet oddział w centrum onkologii nazwano kliniką nowotworów narządów płciowych kobiecych, bo słowo macica budziło zbytnie obrzydzenie. Błagam o życie „Różową konwalię” cztery lata temu wymyśliła Elżbieta Więckowska. Przesłanie akcji, której patronuje wicepremier Izabela Jaruga-Nowacka, to nie tylko edukacja kobiet, ale i lekarzy. Wiele lat temu u pani Elżbiety wykryto nowotwór w stadium absolutnej wyleczalności, ale zaproponowano wycięcie całej macicy. Takie były wtedy standardy terapii, niestety często obowiązujące do dziś. Kobieta skupiła się na poszukiwaniu lekarza, który zdecyduje się na leczenie, nie tylko okaleczanie. W końcu uratował ją onkolog, prof. Jan Zieliński. Jednak jego kolega i tak niezgodnie z otrzymanymi zaleceniami wyciął więcej, niż potrzeba. O urodzeniu drugiego dziecka nie może być mowy, bo to właśnie kilkucentymetrowa szyjka macicy odgrywa zasadniczą rolę przy zapłodnieniu i podtrzymaniu płodu. I przed takimi sytuacjami, przed niepotrzebną chirurgią pani Elżbieta (zaznacza, że to jej osobista akcja) chciałaby uchronić kobiety. Wraz z władzami lokalnymi będzie organizować badania. W tle tego wszystkiego też dzieją się rzeczy przykre. Województwa mazowieckie i opolskie nie mają swojego konsultanta „od tej choroby”. Przedtem bardzo długo zwlekano z wyznaczeniem chirurgii onkologicznej jako osobnej specjalizacji. Cała ta biurokracja też wpłynęła na to, że cytologię kobiety uznały za mniej trendy niż mammografię. – Zniechęca także sześciotygodniowa kolejka na leczenie w centrum onkologii – mówi prof. Mariusz Bidziński z Centrum Onkologii w Warszawie. – Kobiety czują się skazane, zanim zacznie się terapia. Opóźnieniom w leczeniu winne są również zasady z przeszłości. Kiedyś, gdy działała np. przemysłowa służba zdrowia, cytologia należała do badań obowiązkowych. Teraz mamy wolność. Tymczasem ten krępujący, nieelegancki i seksualny nowotwór ma jedną zaletę. Wykryty w stanie zerowym, czyli kiedy jeszcze jest w uśpieniu, okazuje się jak żaden inny w stu procentach wyleczalny. Ale takich pozytywnych przykładów wczesnej diagnozy zdarza się w Polsce niewiele. – Błagam pana o życie – takie słowa to codzienność prof. Jana Zielińskiego, konsultanta w warszawskim centrum onkologii, który od początku wspiera „Różową konwalię”. Dzisiaj rano rozmawiał z 28-latką spod Ciechanowa. Ma troje dzieci, do lekarza zgłosiła się dopiero, gdy ból nie pozwolił pójść w pole. Czeka ją operacja, ma niewielkie szanse. Twarze takich pacjentek układają się w litanię. Prof. Zieliński pamięta je wszystkie. Inna sława polskiej onkologii opowiada o pewnym zaskoczeniu odczutym, gdy na kongresie medycznym o spotkanie zaczęli zabiegać amerykańscy specjaliści. Niestety, okazało się, że to nie dokonania chirurga tak ich zachwyciły. – Sorry, u nas nie ma tak zaawansowanego raka szyjki macicy. Przyjazd do pana kliniki to jedyna okazja, żeby zobaczyć jakiś potworny przypadek – tłumaczyli i trzeba ich zrozumieć. W Polsce co roku wykrywa się 4 tys. przypadków, co druga chora umiera, bo trafiła do lekarza jak do hospicjum. W Finlandii umiera
Tagi:
Iwona Konarska









