Lada dzień może się okazać, że odkryjemy planetę o parametrach bardzo zbliżonych do Ziemi Coraz częściej docierają do nas informacje, że w niedużej odległości od Ziemi pojawia się asteroida. Czy mamy powody, by bać się kosmosu? – Odwróciłbym to pytanie: czy mamy się bać burzy albo gwałtownej ulewy, albo suszy? Różne są kataklizmy i trzeba się do nich przygotować. Jeżeli zaś chodzi o zagrożenia astronomiczne, to nie są one większe niż dawniej, kiedy były mniejsze możliwości ich rozpoznania. Ostatnim przykładem uderzenia niewielkiej asteroidy był upadek bryły materii na Uralu w rejonie Czelabińska. Było to bardzo medialne zdarzenie. Zresztą każde uderzenie ciał niebieskich w Ziemię staje się bardzo medialne. Co więcej, natychmiast pojawiają się nowe teorie odnoszące się do zderzeń asteroid z Ziemią. Albo odżywają stare, jak te tłumaczące wyginięcie dinozaurów w wyniku uderzenia z kosmosu. – Dla astronomów te uderzenia nie są czymś specjalnym i nierozpoznanym. Znane są nam kratery meteorytowe. W układzie planetarnym to jest rzecz dość powszechna, wystarczy popatrzeć na Księżyc, który nie ma atmosfery. Cała jego powierzchnia jest poorana kraterami uderzeniowymi, powstałymi w wyniku uderzeń asteroid, które przez ostatnie 4 mld lat spadały na Księżyc. Ślady po tych uderzeniach obserwujemy w postaci owych kraterów. Na Ziemi jest erozja atmosferyczna i te ślady są zacierane, w związku z czym najstarsze kratery właściwie nie są nam znane. A te niedawne uderzenia, liczone w setkach i tysiącach lat, znamy, geolodzy dość dobrze je rozpoznali i przeanalizowali. DOSTRZEC ZAGROŻENIE Czy informacje o bliskości asteroid to efekt tego, że mamy doskonalszą aparaturę, która jest w stanie je wychwycić, czy też były one i wcześniej, ale tego typu wiadomości starano się ukrywać? – To jest wynik posiadania coraz lepszej aparatury pomocnej w tym, by odpowiednio wcześnie zobaczyć jakieś ciało niebieskie, które zmierza w kierunku Ziemi. W tym celu opracowano specjalne programy i zestawy teleskopów, które nic innego nie robią, tylko śledzą niebo w poszukiwaniu czegoś, co się na nim pojawiło, porusza na tle innych gwiazd i zmierza w naszym kierunku. Oczywiście stale aktualne jest pytanie, jak to dostrzec, a dokładniej, jak odpowiednio wcześnie dostrzec. W tym aspekcie kolosalne znaczenie ma rozwój technik obliczeniowych. Wyobraźmy sobie sytuację, że na fotografii jest milion gwiazd widocznych jako świecące punkty. Który z obiektów przypominających na pierwszy rzut oka słabą gwiazdę może nam potencjalnie zagrozić? Jak to można zbadać? Jest to możliwe, gdy mamy jedną lub więcej kolejnych fotografii tego samego fragmentu nieba wykonanych po paru godzinach lub po paru dniach i sprawdzamy, czy wśród tych świecących punkcików jest jeden jedyny, który przesunął się względem pozostałych. Wówczas musimy możliwie szybko dokonać stosownych obliczeń, by stwierdzić, czy tor tego obiektu mógłby przeciąć się z orbitą Ziemi. Z jakim wyprzedzeniem astronomowie są w stanie poinformować Ziemian, że może dojść albo że dojdzie do zderzenia o dużej sile? – Na to pytanie nie da się odpowiedzieć wprost, choć występuje pewna prawidłowość. Im większe jest takie groźne ciało, tym łatwiej może być dostrzeżone z dużej odległości. Jeżeli jest to niewielka bryła o średnicy do kilkunastu metrów, to często dostrzegamy ją w ostatniej chwili, ale niewielka bryła wyrządzi niewielkie szkody. Trzeba by mieć wyjątkowego pecha, żeby bryła o kilkunastometrowej średnicy trafiła akurat w środek jakiegoś dużego miasta. To jest oczywiście możliwe, ale bardzo mało prawdopodobne. Natomiast bryły, które mogłyby spowodować globalną katastrofę, są oczywiście odpowiednio wcześnie dostrzegane. Prawdopodobieństwo, że jakaś naprawdę duża asteroida uderzy w Ziemię, jest niesłychanie małe, bo praktycznie rzecz biorąc, wszystkie te ciała poruszają się wokół Słońca i znane są ich orbity. Dlatego w perspektywie przynajmniej kilkudziesięciu albo kilkuset lat nie spodziewamy się, aby jakieś duże ciało kosmiczne uderzyło w Ziemię. Takiej dużej bryły nie znamy, co nie oznacza, że gdzieś z kosmosu nie może coś takiego nadlecieć, ale – jak wspomniałem – to niezwykle mało prawdopodobne. Jakie są metody, by temu zaradzić? – Z tym jest problem, bo oczywiście metody są zależne od wielkości bryły materii, która miałaby uderzyć. Najbardziej realne jest skierowanie w stronę takiej asteroidy rakiety z ładunkami nuklearnymi i spowodowanie w kosmosie wybuchu jądrowego, który minimalnie zmieni tor
Tagi:
Paweł Dybicz









