Sądzić ich może jedynie Historia

Sądzić ich może jedynie Historia

Przeżycia i lektury

W zagrożeniu interwencją widzi pan jedyną przyczynę wprowadzenia stanu wojennego?

– Oczywiście, że należy dostrzegać czynniki wewnętrzne, głęboką nieufność, a nawet wrogość pomiędzy polskimi władzami a Solidarnością, która wysuwała coraz radykalniejsze żądania, szczególnie postulat przeprowadzenia w 1982 r. wolnych wyborów do Sejmu i rad narodowych, który pojawił się jesienią 1981 r. Konfrontacyjna atmosfera niepozbawiona dramatycznych akcentów narastała z miesiąca na miesiąc, że przypomnę chociażby groźbę interwencji radzieckiej w grudniu 1980 r., kryzys bydgoski w marcu 1981 r. i ponowne zagrożenie interwencją państw Układu Warszawskiego, przeprowadzających wówczas ćwiczenia na terenie naszego kraju, czy wreszcie napięcia związane z I Zjazdem Solidarności oraz ocenami radzieckich władz i mediów dotyczących sytuacji w Polsce.

Żeby była jasność – nie twierdzę bynajmniej, że polskimi władzami miały kierować same szlachetne pobudki. Zapewne ludzie ci brali pod uwagę przede wszystkim własny los i własną pozycję, choć sądzę, że pragnęli również uniknąć ofiar, których liczba w przypadku oporu Polaków wobec sowieckiej interwencji byłaby znaczna; musiałoby to „się skończyć nieprawdopodobną krwawą masakrą ludności”, jak powiedział płk Kukliński w wywiadzie dla paryskiej „Kultury” w 1987 r.

Opinia o stanie wojennym jest wynikiem pana własnych przeżyć i wspomnień?

– Owszem, choć przeczytałem w tej materii sporo książek i źródeł. Przeczytałem również te pozycje, których autorzy oceniają, że nie było zagrożenia radziecką interwencją w Polsce. Patrząc całościowo na ówczesną sytuację, uważam, że stan wojenny uratował nas przed radziecką interwencją, a w związku z tym jego autorów i wykonawców nie powinno się stawiać przed sądami. Internowanie było częścią struktury wykonawczej stanu wojennego, dlatego podejmujący decyzje w tej kwestii również nie powinni ponosić odpowiedzialności. I stąd moja zgoda na stanięcie w obronie gen. Wernikowskiego.

Z którym pewnie zna się pan wiele lat?

– Otóż myli się pan. Z gen. Wernikowskim we własnej osobie zetknąłem się tylko raz w życiu. W czerwcu 1989 r., po wyborach parlamentarnych, zaprosił na rozmowę Edwarda Radziewicza, przewodniczącego Międzyzakładowego Komitetu Organizacyjnego NSZZ „Solidarność” Regionu Pomorza Zachodniego, oraz mnie, pełniącego wówczas funkcję sekretarza tego komitetu. Rozmowa miała miejsce w jego gabinecie w Wojewódzkim Urzędzie Spraw Wewnętrznych w Szczecinie i miała ogólny charakter. Sądzę, że gen. Wernikowski chciał poznać kierujących solidarnościowym komitetem osobiście, a nie tylko z meldunków podległych mu funkcjonariuszy. Po mniej więcej 20 latach, w trakcie procesu, zadzwonił do mnie z pytaniem, czy może złożyć wniosek o powołanie mnie na świadka. Odpowiedziałem: tak, oczywiście, nie mówiąc niczego o treści moich ewentualnych zeznań. Sądzę, że gen. Wernikowski chciał mnie zgłosić na świadka, bo pewnie słyszał o moich poglądach na temat stanu wojennego, które kilkakrotnie wygłaszałem publicznie, zarówno do działaczy Solidarności, jak i do oficerów UOP, policji i Straży Granicznej.
Drugi raz zadzwonił do mnie, pytając, czy zgodzę się udzielić wywiadu PRZEGLĄDOWI, który opublikował artykuł o jego sprawie („Kasacja czy więzienie”, nr 11/2015). Oświadczyłem gen. Wernikowskiemu, zgodnie z moimi odczuciami, że mu współczuję w związku z orzeczeniami szczecińskich sądów, rejonowego i okręgowego, i że wyroki skazujące go na dwa lata pozbawienia wolności bez zawieszenia uważam za niesłuszne, gdyż nie biorą pod uwagę sytuacji ani okoliczności, jakie miały miejsce zarówno wiele miesięcy przed wprowadzeniem stanu wojennego, jak i tuż przed nim.

Chce pan powiedzieć, że prokuratorzy IPN i sędziowie patrzą na świat ahistorycznie?

– Tak, niektórzy na pewno.

Strony: 1 2 3 4

Wydanie: 17/2015, 2015

Kategorie: Wywiady

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy