Sądny dzień w Dolinie Róż

Sądny dzień w Dolinie Róż

Z powodu korupcji Bułgarzy stracą w tym roku 2,5 miliarda euro unijnych dotacji

Jedno z najpiękniejszych miejsc Europy. Dolina Róż na południu Bułgarii. Jej urok i bogactwo zaklęte w płatkach purpurowych kwiatów znów przyciągają tysiące turystów. Falujące na lekkim porannym wietrze, pokryte rosą pola różane wokół miasta o dźwięcznej orientalnej nazwie Kazanłyk wabiły tu od stu lat nie tylko turystów, ale i filmowców z całej Europy. Po II wojnie światowej zainstalowano w Dolinie Róż zakłady zbrojeniowe produkujące słynne karabiny AK-47. Niezawodne kałasze nadal robi się tu w sprywatyzowanych zakładach Arsenał, ale to bułgarski olejek różany znów podbija świat.
Dzięki niemu perfumy i inne kosmetyki Chanel i Diora, uważane przez wielu za najlepsze na świecie, mają niepowtarzalny lekko słodkawy aromat. Na wyprodukowanie jednego kilograma olejku różanego, którego cena rynkowa wynosi 6 tys. euro, potrzeba od 3 do 4 ton płatków różanych. Nowe perspektywy rozwoju intratnej produkcji olejku, w której Bułgarzy zajmują drugie miejsce na świecie po Turcji, pojawiły się w ubiegłym roku, gdy Bułgaria została przyjęta do Unii Europejskiej. Zresztą dotyczyło to wszystkich dziedzin bułgarskiego rolnictwa. Jednak od paru miesięcy nad pozornie sielankowym krajobrazem nowej, unijnej Bułgarii, reklamowanym na użytek coraz liczniej powracających do niej turystów, gromadzą się chmury.
Jeszcze dwa-trzy miesiące temu przy lekturze bułgarskich gazet można było mieć wrażenie, że codzienność sofijskich ulic polegająca na licznych, nigdy nieosądzonych zabójstwach na zlecenie to tylko element folkloru. Wprawdzie różne gangi przestępcze i układy mafijne dawały się Bułgarom we znaki, ale martwiono się głównie z powodu problemów związanych z szybkim rozwojem turystyki i rolnictwa. Szczególny niepokój budziło to, że turystycznej atrakcyjności Doliny Róż poważnie zagraża – podobnie jak to się już stało w wielu bułgarskich kurortach nadmorskich – niszcząca niepowtarzalny krajobraz i mikroklimat inwazja nienasyconych deweloperów pozbawionych skrupułów.

Bakszysz po bułgarsku

Ludzie w Bułgarii przyzwyczaili się od czasów 500-letniej tureckiej niewoli, że niewinny islamski bakszysz, napiwek, symboliczne dzielenie się majątkiem z uboższymi, przerodził się tutaj od czasów otomańskiego panowania w drapieżne łapówkarstwo i wymuszenia. I jest obowiązującym zwyczajem na wszystkich szczeblach. Jednak niewielu przewidywało, że może to się kiedyś skończyć katastrofą dla całego kraju. Toteż jak grom z jasnego nieba spadły w lipcu na Bułgarię niezwykle bolesne unijne sankcje finansowe.
Pierwszym sygnałem zaniepokojenia Brukseli rozmiarami korupcji w Bułgarii było zamrożenie w marcu tego roku wypłaty pierwszej raty pomocy dla rolnictwa – 40 mln euro. Władze unijne przystąpiły jednocześnie do kompleksowej kontroli dotychczasowego sposobu wydatkowania funduszy przeznaczonych dla Bułgarii. Powierzono to Europejskiemu Biuru do Walki z Nadużyciami (OLAF). Pod koniec czerwca władze UE wstrzymały wypłatę dalszych 91 mln euro. Rząd bułgarski oczekiwał pełen niepokoju na ogłoszenie raportu OLAF.
Na początku lipca miał miejsce w Sofii nalot policji na siedziby dwóch instytucji zajmujących się rozdziałem i wykorzystaniem unijnych funduszy integracyjnych i pomocowych. Akcję przeprowadzono pod naciskiem Brukseli. Na zlecenie prokuratury policja zarekwirowała komputery w siedzibach Państwowego Funduszu Rolnego i Specjalnego Programu Akcesyjnego na rzecz Rozwoju Rolnictwa i Terenów Wiejskich (SAPARD). Zarzut wysunięty przez prokuraturę brzmiał: korupcja i niewłaściwe wykorzystanie pieniędzy unijnych.
Zanim w połowie lipca tajny raport wręczono przedstawicielom Bułgarii w Komisji Europejskiej, do mediów docierały niepokojące przecieki. OLAF ze zdumieniem stwierdziło, że mimo powszechnej korupcji w państwie i wszechobecności różnych grup przestępczości zorganizowanej, w ostatnich latach do więzienia trafił w Bułgarii tylko jeden przywódca takiej grupy.

