Rybka od Frankensteina

Zmienione genetycznie gigantyczne łososie budzą lęk wśród ekologów “Nie wiedzieliśmy, że do tego dojdzie. Chcieliśmy po prostu wyhodować lepszą rybę. Tymczasem urosły tak, że przekracza to granicę wyobraźni”, przyznał Arnold Sutterlin z amerykańsko-kanadyjskiej firmy A/F Protein. Rzeczywiście, wyhodowane przez to przedsiębiorstwo, zmienione genetycznie “turbołososie” to prawdziwe giganty, cztery razy większe od normalnych! Kanadyjska Wyspa Księcia Edwarda znana jest na świecie jako ojczyzna Ani z Zielonego Wzgórza. Wśród tego niemal bajkowego krajobrazu wznosi się niepozorny, szary budynek. W środku stoją dziesiątki wielkich, plastikowych wanien, do których pompy tłoczą bez przerwy świeżą wodę z oceanu. W wannach pluskają się ryby, chciwie pożerające sypaną do wanien kukurydzę i paszę witaminową. Całe to “przedsiębiorstwo hodowlane” wygląda raczej prymitywnie, tu jednak dokonuje się rewolucja biotechnologiczna. Ryby w wannach to genetycznie zmienione “turbołososie”. Firma A/F Protein stworzyła je w stosunkowo prosty sposób. W aparacie genetycznym “zwykłego” łososia umieszczono gen arktycznej ryby dorszowatej, żyjącej w bardzo zimnych wodach. W konsekwencji także genom łososia “przystosował się” do zimnych wód, aktywizując geny odpowiedzialne za wzrost. Ryba rośnie dwa lub trzy razy szybciej niż normalny łosoś, potrzebuje za to mniej paszy. Dyrektorzy A/F Protein złożyli już wniosek do amerykańskiej Federalnej Agencji ds. Lekarstw i Żywności (Food and Drug Administration, FDA) wniosek o wprowadzenie transgenicznego giganta na rynek. Jeśli odpowiedź będzie pozytywna, oznaczać to będzie początek nowej ery w dziejach przemysłu spożywczego i żywienia. Amerykanie przyzwyczaili się już do zmienionych genetycznie pszenicy, kukurydzy czy soi (chociaż wciąż protestują przeciwko nim Europejczycy). Konsumenci jednak nie chcą pogodzić się z myślą, że mają zajadać się pieczystym mięsem ze zwierząt, w których umieszczono obce geny. Pierwsze eksperymenty na polu “udoskonalania” np. nierogacizny zakończyły się zresztą żałosnym fiaskiem. Kolosalne transgeniczne świnie miały tak zdeformowane stawy i słabe serca, że okazały się niezdolne do życia. Większe sukcesy przyniosły doświadczenia z rybami. “Turbołososie” są właściwie gotowe już od czterech lat. Dyrektorzy A/F Protein chętnie zapraszali na Wyspę Księcia Edwarda polityków i turystów, by częstować ich filetami ze swoich rybek. “Smakuje dokładnie tak samo, jak ze zwykłego łososia”, zachwycali się zwiedzający, dopóki zaalarmowany przez ekologów rząd kanadyjski nie zabronił “traktowania turystów jako króliki doświadczalne”. Łosoś jest pierwszy w kolejce, ale na aprobatę władz czeka już 25 wodnych stworzeń, “ulepszonych” przez inżynierów genetycznych, od karpia i flądry, po ostrygę i krewetkę. Z czasem w laboratoriach biotechnologicznych powstały całkiem “udane”, nowe ssaki i ptaki, nosiciele obcych genów – kury odporne na salmonellę, świnie z wyjątkowo chudym mięsem czy “turbokrowy” rosnące dwa razy szybciej od swych normalnych krewniaczek. “Twórcy” tych transgenicznych zwierząt pragną, oczywiście, jak najszybciej je sprzedawać. Decyzja FDA w sprawie łososi będzie więc miała znaczenie precedensowe. Zwolennicy inżynierii genetycznej podkreślają, że pomoże ona zlikwidować głód na świecie. “Korzyści z hodowli tych ryb są niewątpliwe. Z drugiej strony, na wiele pytań nie znamy odpowiedzi. Nie widziałem żadnych studiów naukowych, które dowodzą, że ryzyko, zwłaszcza dla środowiska naturalnego, jest ograniczone”, powiedział Robert H. Devlin z agencji Fisheries and Oceans Canada. Jeszcze bardziej radykalne jest stanowisko ekologów, którzy nazwali “turbołososia” – “Frankenrybą” (Frankenfish) i stanowczo domagają się całkowitego jej zniszczenia. Zdaniem niektórych ekologów, obce geny w zjadanym mięsie mogą wywołać u człowieka ostre alergie, doprowadzić do zaburzeń we florze bakteryjnej przewodu pokarmowego i doprowadzić do rozwoju nowych, groźnych chorób. Niemiecki mikrobiolog, Walter Doerfler z Uniwersytetu Kolońskiego, twierdzi: “Ludzie po prostu nie zdają sobie sprawy, że bez przerwy spożywają obce geny, czy to w ostrydze, czy w sałacie – ogółem kilka gramów obcego DNA dziennie. Jeśli ktoś pragnie tego uniknąć, musi przestać jeść”. Całkowicie realne jest natomiast inne niebezpieczeństwo. “Frankenryby” mogą uciec i doprowadzić do reakcji łańcuchowej w środowisku naturalnym, zabierając pokarm i przestrzeń życiową łososiom dzikim i innym morskim stworzeniom. Takie ucieczki nie należą do rzadkości. W sierpniu br. z ośrodka hodowlanego, należącego do norweskiego koncernu Stolt Sea Farms, a położonego na wyspie Vancouver w Kolumbii Brytyjskiej (zachodnia

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2000, 50/2000

Kategorie: Ekologia