Rok wyborczy

Rok wyborczy

Rozpoczął się rok 2015, rok wyborczy, w którym Polacy będą wybierać prezydenta, posłów i senatorów. Za niespełna 10 miesięcy zorientujemy się, w jakiej Polsce i z jakim numerem żyjemy. Scena polityczna jakby ta sama od prawie 10 lat, ale przecież nie taka sama. PiS i Platforma trzymają się mocno jak Chińczyki w „Weselu”. Polityczna reprezentacja lewicy – nie bójmy się tego słowa na łamach lewicowego tygodnika – zdycha na naszych oczach. SLD za sukces może sobie poczytać przekroczenie w wyborach parlamentarnych progu wyborczego o więcej niż 3%. Twój Ruch, który w międzyczasie przestał być Ruchem Palikota (a ten ostatni odciął się od swojego niegdysiejszego antyklerykalizmu, który był jego znakiem rozpoznawczym i przepustką do lewicowości, tracąc jakąkolwiek wyrazistość), ma małe szanse nie tylko na przekroczenie pięcioprocentowego progu, ale nawet na uzyskanie 3%, co nie otwiera wprawdzie drogi do parlamentu, za to daje dostęp do państwowych dotacji. Nowa Prawica okazała się przez wyczyny erotyczno-prokreacyjne Korwin-Mikkego tak dalece nowa, że zmieniła lidera i straciła cały swój urok, a wraz z nim elektorat. PSL, jak na partię chłopską przystało, ma kłopot z buchalterią (co wytknęła mu niedawno Państwowa Komisja Wyborcza), ale w wyborach parlamentarnych na pewno sukcesu z wyborów samorządowych nie powtórzy. Siła PSL drzemiąca w ochotniczych strażach pożarnych, kołach gospodyń wiejskich czy układach z proboszczami w wyborach samorządowych ma ogromne znaczenie, w parlamentarnych dużo mniejsze. Na podstawie wyników przedwyborczych sondaży można by sądzić, że w Polsce prawie nie ma ludzi o poglądach lewicowych czy centrolewicowych, 90% Polaków ma poglądy konserwatywne, prawicowe, narodowo-katolickie. Nie trzeba jednak gruntownych badań socjologicznych, aby się przekonać, że to nieprawda. Taka nie jest większość ani dziennikarzy, ani pisarzy, artystów, uczonych, ludzi wolnych zawodów. Nawet studentów. A to oni stanowią elitę społeczną, to oni teoretycznie są przewodnikami narodu. Niestety, najczęściej tylko teoretycznie. Mają swoje poglądy, które można by zaszufladkować (jeśli ktoś chce szufladkować) jako centrolewicowe, a na pewno nie narodowo-katolickie czy jaskrawo prawicowe. Ujawniają te poglądy we własnym gronie. Może nie potrafią, może z jakichś powodów nie chcą się nimi afiszować, nie chcą iść w lud. Nie chcą może z lenistwa, a może z oportunizmu. Albo z jeszcze innego powodu. A może trzeba im pomóc? Zebrać gdzieś razem, wziąć na listy wyborcze? Rzecz w tym, że nie ma takiej siły politycznej, która by chciała to zrobić. W większości z obywatelskiego obowiązku podrepczą oni do wyborów parlamentarnych i oddadzą głos na mniejsze zło, czyli Platformę. Paradoks i nieszczęście polskiej lewicy polega na tym, że SLD jest na tyle słaby, że nie potrafi reprezentować lewicowo nastawionej części społeczeństwa, a zarazem na tyle silny, by wykończyć każdą polityczną konkurencję na lewicy. Co więcej, odkąd stracił władzę, ma w sobie jakąś siłę autodestrukcyjną. Pod koniec lat 90. Sojusz miał w szeregach całą plejadę polityków absolutnie pierwszoligowych, z których mógł stworzyć nie jeden, ale dwa kompetentne rządy, wystawić nie jednego, ale co najmniej dwóch kandydatów na prezydenta. Dziś większość tych ludzi jest albo poza SLD, albo nawet poza polityką. Gdzie są Kwaśniewski, Cimoszewicz, Borowski, Rosati, Kalisz, Janik – że wymienię tylko pierwszych z brzegu? Dziś Miller wyrzuca z SLD Napieralskiego, biorąc odwet za to, że niegdyś Napieralski z Olejniczakiem nie wpuścili go na listy wyborcze i musiał szukać schronienia u Leppera. Wybory prezydenckie, których wynik łatwo przewidzieć, wygra Bronisław Komorowski. Jest wysoce prawdopodobne, że już w pierwszej turze. Nie martwię się tym, bo uważam, że to dobry prezydent, a nadto bardzo prawy i moralny człowiek. Jego prezydentura w polityce zagranicznej nie jest wprawdzie tak ofensywna jak swego czasu prezydentura Aleksandra Kwaśniewskiego, w sprawach krajowych zaś jest może nieco (ale nie nadmiernie) konserwatywna. Prezydent, choć przez współczesnych dziedziców liberum veto spod znaku PiS ignorowany, przez zdecydowaną większość Polaków jest zasłużenie szanowany i skutecznie stabilizuje polską politykę. Wiadomo więc, że z Bronisławem Komorowskim w tych wyborach przegrają wszyscy konkurenci. Ale wybory prezydenckie, zwłaszcza że zaraz po nich odbędą się wybory parlamentarne, są bardzo ważne. Dlatego nie można ich odpuszczać. W przypadku lewicy należało poszukać takiego ponadpartyjnego kandydata, który potrafiłby zgromadzić wszystkie rozproszone środowiska centrolewicowe i lewicowe. Zebrać osobistości. Wybory oznaczają mobilizację elektoratu, dyskusje, budowanie struktur. Byłby to kapitał na wybory parlamentarne. Nic takiego jednak się nie stanie. SLD ogłosił,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 04/2015, 2015

Kategorie: Felietony, Jan Widacki