Nowa Huta zasługuje na świetny teatr Małgorzata Bogajewska – reżyserka, dyrektorka Teatru Ludowego w Nowej Hucie Kieruje pani teatrem otoczonym szczególną legendą – na początku traktowano go jako ciało obce w Nowej Hucie, teatr „wycieczkowy” – wycieczki widzów przyjeżdżały tu ze starego Krakowa – ale to już przeszłość i dzisiaj nie stawia się pytania o sens istnienia Ludowego. Czy czuje się pani z tym teatrem zadomowiona w Nowej Hucie? – Tak. Nowa Huta zasługuje na świetny teatr. Nowa Huta, mam nadzieję, jest dumna ze swojego teatru. Od roku 1996 Ludowy ma wysuniętą placówkę na Rynku Głównym Krakowa – Scenę pod Ratuszem. Czy teraz Nowa Huta przyjeżdża, żeby oglądać spektakle na tej scenie? – Widzowie oglądają spektakle na wszystkich naszych scenach, choć oczywiście są też tacy, którzy czekają, aż „ratuszowe” przedstawienie przejdzie do Huty. Dla tych widzów spektakle „ratuszowe”, o ile to możliwe ze względów scenograficznych, gramy czasem w Nowej Hucie. I choć specyfika Sceny pod Ratuszem jest taka, że widać każde drgnięcie twarzy aktora i jest on na wyciągnięcie ręki, to spektakle z tej sceny zadziwiająco dobrze przenoszą się na naszą Dużą Scenę czy na duże sceny podczas festiwalowych pokazów w innych teatrach. Scena byłego teatru Maszkaron powstała z myślą o repertuarze lekkim, ale nie tylko taki tu trafia. Okazało się, że to wymarzona scena do intymnego spotkania z widzem. Pani jako reżyserka bardzo ją chyba lubi? – Mam nadzieję, że po „Wujaszku Wani”, „Śmierci komiwojażera”, a wcześniej „Pannie Julii” i „Prezydentkach” klasyka światowego dramatu na stałe znajdzie swoje miejsce na Scenie pod Ratuszem. Rzeczywiście bardzo lubię tę przestrzeń. To scena intymnego, bliskiego kontaktu z widzem. Ostatnie pani spektakle w znakomitej większości adresowane są do niewielkiej publiczności. Czy w bliskim kontakcie z widzem upatruje pani szansy teatru? – Wszyscy dzisiaj jesteśmy dziećmi kina. Oglądamy kilka seriali tygodniowo, połykamy tony doskonałych filmów. Język aktorstwa się zmienia. Staje się bardziej prywatny, intymny. Oczekujemy nie tylko doskonale wykreowanej postaci, ale także, by w swoich emocjach była ona wręcz naturalistycznie prawdziwa i jednocześnie absolutnie zaskakująca. Ja sama dwóch rzeczy nie znoszę w teatrze: grania sobą – bo przecież jestem taki prawdziwy – i błahości, która wynika z niedostatecznego zanurzenia się w postać. Bliski kontakt z widzem jest ważny, oznacza zaangażowanie, opowiedzenie się po stronie bohaterów, wzruszenie. Myślę jednak, że to wszystko jest też osiągalne na Dużej Scenie. Może po prostu tych dużych scen troszkę się boję. I może pora to zmienić. Dość często bierze pani na warsztat dramaty, które zaliczam do „młodej klasyki”, autorów przełomu XIX i XX w. lub pierwszej połowy XX w. Znajduje pani w ich tekstach przestrogi dla nas? – To był dobry czas dla dramatu. Powstawały rzeczy dopracowane, przemyślane, wielowarstwowe. Takie teksty są świetnym partnerem w pracy. Często zagadką. Przygodą. Teksty, które wybieram, zawsze jakoś rezonują ze mną, z czymś, co w danym momencie jest dla mnie ważne, emocjonalne. Nie wybieram tekstów na zimno. Istnieje przekonanie, że bardzo trudno godzić obowiązki dyrektorki teatru i reżyserki, właściwie wręcz nie sposób. Albo jedna, albo druga strona w tym rozdarciu musi się poddać. Pani jednak udaje się bezkolizyjnie łączyć te dwie strefy aktywności. W jaki sposób? – Bycie reżyserem to nie tylko praca. To także sposób na życie. Wymyślanie nowych światów, nowych ludzi sprawia, że nieustannie przebywasz w kilku rzeczywistościach równocześnie, hodujesz te nowe światy w sobie. To ogromna przyjemność. Mam to szczęście, że mogę dużo i często pracować. Nie mogłabym być dyrektorem, gdybym musiała zrezygnować z reżyserowania. Uwielbiam pracować z aktorami Teatru Ludowego. I mam nadzieję, że przed nami jeszcze wiele spotkań. Jestem tych nowych spotkań ciekawa jak najpiękniejszej przygody. Z pewnością nie udałoby się łączenie dyrektorowania z reżyserowaniem bez świetnych współpracowników – Jerzego Fedorowicza, Katarzyny Dudek, Piotra Ruszkowskiego, Katarzyny Kolanowskiej i wielu innych. Ludowy ma szczęście do pracujących w nim osób. To świetni specjaliści, na których można polegać. Kreatywni, zaangażowani i chyba po prostu lubiący swoją pracę. Głośno w ostatnich latach o przemocy w teatrze, ale pani jako reżyserka uważana jest za wzorzec spokoju i otwartości na dialog.










