Salonką do Auschwitz?

Salonką do Auschwitz?

Jeden obraz jest wart tysiąca słów – to chińskie przysłowie jest stale przypominane przez fotografów prasowych i prezenterów telewizyjnych. Przyswoili je sobie organizatorzy wszelkich masowych imprez, od demonstracji ulicznych do rocznicowych celebracji. W walce o uwagę telewizji wygrywa ten, kto urządzi bardziej spektakularny przebieg manifestacji. Stąd tak częste noszenie trumien (pogrzeb symboliczny np. górnictwa, cukrownictwa, gorzelnictwa polskiego itd.), kukieł (na ogół premiera i niektórych ministrów), stroje (żałobne). Podniosłe uroczystości wymagają odpowiednio podniosłej oprawy, którą na ogół zapewnia udział księdza. (Działa tu zasada poświęcenia: “Dlaczego jest ta impreza poświęcona? – Jest poświęcona, bo przyszedł ksiądz i ją poświęcił”).
Jednak zdarzają się wcale liczne przypadki, gdy poszukiwanie atrakcyjnej wizualności

kłóci się z duchem

celebrowanego wydarzenia. Oto 14 czerwca br. przypadła sześćdziesiąta rocznica pierwszego transportu więźniów do Oświęcimia. Inicjatorzy uczczenia rocznicy zdecydowali się na krok spektakularny – przejazd dawną trasą Tarnów-Auschwitz dla pozostałych przy życiu 40 osób z pierwszego transportu 738 polskich więźniów. Ta rekonstrukcja wydarzeń zapewne miała nie tylko uczcić pamięć zamordowanych i zmarłych, ale także przypomnieć cierpienia żywych. Na pewno była potrzebna. Lata mijają, czas zaciera nie tylko rany, ale i pamięć owych wydarzeń.
Jednak sposób przeprowadzenia tej wspomnieniowej uroczystości, tak jak pokazała go telewizja, urągał powadze chwili i deformował pamięć ofiar. Oto w eleganckich wagonach, z pluszowymi siedzeniami, zapewne pierwszej klasy, elegancko ubrani byli więźniowie, wraz z żonami, odbywają ten tragiczno-nostalgiczny przejazd. Każdy telewidz, zwłaszcza młodszy, czyli ten, który niewiele wie, zobaczył nobliwych starszych panów podróżujących w atmosferze Orient Expressu.
Oczywiście, nie uważam, że należało dokonać dokładnej rekonstrukcji transportu, to znaczy naszych polskich “survivors” (angielski termin dla określenia tych, którzy przeżyli obozy zagłady) wysłać w wagonach III klasy czy bydlęcych, stłoczonych, bez wody, poganianych przez esesmanów z psami, w nędznych ubraniach, wycieńczonych. Nie trzeba było sięgać do “Listy Schindlera”, aby stworzyć quasi-realistyczną atmosferę przejazdu.
Gdy w kontrowersyjnym filmie “Shoah” Claude Lantzmann uniknął epatowania scenami grozy, pokazując świadków tamtych strasznych dni jedynie na tle obozowym (pola, trawa) lub współczesnym pejzażu miasta, to świadomie kontrastował wymowę opisu z trywialnością współczesnego życia. Jednak umieszczenie byłych więźniów Auschwitz

w wagonach pierwszej klasy

wywołało u moich znajomych co najmniej tzw. mieszane uczucia.
Temat straszliwych przeżyć obozowych może być przybliżany z różnych stron. W Waszyngtonie w Muzeum Holocaustu, które pieczołowicie rekonstruuje sceny masowej eksterminacji Żydów, w sklepiku muzealnym można kupić dwutomowy komiks Mouse, A. Spiegelmana.

Rolę Żydów odgrywają tam myszy,

a esesmanów – koty. Nagrodzony Oscarami film “Życie jest piękne”, także ujmował rzeczywistość obozową z punktu widzenia nadrealności. Odchodzimy dzisiaj od schematu filmu Wandy Jakubowskiej “Ostatni etap”, ale czy nie odchodzimy zbyt daleko?
Media mają wielki problem z ukazywaniem historii, zwłaszcza tej niedawnej. Niekończące się obchody rocznicowe, z kazaniem, kropieniem, wręczaniem sztandaru, pocztami sztandarowymi, harcerzami, żołnierzami itd., satysfakcjonują co najwyżej ich organizatorów oraz niektórych prominentnych uczestników. Nie uczą młodzieży, nie przestrzegają przed powtórką historii.
Happening zorganizowany z okazji 50. rocznicy Powstania Warszawskiego przez Izabelę Cywińską wskazał drogę trywializacji dramatu. To, co w filmie Wajdy “Kanał” było tragedią, w inscenizacji wychodzenia powstańca z kanału miało posmak groteski.
I niestety, ten sam posmak, zwłaszcza dla czytelników opowiadań Borowskiego, “Dymów nad Birkenau” Szmaglewskiej, a nawet dla widzów hollywoodzkiej “Listy Schindlera”, miała

organizacja transportu

Tarnów-Auschwitz. Sama idea na pewno była słuszna, ale jej wykonanie popsuło całkowicie intencje.
Rocznica założenia Koncentrazionlager Auschwitz na pewno zasługiwała na przypomnienie, zwłaszcza w świetle twierdzeń dr. Ratajczaka i prof. Bendera. Niestety, sposób jej uczczenia wskazywałby, że może w istocie był to obóz, ale wypoczynkowy.

Wydanie: 2000, 26/2000

Kategorie: Media

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy