Za wzniosłymi słowami polityków o wojskowych sukcesach i bezprzykładnej działalności w akcjach humanitarnych 36. pułku nie szły żadne decyzje w sprawie nowoczesnego wyposażenia Kilka tygodni przed katastrofą rządowego Tu-154, na terenie Wojskowego Portu Lotniczego Okęcie w Warszawie odbyły się uroczystości 65. rocznicy utworzenia 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego Obrońców Warszawy. W uroczystościach wzięli udział m.in. minister obrony narodowej Bogdan Klich i szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego Aleksander Szczygło. Minister Klich w swoim wystąpieniu odwoływał się do wspaniałych kart historii polskiego lotnictwa: 90 lat lotniczej tradycji zapewniło nam nie tylko międzynarodową renomę, ale i szerokie otwarcie na świat. Dziś te słowa brzmią nadzwyczaj gorzko. O lotnikach świat dowiedział się w szczególnie tragicznych okolicznościach. W wysokich sferach Podstawowym celem działania 36. SPLT jest organizacja i realizacja przelotów samolotami najważniejszych osób w państwie. Z rządowej floty mogą korzystać prezydent, premier, ministrowie, marszałkowie Sejmu i Senatu, członkowie rządowych delegacji, przedstawiciele MON, Sztabu Generalnego WP, dowództwa Wojsk Lądowych, Sił Powietrznych i Marynarki Wojennej. Zakres odpowiedzialności spoczywający na żołnierzach pułku jest ogromny. Pułk dla pilotów jest najlepszą drogą kariery. Trafiają tam najlepsi z najlepszych uważa Krzysztof Zalewski, dziennikarz miesięcznika Lotnictwo. Rekrutacja pilotów do 36. pułku nie przewiduje specjalnych procedur. Adepci szkół lotniczych, najczęściej dęblińskiej Szkoły Orląt, są powoływani na podstawie wybitnych osiągnięć. Zanim młody lotnik sam poprowadzi rządową maszynę z najważniejszymi osobami w państwie na pokładzie, musi odbyć kilkuletnie szkolenie pod okiem doświadczonego pilota instruktora. Za niezbędne minimum nauki przyjmuje się okres od trzech do czterech lat. Misja wożenia VIP-ów odbywa się w ramach zadań bojowych. To nie jest tak, że niedoświadczony podporucznik od razu trafia za stery. Najpierw musi posiedzieć po prawej stronie. Po lewej zawsze siedzi doświadczony pilot. Pierwsze loty szkoleniowe przebiegają przy pustym pokładzie mówi Tomasz Białoszewski, ekspert ds. lotnictwa. Przy każdej okazji politycy podkreślali zaufanie do profesjonalizmu, zaangażowania i odpowiedzialności pilotów rządowych. Prezydent Aleksander Kwaśniewski określił ich pracę jako nieustanne obracanie się wśród wysokich sfer. Dosłownie i w przenośni. Uziemieni… Na jubileuszu jednostki poli-tycy w przemówieniach podkreślali wojskowe sukcesy i bezprzykładną działalność w akcjach humanitarnych na całym świecie. Samoloty 36. pułku latały z pomocą do zniszczonej przez tsunami Sri Lanki, wiozły pomoc mieszkańcom Afganistanu, Iraku i Haiti. Jednak za wzniosłymi słowami nie szły żadne decyzje w sprawie nowoczesnego wyposażenia zasłużonej jednostki. Politycy zaczęli korzystać z rejsowych linii cywilnych. W styczniu br. samolot z 54 polskimi strażakami wspierającymi dotknięte trzęsieniem ziemi Haiti został uziemiony na lotnisku w Port-au-Prince. Komunikat szefa sztabu 36. pułku brzmiał: Awarii uległ system sterowania. Naprawa trwała kilkanaście godzin. Kilka lat wcześniej problemy z Tu-154 dotknęły premiera Marka Belkę i prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. Premier Belka zmuszony był przesiąść się do rejsowego samolotu chińskich linii lotniczych. Podczas podróży na szczyt Azja-Europa w 2004 r. po planowym lądowaniu w chińskim Kunmingu przy ponownym starcie z jednego z silników zaczęły się wydobywać kłęby dymu. Wysiadł agregat rozruchowy silnika. Na lotnisku w Wiedniu przez kilka godzin na zastępczy samolot oczekiwał Aleksander Kwaśniewski. Tupolew, którym leciał, z powodu awarii akumulatorów został wyłączony z ruchu. W grudniu 2008 r., po awarii rządowej tutki na lotnisku w Ułan Bator, z prezydentem Lechem Kaczyńskim na pokładzie, premier Donald Tusk zapowiedział rezygnację z przewlekłych procedur przetargowych i zapewnił, że w ciągu kilku tygodni zapadnie decyzja w sprawie zakupu nowego taboru lotniczego. Lotnicy z 36. pułku na nowe maszyny czekają do dziś. …i oderwani od ziemi Krzysztof Zalewski z miesięcznika Lotnictwo twierdzi, że w części polskiego lotnictwa panuje swoisty dysonans technologiczny. Remonty rosyjskich samolotów dokonywane są wprawdzie w Moskwie, ale pod kątem świata zachodniego, na który w ostatnich latach nasze lotnictwo jest zorientowane. Lotnisko w Smoleńsku niestety nie dysponuje zachodnimi standardami obsługi lotów, nie dość, że wojskowe i niedostosowane do samolotów cywilnych, to jeszcze należy do innej tradycji technologicznej. Szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego Władysław Stasiak o tupolewach mówił pogardliwie
Tagi:
Artur Zawisza