Bułgarski patent

Badanie sposobu wykorzystania „znikającej pomocy” z funduszy unijnych wskazywało w każdym przypadku na powiązania między przedstawicielami władz państwowych a bossami organizacji przestępczych. Ekspertów OLAF umocniło w ich sceptycznym podejściu do obietnic poprawy ze strony bułgarskich władz odkrycie pewnej stałej metody działania organów wymiaru sprawiedliwości. „Bułgarski patent”, jak się okazało, polegał na stosowaniu przez sędziów metody dzielenia wielkich afer korupcyjnych na kilka mniejszych spraw. Uniemożliwiało to ujawnianie powiązań korupcyjnych na styku władzy i świata przestępczego.
Poufny raport OLAF przedostał się szybko do mediów. Stwierdzał m.in., że dwaj biznesmeni, Ludmił Stojkow i Mario Nikołow, pieniądze otrzymywane z programu unijnego SAPARD lokowali w fikcyjnych inwestycjach. W ten sposób ukradli 7,5 mln euro, ale po wstępnym zatrzymaniu zostali zwolnieni z aresztu i o nic ich nie oskarżono. Eksperci OLAF ujawnili, że obaj finansowali kampanię wyborczą prezydenta Georgija Pyrwanowa, wybranego ponownie pod koniec 2006 r. Dokument stwierdza, że obaj sponsorzy szefa państwa „są właścicielami ponad 50 przedsiębiorstw, mają pakiety akcji ulokowane w różnych firmach europejskich i kapitały w rozmaitych rajach podatkowych”.
Stojkow i Nikołow de facto przyznali się do przywłaszczenia środków unijnych. Wymieniona przez OLAF firma Eufrygo będąca ich własnością zwróciła w pierwszych dniach sierpnia około 1,5 mln euro do Agencji Rolnej zarządzającej pieniędzmi z programu SAPARD. Obaj „biznesmeni” liczyli na to, że w razie procesu sądowego będzie to okoliczność łagodząca.
Raport zwraca uwagę na fakt, że „obaj są wspólnikami byłego bułgarskiego wiceministra spraw zagranicznych i prawdopodobnie mają dobre powiązania z władzami wykonawczymi kraju”. Chodzi o byłego wiceministra Feima Czauszewa, który podał się do dymisji, gdy wyszło na jaw, że pod zmienionym imieniem, jako Petyr Czauszew, robił interesy ze Stojkowem. Notabene Czauszew i Stojkow są właścicielami kompleksu turystycznego nad Morzem Czarnym, chętnie odwiedzanego przez członków rządu.
Rzecznik OLAF, York Vuyan, w wypowiedzi dla radia bułgarskiego wyraził niezadowolenie, że raport przedostał się do mediów, ale potwierdził jego treść. Tydzień później ukazał się oparty w znacznej mierze na tym dokumencie doroczny raport Komisji Europejskiej. Dotyczy on dalszych losów unijnej pomocy dla Sofii i jest więcej niż poważnym ostrzeżeniem dla rządu bułgarskiego. Ogłoszono go w chwili, gdy Bułgarzy byli pod wrażeniem nowej serii horrorów. Przez dziesięć tygodni byli świadkami wydarzeń, które ukazały zastanawiającą niemoc policji wobec bandytów. Wydarzenia, które śledził w napięciu cały kraj, zakończyły się surrealistyczną sceną w telewizji publicznej.

