Jakie są granice wolności prasy?

Jakie są granice wolności prasy?

Prof. Ewa Łętowska,
sędzia NSA, b. rzecznik
praw obywatelskich

W sprawie wolności prasy nie istnieje sztywna, ogólna zasada, bo problem trzeba za każdym razem dokładnie wyważyć. Np. większość ważnych wyroków w sprawach dotyczących takich kwestii w Sądzie Najwyższym USA podejmowana była większością głosów, a więc niejednomyślnie. Świadczy to o tym, iż wyroki takie wymagają starannego wyważenia pomiędzy wolnością słowa, która jest zasadą bardzo ważną, a ochroną praw jednostki. Generalnie ta ochrona jest mniejsza, gdy osoba znajduje się na świeczniku, większa natomiast, gdy chodzi o zwyczajnego obywatela, “szaraka”, nie istnieją tutaj jednak łatwe rozstrzygnięcia z podziałem na czarne i białe. Zawsze chodzi o pewien kompromis, wybranie któregoś odcienia szarości. Oczywiście, ograniczenie ochrony jednostki przed swobodą prasy nie zależy tylko od statusu jednostki – takie czynniki, którymi kieruje się sąd, można by namnożyć – i dlatego w takich skomplikowanych sprawach wymaga się od sędziego ogromnej wrażliwości, bo sędzia musi wytłumaczyć, dlaczego wybrał ten, a nie inny odcień koloru szarego. Powinien on poza tym umieć wypowiedzieć swój sąd w sposób komunikatywny i wyjaśnić, któremu z czynników mających znaczenie dla oceny sprawy dał pierwszeństwo. To właśnie dlatego uważam, iż wyrok w sprawie Aleksandra Kwaśniewskiego kontra “Życie” należy do kategorii wyroków dobrze wyważonych.

Stanisław Podemski,
publicysta “Polityki”

Moim zdaniem, prezydent, jako głowa państwa, nie jest zwyczajnym politykiem, czyli kimś takim jak poseł, minister itp., lecz wybieranym przez naród strażnikiem godności obywateli i władz państwa. W związku z tym ochrona jego prywatności powinna być traktowana surowiej. Nie zgadzam się w tym wypadku z poglądem, że media mogą postępować z nim tak, jak z każdą osobą publiczną. Przypomnę, że występowałem również w obronie prezydenta Wałęsy, który mi się nie podobał, a broniłbym także Mariana Krzaklewskiego, choć go nie znoszę, gdyby został wybrany prezydentem RP. Chodzi bowiem o szacunek okazywany urzędowi. Z tej tezy wynika wszystko dalsze. Sąd postąpił niezwykle liberalnie, nakładając na redakcję tylko obowiązek przeproszenia prezydenta, z uwagi na rozmiar nasilenia złej woli, zapiekłego i nienawistnego stanowiska, jakie było widoczne w tekstach “Życia” od początku do końca. Dziennik nie był obiektywny, a domaga się obiektywnego traktowania, tymczasem już sam tytuł wystarczyłby, aby wyrok był dla niego niekorzystny. Nawet gdyby Aleksander Kwaśniewski mieszkał na wakacjach pod jednym dachem z dowolną osobą, nic nie upoważnia do tytułu “Wakacje z… ”, bo to przykład jaskrawego chamstwa, tymczasem na dziennikarzach spoczywa obowiązek przestrzegania kultury wypowiedzi. Nie neguję prawa do rzeczowej krytyki poglądów, ale zawarte w tekstach stwierdzenia są żenujące z punktu widzenia warsztatowego. Nie zgadzam się z tezą Wołka i Bratkowskiego, jakoby apelacją od wyroku na niekorzyść prezydenta było zainteresowane całe środowisko dziennikarskie. Mówię w swoim imieniu: nie chcę mieć nic wspólnego i nie czuję żadnej solidarności z Wołkiem i jego kolegami, którzy nie mają talentów dziennikarskich. Nie zgadzam się też z poglądem, że prezydent musi rozmawiać z każdym dziennikarzem. Są pisma mniej lub bardziej ważne i być może znalazłby czas np. dla “Rzeczpospolitej”, czy “Wyborczej”, a nie znalazł dla “Życia”. Jestem przekonany, że wyrok się utrzyma, nie będzie też precedensu w Strasburgu. Nie zakładam, że red. Wołek odniesie tam sukces.

