Rozbieranie Ukrainy

Rozbieranie Ukrainy

20 lat temu udział Polski w rozbiorze Ukrainy proponował w wywiadzie ze mną Dmitrij Rogozin – obecny wicepremier Rosji   Wypowiedź Radosława Sikorskiego o propozycji podziału Ukrainy złożonej przez Władimira Putina Donaldowi Tuskowi w 2008 r. przypomniała mi rozmowę sprzed 20 lat z Dmitrijem Rogozinem, obecnym wicepremierem Rosji odpowiedzialnym za kompleks obronno-sanitarny. „Forbes” uznał objętego amerykańsko-unijnymi sankcjami Rogozina za największego jastrzębia na Kremlu. Niejednokrotnie wygrażał on Polsce rakietami, sugerując, że w razie konfliktu z NATO Rosjanie za pierwszy cel obiorą nasz kraj. Iskandery, według jego obliczeń, powinny dolecieć z obwodu kaliningradzkiego do Warszawy w ciągu półtorej minuty. 31 grudnia ub.r. na Twitterze noworoczne życzenia dla „naszych przyjaciół z NATO” opatrzył zdjęciem międzykontynentalnej rakiety balistycznej. Gdy w maju tego roku rosyjski wicepremier nie otrzymał pozwolenia na przelot nad Rumunią (wracał z Naddniestrza do Moskwy), zapowiedział, że następnym razem przyleci bombowcem strategicznym Tu-160. „Panowie Rumuni, wkrótce wytłumaczymy wam, kim jesteśmy i co o was myślimy”, napisał na Twitterze. Trzy tygodnie temu wściekły na rząd Bułgarii za decyzję o rezygnacji z zakupu rosyjskich samolotów bojowych oznajmił w tym samym miejscu: „Niejaki Szałamow (minister obrony Bułgarii – przyp. K.P.) przekonał premiera Bliznaszkiego do kolejnej zdrady Rosji”. Fakt, że Rogozina nikt nie poucza o niestosowności jego zachowania, świadczy o jego wpływach i pozycji.   Rosja się rozpycha   W 1994 r. Rogozin był przewodniczącym Kongresu Wspólnot Rosyjskich, organizacji powołanej przez wojujących nacjonalistów do obrony interesów 26 mln Rosjan, którzy w wyniku rozpadu Związku Radzieckiego – nie zmieniając adresu – znaleźli się za granicą. Czuli się oni, z jednej strony, osieroceni przez dawną ojczyznę, z drugiej – szykanowani przez władze nowych państw. Rogozin nie uznawał legalności podpisanego w grudniu 1991 r. porozumienia o rozwiązaniu ZSRR. Mówił: „Jestem przeciwny jakimkolwiek zmianom granic, które zostały zatwierdzone aktem KBWE w 1975 r. Nie macie się czego bać. Natomiast granice na terenie byłego ZSRR powinny być zrewidowane”. Przekonywał mnie, że „Rosja to nie Federacja Rosyjska, lecz przynajmniej obszar składający się z Wielkiej Rusi – Federacji Rosyjskiej, Małej Rusi – Ukrainy, Białej Rusi – Białorusi oraz Nowej Rusi – Kazachstanu”. Z ogromną pewnością siebie twierdził: „Rosja nie może być kadłubkiem odciętym od mórz i za 5 czy 10 lat zacznie się rozpierać. My o tym uprzedzamy już teraz, by uniknąć przemocy”. Oto fragment tej rozmowy związany z Ukrainą: Osetia Południowa przegłosowała to, by wyjść z Gruzji i przyłączyć się do Rosji. Czy to wystarczy? – Nie, powinno odbyć się jeszcze referendum w Rosji, czy chcemy, by Osetia Południowa była z nami. Referendum tu i tam. W ten sposób dokona się przebudowa geopolityczna obszaru nazywanego do niedawna ZSRR. Jeśli np. Ukraina zechce wejść w skład Rosji, a zachodnie obwody się sprzeciwią, to może je sobie wziąć Polska. Oddacie nam zachodnią Ukrainę? – Nie ma problemu. Nie daj tylko Bóg, by zapadency pojawili się w Polsce. Ten naród lepiej trzymać z dala. I jak wielka będzie Rosja w wyniku „przebudowy geopolitycznej”? – Obejmie przynajmniej Federację Rosyjską, Ukrainę, Białoruś, Kazachstan, no i mniejsze regiony zamieszkane przez Rosjan lub narody czujące potrzebę przyłączenia się do nas. Gdy wytknąłem Rogozinowi, że jego poglądy są plagiatem stanowiska Władimira Żyrinowskiego, oburzył się: „To, co mówi Żyrinowski w tej błazeńskiej, skandalicznej formie, my traktujemy poważnie i wykonujemy”. Wywiad ukazał się w tygodniku „Nie” (nr 14/1994). Choć zaznaczyłem, przedstawiając 30-letniego wówczas Rogozina, że „należy do grona trzech-czterech polityków najmłodszego pokolenia wymienianych jako kandydaci do objęcia w przyszłości urzędu prezydenta”, to uznawałem go – podobnie jak Żyrinowskiego – za element tymczasowego folkloru politycznego, związanego z niezwykle trudną sytuacją Rosji i Rosjan po rozpadzie Związku Radzieckiego. Nie wierzyłem, by osoba z takimi poglądami wspięła się na szczyty rosyjskiej polityki. Myliłem się. W czerwcu br. w tygodniku „Newsweek” kierowanym przez Tomasza Lisa ukazał się tekst zatytułowany: „Rogozin – drugi po Putinie na lidera Rosji”.   Bardzo skomplikowane państwo   Trzy lata po pierwszym wywiadzie spotkałem Rogozina w Dumie Państwowej, po następnych trzech rozmawiałem z nim już jako przewodniczącym komisji spraw zagranicznych

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2014, 44/2014

Kategorie: Publicystyka