Podstawą stereotypu polskich emigrantów jest podział na „my” i „oni” Polska prasa jest pełna artykułów dotyczących emigrantów. To odpowiedź na zainteresowanie Polaków, którzy pozostali w kraju, tym, jak wiedzie się rzeszy ich rodaków na Wyspach Brytyjskich. Niestety zdecydowana większość tekstów zakłamuje brytyjsko-polską rzeczywistość. Ich autorzy operują stereotypami. W owych tekstach Anglia to piekło lub raj. Nic pośrodku. Polak w Anglii to obywatel drugiej kategorii, bezdomny, pijak bez znajomości języka lub świetnie wykształcony i znający się na rzeczy fachowiec, który robi na Wyspach oszałamiającą karierę. Częściowo jest tak dlatego, że reportaże z Wysp to zawsze reportaże o Polakach. Nigdy o bezdomnych, bankowcach czy budowlańcach. Zawsze opisywany fragment rzeczywistości ma tłumaczyć całość. Przy 2 mln emigrantów, a więc czymś, co można określić mianem próby reprezentatywnej, musi to oczywiście wypaczać obraz rzeczywistości. Wśród tych popadających w skrajności tekstów dominują niestety te, w których Anglia to piekło, a Polak to nieudacznik przeszkadzający miejscowym w spokojnym i dostatnim życiu. Taki obraz jest jednocześnie daleki od rzeczywistości i bardzo przekonujący. Daleki od rzeczywistości, bo tak bywa, a nie jest. A przekonujący, ponieważ powiela i wzmacnia stereotyp. My i oni Podstawą stereotypu polskich emigrantów jest podział na „my” i „oni”. My, biedacy z Europy Wschodniej, jesteśmy traktowani jak obywatele drugiej kategorii: pracujemy za grosze, nie potrafimy się porozumieć, nie dostosowujemy się do kultury brytyjskiej. Wyróżniamy się na tle „ich”, Brytyjczyków, którzy są zamożni, uśmiechnięci i z pogardą patrzą na polskiego Borata. By dowieść prawdziwości owego stereotypu, najczęściej sięga się po opis tych niewielu, którzy kompletnie nie radzą sobie na Wyspach, a jednocześnie nie chcą wracać do Polski. Ze wstydu, że sobie nie poradzili lub po prostu dlatego, że mimo porażki i tak ich życie w Anglii wygląda lepiej, niż wyglądało w Polsce. Niektórzy twierdzą nawet, że brytyjska bezdomność jest znacznie znośniejsza od polskiej. Przedstawia się ich oczywiście jako reprezentację losu wszystkich polskich emigrantów. Sztandarowym obrazkiem jest autobusowy dworzec Victoria w Londynie. Polscy bezdomni koczujący bez pracy i znajomości języka. Często oszukani przez rodaków. Często alkoholicy. Jeszcze częściej ów alkoholizm jest wynikiem ich emigracji. Przecież na Wyspach – co szkodzi Polakom – „upić się możesz prawie za darmo. No tak. Bo pójdziesz pod stadion Wembley na targowisko i za trzy-cztery godziny sprzątania dostaniesz 30 funtów. To „sajdrem” możesz się za to zapić na śmierć. Pisze się C-I-D-E-R. Ale to nie jest to dobre wino Cider, tylko to najtańsze, na chemikaliach. W smaku jak szampan, ale na mięśnie działa i na oczy, no i korby dostajesz, na łeb…” (Violetta Szostek, Katarzyna Michalak, „Gudbaj Elka”, „Gazeta Wyborcza”, 23.10.2007 r.). W obyczajowych obrazkach „sajder” rzeczywiście szkodzi – „od tych „sajdrów” poprzekręcane już mają w głowach” („Gudbaj Elka”, „GW”). Piją je, bo wino jest tanie, a pensje wysokie. Oczywiście nie ma się czemu dziwić. W końcu wszechogarniająca londyńska bieda i beznadzieja służą rozwojowi alkoholizmu. Pić można przestać jedynie, gdy się stamtąd wyjedzie. Najlepiej do Polski. „Potem się rozpędzi i walnie łbem w mur. Dla opamiętania. Żeby nie pić. Ale w Londynie też nie zostanie – ciasne, brudne, zawszone miasto. Wiecie, ile tam szczurów?!” („Gudbaj Elka”, „GW”). Oczywiście od „onych” różnią się nie tylko polscy bezdomni (swoją drogą, ciekawe, czym różni się polski bezdomny w Anglii od bezdomnego Anglika?). Różnice widać w każdym miejscu na Wyspach, gdzie skupia się większa grupa Polonii. „Oto jedno z pierwszych mocnych wrażeń z Londynu, kiedy przed rokiem podczas akcji „Przystanek Europa” redakcja wysłała mnie na poszukiwanie pracy do stolicy Albionu – ściana płaczu na Hammersmith (jak mówili nasi: „na Hamerszmicie”), polski sklep wyklejony reklamami kiełbas i ściana z ogłoszeniami o pracy. Przy rozbiórce zabudowań z azbestu, czyszczeniu kanałów, sprzątaniu. Pod ścianą kilku na oko pięćdziesięcioletnich wąsaczy z butelkami tyskiego. Nie wierzyłem, że coś tam dla siebie znajdę, ale warto zobaczyć, jak szukają pracy Polacy – myślałem. Zobaczyłem i potwierdziłem stereotyp” (Wojciech Pelowski, „Na Wyspy jeżdżą wykształciuchy”, „Gazeta Wyborcza”, 09.07.2007 r.). Na ulicach „bladzi, opuchnięci Polacy z przekrwionymi oczami i wyspani, pachnący Anglicy. Nie patrzą na siebie. Nie istnieją dla siebie” (Magdalena Grzebałkowska, „Z wami nie ma fun. Pierwszy miesiąc w Unii”,
Tagi:
Tomasz Borejza