Prof. Tomasz Goban-Klas,
socjolog mediów

Pytanie o granice wolności należy odwrócić i zapytać, czy możemy i powinniśmy dopuszczać i tolerować kłamstwa, nieumyślne wprowadzanie w błąd, pomyłki? Oczywiście, że możemy i powinniśmy, gdyż nikt nie ma monopolu na prawdę i nieomylność. Jednak tolerancja musi mieć swe granice. “Nikomu nie wolno bez powodu bezkarnie krzyczeć: “Pali się”, w zatłoczonej sali kinowej”, ogłosił w 1919 roku przewodniczący Sądu Najwyższego USA, Oliver W. Holmes, interpretując słynną I Poprawkę Konstytucji Stanów Zjednoczonych o zakazie prawnego ograniczania wolności prasy. Stąd sformułował zasadę “bezpośredniego i wyraźnego niebezpieczeństwa” (clear and real danger), która ogranicza swobodę krytyki. Ochronie podlega ustrój państwa, jego organy, jego przedstawiciele, ale wyłącznie w kwestiach kryzysowych, a do takich należy na przykład stan zagrożenia wojną, czy zdradą. Podejrzenia w tym zakresie składa się do właściwych organów, a nie publikuje na pierwszych stronach gazet. Jednak ograniczenia wolności winny być wyjątkiem, a nie regułą. Zapewne sędzia Holmes nie dostrzegłby nic złego w piśmie “Zły”, czy “Playboy”, ani w tygodniku “NIE”, ani nawet w ostro antyklerykalnym, nowym tygodniku “Fakty i Mity”. Natomiast zapewne dostrzegłby ogromne “bezpośrednie i wyraźne niebezpieczeństwo”, wynikające z krzyczenia “Agent!” w kraju, w którym posądzenie urzędującego premiera o kontakty z rosyjskim agentem rozpętało taką burzę, że istotnie zaistniało zagrożenie bezpieczeństwa i prestiżu państwa. Ukazało także silny wpływ służb specjalnych i partii politycznych na media. Czy media inspirowane mają się cieszyć taką samą swobodą jak media niezależne? Wolność mediów nie obejmuje przecież ani UOP-u, ani jego ministra-koordynatora. Media inspirowane przez inne agendy (także komercjalne public relations) wprowadzają w błąd odbiorców swą rzekomą niezależnością. Wolność nie jest jednakowa dla różnych mediów. Dziennikarstwo informacyjne (telewizyjne “Wiadomości” czy “Fakty” oraz pisma codzienne), w odróżnieniu od dziennikarstwa komentującego czy satyrycznego, obowiązują ostrzejsze prawne i etyczne standardy. Reporter nie może być funkcjonariuszem innej agendy państwowej. Redaktor nie może wprowadzać w błąd odbiorcy przez mylące, czy tendencyjne tytuły (praktyka w polskiej prasie wręcz nagminna), łatwowierność wobec źródeł informacji, szukanie faktów pod założoną tezę. W dłuższym okresie czasu na ogół spotyka go za to kara najsurowsza – utrata wiarygodności, a w konsekwencji utrata czytelników, a potem i bankructwo pisma. Kara sądowa, nawet najwyższa, jest zatem jedynie skromnym dodatkiem do kary wymierzanej przez sąd opinii publicznej.

 

Wydanie: 2000, 22/2000

Kategorie: Pytanie Tygodnia

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy