Bogowie mikrofonu

Bogowie mikrofonu

Warszawa 23.10.2014 r. prof. dr hab. Janusz Adamowski - dziekan - Instytut Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego. fot. Krzysztof Zuczkowski

Ciągle porównuję dziennikarzy z lekarzami. Naprawdę, nieudolnie używanym mikrofonem, klawiaturą komputera, piórem można zabić Prof. Janusz Adamowski – medioznawca, profesor nauk humanistycznych, dziekan Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Przewodniczący Rady Nadzorczej Polskiego Radia SA. Zastanawiał się pan, co powoduje, że ludzie słuchają radia? – Radio jest medium nieinwazyjnym, medium tła. Ono nie przeszkadza, a niektórym wręcz pomaga. To wielka zaleta, że w odróżnieniu od telewizji, wymagającej skupienia się, patrzenia na obraz, tutaj można wykonywać różne czynności. I słuchać: w sklepie, w biurze, w korku, podczas prac polowych, budowlanych… – Poza tym jest medium szybkim. Szybko przekazuje wiadomości, łatwiej skorzystać z radia niż z gazety, która ma swój cykl produkcyjny. Pogłoski o śmierci radia są więc na pewno mocno przesadzone. Za wcześnie otrąbiono ten koniec. Radio po prostu się zmieniło. Już nie gada do wszystkich i do nikogo, tylko jest sformatowane. W rozmaity sposób – może być medium lokalnym, może być medium grającym określoną muzykę albo informacyjnym, użytecznym przy różnych okazjach. Głosy, które przejdą do historii Przepraszam, a Jedynka? – Ona jest utrzymywana w tym formacie, w jakim do tej pory nadawała, ze względu na przyzwyczajenie słuchaczy i szacunek dla nich. Mnóstwo osób, przeważnie starszych, ma odbiornik radiowy na stałe ustawiony na tym paśmie. Tak jest np. z moją mamą, która innego radia nie słucha, ma ten swój odbiorniczek na stole i to jest Jedynka. Takich ludzi należy szanować, bo oni tworzą znaczną część audytorium. Choć dodam, że Jedynka powoli staje się medium dla nieco młodszych. Trójka też ma takich wiernych słuchaczy. – To inna generacja, pokolenie, które zaczynało słuchać radia w latach 60. i 70. Oni pozostaną Trójce wierni. Dla nich Piotr Kaczkowski przez lata był bogiem mikrofonu. Nikt go nie widział. – Poza nielicznymi. A jednocześnie jest przez miliony Polaków kojarzony, szanowany. – Tak! Ile przychodziło listów – do niego, do radia… Sam czytałem takie listy, w których pojawiało się określenie „głos”. On był głosem dla ludzi, magicznym, który uwodził. Przenosił w zaczarowany świat. – W radiu jest sporo głosów, które przejdą do historii. Tak jak kiedyś Bocheński był kultową postacią, tak teraz, myślę, na pewno zostaną zapamiętane głosy Tadeusza Sznuka i Wiesława Molaka. Na czym ta magia głosu polega? – To jest dar. Owszem, głos można doskonalić, ale pewne cechy są już nabyte. Nie wierzę w to, że głos można od zera wykształcić. Ktoś mówi z głośniczka, a my zaczynamy mu ufać, dobrze w tym towarzystwie się czujemy. – Takich ludzi w radiu publicznym jest sporo. W Trójce ma pan Marka Niedźwieckiego, Piotra Barona… To autorytety dla wielu ludzi. A czy nie na tym właśnie polega filozofia dobrego radia, że budujemy autorytety i wierzymy, że potrafią one przytrzymać słuchacza? – Myślę, że radio publiczne musi bazować na autorytetach. I musi dawać ofertę inną niż nadawca komercyjny. Ale to nie oznacza, że komercyjni nie mają autorytetów, głosów, wokół których gromadzi się publiczność. Mają! Znam wiele odejść z radia publicznego, za większe pieniądze, do RMF czy do Zetki. Stawia pan tezę, że słuchacza w wielkim stopniu przyciąga osobowość dziennikarza. – Tak! To dla mnie absolutnie pewne, że magnesem jest człowiek. Szukam przykładu… Odejście z Zetki do radia publicznego dziennikarza z jego „Dzwonię do pani/pana w bardzo nietypowej sprawie” – jest dla mnie oczywiste, że w ślad za nim do radia publicznego przyszli słuchacze. Przynajmniej spora ich część. Na czym polega więź między dziennikarzem radiowym a jego słuchaczem? Ludzie przyzwyczajają się do głosu? – Dziennikarz wypracowuje sobie pozycję autorytetu. Moja mama była przywiązana do Andrzeja Zalewskiego. On był dla niej autorytetem. To są tego typu przyzwyczajenia. Pamiętam z własnego dzieciństwa audycje, których słuchali dorośli. Były związane z nazwiskami bardzo konkretnych ludzi i z konkretnymi głosami. Autorytet u słuchaczy buduje się długo, ale stracić go można bardzo szybko. – Tak jak Jacek Kalabiński, który długo musiał pracować na odzyskanie zaufania. A wszystko przez nieprzemyślany udział w programie „Tu Jedynka”. Nie tak dawno walczono o słuchacza muzyką, skeczami. Teraz okazuje się, że równie ważną, a może ważniejszą sprawą

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2015, 47/2015

Kategorie: Media