Ropa za żołnierzy

Ropa za żołnierzy

Kiedy wycofamy wojska z Iraku, polskie firmy stracą intratne kontrakty Najpierw prezydent Lech Kaczyński potwierdził pozostanie naszego wojska w Iraku do końca 2006 r. Obecnie nie wyklucza dalszego przedłużenia obecności na rok 2007, zapowiadając stałą modyfikację formuły naszego zaangażowania. Nic się nie mówi teraz o powiązaniu tej decyzji z korzyściami ekonomicznymi, jakie mielibyśmy uzyskać. Może to oznaczać, że starania o takie korzyści trwają i o ich wynikach się dowiemy. Może też oznaczać, że nic się o tym nie mówi, bo nic się nie dzieje i nie wiadomo, jak to robić. Wypełniamy nasze zobowiązania koalicyjne, stanowiące samodzielną wartość polityczną. Nie podważając tej wartości, uważam, że rzeczywistym uzasadnieniem przedłużenia zaangażowania w Iraku powinien być przede wszystkim trwały interes gospodarczy naszego kraju. Podkreślam: interes gospodarczy, bo on dzisiaj jest głównym wyznacznikiem decyzji politycznych i my też powinniśmy tak postępować. Nasz trwały interes gospodarczy w Iraku to dobra, rozwojowa pozycja od zaraz, ale i na 10, 20 lat i więcej. Rzeczywista pozycja gospodarcza to taka, która ma odpowiedni wymiar wartościowy, mierzona w miliardach dolarów i we właściwych branżach. Dlaczego dotychczasowe efekty gospodarcze naszego zaangażowania w Iraku są nikłe? Czy ich osiągnięcie było realne? Czy jest realne w wymiarze, o jakim powiedziałem? Mając przez jakiś okres okazję przebywania w rejonie i zajmując się na miejscu sprawami stabilizacji politycznej i gospodarczej Iraku w ramach CPA (tymczasowe władze koalicyjne, druga połowa 2003 r. – pierwsza 2004 r.), mam pewne obserwacje i uwagi, z których znaczna część pozostaje aktualna również obecnie, kiedy przyjdzie nam współpracować z nowymi władzami irackimi. Początek W połowie 2003 r. w Iraku zaczyna funkcjonować CPA oraz prawie jednocześnie Polska Misja Specjalna. Jej głównym zadaniem było opracowanie teoretycznych i praktycznych struktur polityczno-ekonomicznych Iraku. Był to nasz wkład koalicjanta i nasza misja w tym okresie nie miała zadań promowania polskiego interesu gospodarczego. Jej szef, prof. Marek Belka, wszędzie i wszystkim o tym mówił. Budowano struktury stabilizacyjne oparte na sprawdzonych wcześniej, w tym w Polsce, formach i procedurach transformacji ustrojowej. Nasz interes ekonomiczny miały promować i realizować bezpośrednio polskie firmy. Konsorcjum powołała Nafta Polska, Bumar, Polimex, Bartimpex. Setki firm prywatnych szykowało się do samodzielnych skoków. Euforia i wielkie nadzieje były w znacznym stopniu uzasadnione wypowiedziami członków rządu, urzędników USA i odpowiednio podkręcane przez nasze media. W tym momencie byłem w firmie handlowej powołanej przez konsorcjum Nafty Polskiej do eksportu swoich produktów, urządzeń i usług. Były wśród nich przedsiębiorstwa poszukiwań i wydobycia nafty i gazu, chemiczne, energetyczne i wiele innych mniejszych pozabranżowych. Procedury i priorytety zakupów Zaczynaliśmy od Kuwejtu, bo tutaj mieliśmy naszego partnera KBR (spółka córka Halliburtona), zaopatrującego armię i służby cywilne USA. Mieliśmy podpisany z KBR list intencyjny o wzajemnej współpracy w Polsce i za granicą, z Irakiem włącznie. W tym okresie większość dostaw do Iraku szła przez Kuwejt, a realizowało je KBR. Codziennie KBR wydawało po kilka, a nieraz po kilkadziesiąt milionów dolarów. Miało swój system zakupów zróżnicowany według poszczególnych branż i swoje procedury. Uwzględniały one warunki wojenne, więc wszystko musiało się odbywać bardzo szybko, precyzyjnie, a efekt musiał być niezawodny. Codziennie KBR zgłaszało swoją elektroniczną listę zakupów ważną pięć dni (wyjątkowo bywało 10), która po tym terminie znikała. W tym terminie należało potwierdzić możliwość złożenia oferty. Oferta miała być ważna minimum 10 dni, a dostawa musiała być wykonana loco odbiorca w Iraku lub skład KBR w Kuwejcie w ciągu 14 dni. Płatność gotówką po dostawie. Żadnej przedpłaty na koszty transportu, żadnych wymogów technicznych, żadnych gwarancji, ale w większości wskazanie: US product albo od czasu do czasu EU product. Praktycznie tym warunkom dostaw mogły sprostać jedynie firmy mające produkty bądź urządzenia na miejscu w Kuwejcie, Dubaju czy Jordanii. W zamówieniach pojawiały się nieraz urządzenia naftowe produkowane również w Polsce (większość na licencji Halliburtona i certyfikowane w USA), które jako produkty semiamerykańskie powinny mieć szansę sprzedaży. Powinny, ale na tych warunkach nie miały żadnych szans. Rozpocząłem rozmowy z KBR, aby działając w duchu podpisanego listu intencyjnego,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2006, 21/2006

Kategorie: Opinie