Referendum w sprawie Fort Trump

Referendum w sprawie Fort Trump

Wyprawę prezydenta Dudy do Trumpa można by opisać jako spotkanie przestraszonego petenta z potentatem o wybujałym ego. Albo jako spotkanie mężczyzny z wielkiego kraju po przejściach z mężczyzną bez szczególnych właściwości z małego. A jedyne, co ich łączy, to skromne perspektywy na przyszłość. I może też niezbyt sprawni urzędnicy, którzy pracują na zapleczu obu prezydentów. Duda ma, niestety, tak marną ekipę, że nie ma dnia, by czegoś głupiego nie palnęła. Ale jaki może być jej profesjonalizm, skoro jest to zbiór kolegów prezydenta z Krakowa, ich znajomych i krewnych? Zawodowych dyplomatów „dobra zmiana” wycięła równo z trawą. A ci, którzy ich zastąpili, są jak dzieci we mgle. Nie mogą być dla nikogo partnerami. Wstyd, że tak niekompetentni ludzie reprezentują Polskę. Wyproszona po trzech latach prezydentury, a może wymodlona, bo tak dewocyjnej głowy państwa jeszcze nie mieliśmy, wizyta miała bardzo skromną oprawę. Szczególnie mocno to widać, gdy porównamy ceremoniał, z jakim prezydent Bush witał prezydenta Kwaśniewskiego. Wtedy było wszystko, co amerykańskie. I jasny przekaz dla świata, że USA goszczą polityka szanowanego. I partnera, a nie petenta. Ale to był Kwaśniewski. Kraje te same, tylko prezydenci z innej półki. Dolnej. Kwaśniewski był pięć razy w Gabinecie Owalnym. I zawsze na siedząco. A Duda nawet z tym miał problem. Cały świat już wie,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2018, 39/2018

Kategorie: Felietony, Jerzy Domański