Ratunek w wiosce SOS

Ratunek w wiosce SOS

Siedlce 28.08.2017 r. SOS Wioska Dziecieca . N/z: Dzieciaki z domu nr.3 fot.Krzysztof Zuczkowski

Dzieci, które trafiają do Wiosek Dziecięcych, trzeba nauczyć, jak znowu być dzieckiem Karolinka została zabrana z rodzinnego domu w wieku pięciu lat. Tylko w brudnej piżamce i tenisówkach. Było ciepło, środek lata. Dom opuściła wraz z młodszym bratem Pawełkiem. „Już bardzo długo dzieci musiały same o siebie dbać, bo mama dbała tylko o to, by mieć pieniądze na alkohol. To Karolinka przebierała trzyletniego Pawełka i szukała dla niego jedzenia, gdy mama coraz głębiej zapadała się w nałóg”, mówi w „Kurierze SOS” mama SOS Ewa. Adam ma już 24 lata, do wioski SOS trafił, gdy miał 10. Nadal nie umie wybaczyć swoim biologicznym rodzicom, którzy zostawiali jego i młodsze dzieci same w domu na całe tygodnie. Adam próbował być dla rodzeństwa tatą i mamą. „Musiałem też bronić matki i chłopaków, gdy ojciec się napił i dostawał szału. Siostry musiałem bronić przed jeszcze gorszymi rzeczami… Nigdy tak głośno nie krzyczałem jak wtedy w nocy…”, wspomina na łamach „Kuriera”. Dzieci zwykle boją się ciemności, potworów, czarownicy albo wilka z lasu. Dziesięcioletni Adam najbardziej bał się tego, że nie będzie miał co dać jeść rodzeństwu. Przeżyły za dużo W czterech SOS Wioskach Dziecięcych w Polsce przebywa prawie 500 dzieci, których historie są podobne do losów Adama, Karolinki czy Pawełka. Stowarzyszenie SOS Wioski Dziecięce stworzyło osiedla domów jednorodzinnych, w których mieszkają rodzice SOS wraz z dziećmi, które z różnych przyczyn nie mogą być z rodzicami biologicznymi. Te dzieci dużo przeszły. Zanim znalazły się w wiosce, musiały radzić sobie same. Ich opiekunowie mieli problemy z nałogami, nie potrafili się sprawdzić w roli rodzica. – Trafiła do nas kiedyś piątka dzieci, cztery dziewczynki i chłopiec – opowiada Anna Choszcz-Sendrowska ze stowarzyszenia. – Najstarsza dziewczynka miała sześć lat, najmłodsza rok. Po jakimś czasie, kiedy dzieci nabrały już zaufania do mamy SOS i zaczęły opowiadać jej o tym, co się działo w domu biologicznym, zapytała, kto karmił, przewijał i uspokajał najmłodszą dziewczynkę, kiedy płakała. I sześciolatka odpowiedziała, że wszystko za matkę robiła ona – dodaje. Bardzo trudno wyrwać dziecko z roli małego dorosłego. – Dziecko w kochającej rodzinie może oczekiwać od dorosłego, że kiedy płacze, krzyczy, to dorosły przyjdzie, utuli, nakarmi, uspokoi. A dziecko, u którego w domu było bardzo źle, mogło płakać, lecz nikt nie przychodził. Albo przyszedł za późno i może przewinął, ale już nie nakarmił – mówi psycholog Aleksandra Sikorska. Kiedy dzieciaki przychodzą do wiosek SOS, zdarza się, że z owoców znają tylko jabłko i banana, a z jedzenia chleb z dżemem. Czasem trzeba je nauczyć wiązać sznurówki albo nawet korzystać z toalety. – Bywa, że dzieci nigdy nie były u okulisty. Mają złe oceny w szkole, bo źle coś przepisywały z tablicy. Są też dzieciaki, które nie tylko nigdy nie były u dentysty, ale też nie miały szczoteczki do zębów – dopowiada psycholog. Praca z dziećmi tak zranionymi polega na ciągłym zdobywaniu ich zaufania. Małymi krokami, od podstaw, budują się ich relacje z rówieśnikami, więzi z nowymi rodzicami i innymi mieszkańcami wioski SOS. Dziecko początkowo skupia się na tym, żeby poznać miejsce, w którym się znalazło, poznać ludzi i ocenić, czy może czuć się bezpiecznie. Szuka zagrożenia z każdej strony i układa strategie przetrwania, bo ma zakodowane w głowie, że jest zdane tylko na siebie. Opiekunowie natomiast starają się pokazać mu świat, w którym dzieci są dziećmi, a dorośli dorosłymi. Nowi rodzice Najbardziej odpowiedzialne zadanie stoi przed rodzicami SOS – mamą czy tatą, którzy (chociaż zatrudnieni w wiosce SOS ) mieszkają z dziećmi, przyjmując rolę opiekuna. Dla nich to więcej niż praca, to pewnego rodzaju powołanie. Małgorzata Błażewicz jest w wiosce dziecięcej w Siedlcach od momentu jej powstania w 1998 r. Najpierw siedem lat była ciocią i pomagała w domach SOS. W 2005 r. wzięła pod opiekę dzieci. – Najpierw byli Szymon, Wiktoria i Daniel. A dziewięć miesięcy później przyjęłam drugie rodzeństwo: Roberta, Jaśka i Anię. Potem jeszcze na jakiś czas doszła do nas Nikola – mówi Małgorzata. Pod jej opieką pozostała dwójka chłopaków – 16-letni Robert i rok starszy Szymon. Daniel i Jasiek są w Młodzieżowej Wspólnocie Mieszkaniowej SOS.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc 30,00 zł lub Dostęp na 12 miesięcy 250,00 zł
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2017, 43/2017

Kategorie: Kraj