Są eksperci i eksperci telewizyjni – rozmowa z prof. Andrzejem Jajszczykiem

Poważni naukowcy przed kamerami telewizyjnymi potrafią czasem mówić rzeczy, w które sami nie wierzą Prof. Andrzej Jajszczyk – pracuje w Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie, jest specjalistą w zakresie telekomutacji, szybkich sieci telekomunikacyjnych i zarządzania sieciami. Wcześniej był zatrudniony na Politechnice Poznańskiej, badania naukowe prowadził także na uczelniach w Australii, Kanadzie i we Francji. Był konsultantem producentów, operatorów i agencji rządowych we Francji, w Kanadzie, Indiach, Niemczech, USA, Australii, jak również w Polsce. W marcu 2011 r. decyzją ministra nauki i szkolnictwa wyższego został powołany na stanowisko dyrektora Narodowego Centrum Nauki. Od dawna w Polsce nie było tylu dowcipów o profesorach, są teraz nadzwyczajni, zwyczajni i smoleńscy. Odkryto nową chorobę psychiczną, którą nazwano zespołem Macierewicza (łac. macierevicus chronicus), a jej objawy to dopasowanie faktów do gotowych teorii i eliminowanie wszystkiego, co tym teoriom przeczy. Podobno „nauki smoleńskie” mają być obowiązkowym przedmiotem na uczelniach? – Z profesorów też można się śmiać. Środowisko naukowe zawsze było chwytliwym tematem dla kabareciarzy i nie ma dla nas żadnej taryfy ulgowej. Natomiast bardzo jest smutne, że dowcipy te dotyczą strasznego wypadku lotniczego, w którym zginęło 96 osób. Ci naukowcy, których nazwano już profesorami smoleńskimi, wyrządzili wielką krzywdę polskiej nauce i cierpimy teraz wszyscy. Czy prof. Jacek Rońda nie miał prawa powiedzieć, co myśli o przyczynach katastrofy polskiego samolotu Tu-154 pod Smoleńskiem? – Oczywiście, że mógł przedstawić, co sądzi na ten temat – nikt mu tego nie może zabronić. Naukowiec, tak jak każdy inny obywatel, ma prawo mówić na dowolny temat. Nie mamy w kraju cenzury i możemy wyrażać swoje zdanie. Nie zgadzam się z poglądem, że profesorowi nie wolno wypowiadać się publicznie w sprawach, nad którymi nie pracuje naukowo. Może o tym mówić w radiu czy w telewizji, napisać artykuł do gazety. Jestem specjalistą od telekomunikacji, ale wypowiadałem się już publicznie na temat architektury czy urbanistyki, choć w tych dziedzinach nie jestem specjalistą. Nie można narzucać żadnych sztucznych ograniczeń, bo prowadzi to do absurdów. Profesor od górnictwa będzie mógł się wypowiedzieć w prasie tylko o węglu i innych kopalinach, profesor od włókiennictwa tylko o tkaninach, a na temat smaku chleba – wyłącznie specjalista od technologii żywności. Jeżeli każdy może poruszać wszystkie tematy, to dlaczego prof. Rońda, członek zespołu Antoniego Macierewicza, został ukarany przez komisję etyki Akademii Górniczo-Hutniczej, uczelni, na której pracuje? – Słusznie, że został ukarany; zgadzam się z opinią zarówno tej komisji, jak i ze stanowiskiem Komisji ds. Etyki w Nauce Polskiej Akademii Nauk, której przewodniczy prof. Andrzej Zoll. Czym innym jest głos profesora uczelni, który wypowiada się jako obywatel, a co innego, gdy ktoś występuje w charakterze eksperta. Kiedy wypowiadałem się na temat brzydkich budynków czy złych planów urbanistycznych, nigdy nie twierdziłem, że jestem specjalistą z zakresu tej tematyki. Nie można mówić, że jest się ekspertem od wypadków lotniczych, skoro prowadzi się prace w zupełnie innej dyscyplinie. W obronie swoich ekspertów Antoni Macierewicz podawał liczbę ich publikacji naukowych, co akurat przy wypadkach lotniczych znaczy bardzo niewiele. Ekspert od wypadków lotniczych musi mieć doświadczenie, wiedzę praktyczną, znać się na konstrukcji samolotów i nie są ważne ani jego tytuł naukowy, ani liczba opublikowanych prac, szczególnie gdy dotyczą one zupełnie innych zagadnień. Tytuł o niczym nie świadczy Kto może być ekspertem? – Ekspertów mamy zbyt wielu. Wystarczy włączyć telewizor – tam pod niemal każdą osobą wypowiadającą się na jakiś temat jest podpis, że to ekspert od tego czy owego. Prawdziwy ekspert musi mieć olbrzymią wiedzę w danej dziedzinie, a nie tylko umieć ładnie mówić przed kamerą. Poważnych ekspertów, o wielkiej wiedzy w konkretnej sprawie, nie ma na ogół w nadmiarze. Ci, którzy stale występują w telewizji, są najczęściej ekspertami od wszystkiego. Mają tytuły profesorskie. – Tytuł o niczym nie świadczy. W Polsce tytułowi profesorskiemu towarzyszy jakaś specjalna magia, bo jest on nadawany przez prezydenta. Wystarczy mieć coś przed nazwiskiem, aby ludzie uwierzyli, że ta osoba mówi prawdę. W większości krajów świata profesor to po prostu nauczyciel w szkole wyższej. Co oczywiście nie umniejsza jego ważnej społecznie roli. Widzę, że nie uwierzył pan w wyniki prac ekspertów Macierewicza. Spora część społeczeństwa jednak twierdzi, że oni mają rację, to była bomba, zamach,