Porywacze

10 lipca na jednym z sofijskich przedmieść znaleziono nagiego, odurzonego narkotykami mężczyznę ze śladami tortur na ciele. U lewej dłoni brakowało mu dwóch palców. Był to Angel Bonczew, uprowadzony 52 dni wcześniej bułgarski magnat futbolowy, prezes znanego klubu Litex Łowecz. Kilka godzin wcześniej tego samego dnia porywacze uprowadzili jego żonę, Kamelię, gdy wpłacała w umówionym miejscu kwotę „od 200 do 390 tys. euro” (tak podają źródła policyjne). Przestępcy porwali ją, gdy rozpoznali w towarzyszącym jej mężczyźnie policjanta po cywilnemu.
Kamelia odzyskała wolność po 20 dniach, osiem godzin po tym, jak jej mąż, wciąż jeszcze bardzo osłabiony torturami, pojawił się w studiu telewizji bTV z czarną kopertą zawierającą 157 tys. euro. Oficjalnie przeznaczył je na cele walki z rakiem macicy. Kopertę odebrała na wizji prezes Fundacji „O jutro dla każdego”, Nina Hadżijska. Na pytania dziennikarzy odpowiedziała lakonicznie: „Nie wiem, dlaczego na pośredników wybrał właśnie nas”.
Przewodniczący parlamentarnej komisji bezpieczeństwa i porządku publicznego, Minczo Spasow, uznał sposób działania porywaczy za bardzo dziwny. Dodał jednak, że nie ma żadnych danych, które świadczyłyby o powiązaniach fundacji „O jutro dla każdego” ze światem przestępczym.
Chociaż w porwaniach dla okupu specjalizuje się w Bułgarii sześć różnych grup przestępczych, sprawa powszechnie znanego z magazynów ilustrowanych małżeństwa Bonczewów bardzo poruszyła opinię publiczną. Policja potwierdziła, że wszyscy bułgarscy porywacze mają zwyczaj wysyłania rodzinom uciętych palców uprowadzonych osób.
Przerażające jest to, jak świetnie wyekwipowani są przestępcy. W chwili uprowadzenia Bonczewej porywacze w kominiarkach zablokowali za pomocą specjalnej aparatury elektronicznej telefony komórkowe i radio policyjne, co pozwoliło im na bezpieczną ucieczkę. „Praktyka pokazuje, że w tych bandach zawsze są również policjanci, specjaliści najwyższej klasy”, twierdzi znawca tematu, były ochroniarz przywódcy Bułgarskiej Partii Komunistycznej, Todora Żiwkowa, generał policji Bojko Borisow. Wie, o czym mówi. Już za demokracji był sekretarzem stanu w bułgarskim MSW, a obecnie jest burmistrzem Sofii i przywódcą stworzonej przez siebie partii politycznej GERB (co oznacza herb) – Obywatele na rzecz Europejskiego Rozwoju Bułgarii. Mówi o sobie, że jest bułgarskim Schwarzeneggerem i zamierza startować w wyborach prezydenckich, a jego nacjonalistyczne ugrupowanie ma szanse wygrać wybory powszechne.
Bułgarskie służby wyspecjalizowane w walce z przestępczością zorganizowaną potwierdzają rozeznanie Borisowa: porywaczami Bonczewów byli członkowie specjalnych bułgarskich formacji policyjnych, którzy przeszli przeszkolenie w walce z porywaczami w Meksyku.
Każde uprowadzenie dla okupu przynosi przestępcom średnio pół miliona euro zysku, a jeśli ktoś nie chce się dzielić majątkiem, kończy z kulą w głowie. Tak było niedawno w przypadku prezesa pierwszoligowego klubu Lokomotiw Płowdiw, Aleksandra Tasewa i właściciela tego klubu, Georgija Iliewa.
Rok temu za uwolnienie syna byłego ministra transportu Wilhelma Krausa porywacze zażądali miliona euro okupu, ale opuścili cenę do 300 tys. W trakcie negocjacji rodzice otrzymali pocztą jego odcięty palec. Ale nawet wpłacenie okupu nic nie gwarantuje. Szef klubu piłkarskiego Sławija, Wenczeslaw Stefanow, już cztery lata czeka bez żadnej wieści na uwolnienie swego syna, Dymitra, za które zapłacił milion euro. Wiele bogatych rodzin bułgarskich, które wpłaciły żądany okup, na próżno czeka na powrót porwanych. Oficjalnie wiadomo w Bułgarii o dziesięciu słynnych porwaniach w ciągu ostatnich lat. Ile było ich naprawdę?

Pod czujnym okiem LOTARA

Komisja Europejska zamroziła pod koniec lipca tego roku 825 mln euro z przedakcesyjnych funduszy ISPA, PHARE i SAPARD przeznaczonych dla Bułgarii. De facto jednak decyzja o wstrzymaniu finansowania Bułgarii do czasu, aż bułgarski rząd zdoła przekonać Brukselę o skuteczności walki rządu z układami korupcyjnymi i przestępczością zorganizowaną, pociąga za sobą następne. Sprawi to, że Bułgarzy stracą w tym roku 2,5 mld euro. Dokładnie tyle, ile ma wynieść tegoroczna nadwyżka budżetowa, z której rząd chciał dofinansować część programów.
Najcięższym ciosem dla bałkańskiego kraju jest wstrzymanie finansowania programu o nazwie „Transport”, z tytułu którego Bułgaria powinna otrzymać do 2011 r. 1,6 mld euro na modernizację sieci drogowej mającej podstawowe znaczenie dla rozwoju turystyki. Program przewidywał modernizację 880 km dróg krajowych i 781 km linii kolejowych oraz budowę 206 km dróg szybkiego
ruchu i 7 km metra sofijskiego
z 11 stacjami. Premier koalicyjnego rządu centrolewicy, socjaldemokrata Sergiej Staniszew, podziękował Brukseli za krytykę, którą określił jako bardzo pomocną, ale oświadczył też, że nie zamierza pozbywać się swych ministrów pod presją z zewnątrz. Opozycja odpowiedziała na to, że rządowi brak woli politycznej do wydania walki z korupcją i zbrodnią zorganizowaną. Szóste w ciągu dwóch lat głosowanie nad wotum nieufności dla rządu zakończyło się, jak poprzednie, wynikiem odzwierciedlającym układ sił w parlamencie: 150 głosów przeciwko, 84 – za.
Bankrutującym z braku dopłat unijnych rolnikom, którzy inwestowali w rozwój gospodarstw, a teraz nie mają z czego spłacać kredytów i blokują drogi, premier obiecuje pomoc z rezerw państwowych. Jednak przy najwyższej w UE inflacji przekraczającej 15% nie na wiele się to przyda. W stolicach starych krajów członkowskich UE panuje sceptycyzm co do skuteczności działań obecnego rządu bułgarskiego, zmierzających do zerwania powiązań między politykami i bossami świata przestępczego w najbiedniejszym i najbardziej obecnie krytykowanym kraju Unii Europejskiej. Zapewne kazus Bułgarii ostudzi zwolenników dalszego rozszerzania Unii. Może też odsunąć przewidziane na rok 2011 włączenie Bułgarii do obszaru Schengen.
Mimo wszystko Bruksela chce pomóc Bułgarom w walce z korupcją: Bułgaria stanie się pierwszym krajem Unii, w którym wprowadzony zostanie we wszystkich ministerstwach system elektronicznej kontroli wykorzystania funduszy europejskich nazwany LOTAR. Będzie on również nadzorował na wszystkich etapach przetargi na wykonanie inwestycji finansowanych przez UE
i odbierze bułgarskim agencjom państwowym kontrolę nad wykorzystaniem funduszy unijnych na każdym etapie inwestycji.
Według instytutu badania opinii publicznej Alpha Research, 73% Bułgarów ma negatywną opinię o swym rządzie, a 40% wyraża zadowolenie z powodu zastosowanych wobec niego unijnych sankcji finansowych. Zaledwie 16% uważa walkę z korupcją za wewnętrzną sprawę Bułgarii. Wśród opinii cytowanych przez autorów sondażu dość typowe jest takie gorzkie zdanie, wypowiedziane przez sofijską pielęgniarkę, Bojkę Najdenową: „Jeśli fundusze europejskie mają napełniać czyjeś kieszenie bez dna, niech lepiej Bruksela je wstrzyma”.

 

Wydanie: 2008, 33/2008

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy