Samotność roznosi się jak wirus

Samotność roznosi się jak wirus

Kultura wmawia nam, że jesteśmy wyjątkowi i powinniśmy koncentrować się na sobie. Dlatego zmienia się postrzeganie miłości

Namiętność, intymność i zobowiązanie do utrzymania związku – takie składniki miłości wyróżnił cztery dekady temu amerykański psycholog Robert J. Sternberg. Namiętność określił jako konstelację silnych emocji i pobudzenia seksualnego, których dynamika intensywnie rośnie i równie szybko opada. Pojawiająca się później intymność wzbogaca tworzący się związek o bliskość i przywiązanie. Z kolei zobowiązanie – rozumiane jako działania ukierunkowane na przekształcenie relacji w trwały związek oraz na utrzymanie go mimo różnych przeszkód – Sternberg uznał za najbardziej stabilny element w miłosnych relacjach.

Różowe okulary

Badacze podkreślają, że żyjemy w czasach upadku konceptu miłości romantycznej. Ten oparty jest na uczuciu namiętności i od lat 30. XX w., kiedy to w dużych miastach Zachodu przestaliśmy polegać na starych zasadach budowania stabilnych związków (wyborze partnera przez rodziców czy instytucji swatki), służył jako aparat społeczny łączący nas w pary.

– Miłość to społeczna maszyna, wynalazek kulturowy, składający się z paru zjawisk o charakterze biologicznym, który przez kilka lat zbliża nas do siebie, byśmy wspólnie zajęli się opieką nad dziećmi. W antropologii taka skłonność nazywa się monogamią społeczną. W zachodniej kulturze dodaliśmy do niej jeszcze wyłączność seksualną, która kojarzy nam się z romantyzmem – tłumaczy socjolog prof. Tomasz Szlendak.

Miłość romantyczna ponosi dziś fiasko głównie ze względu na coraz bardziej indywidualistyczne i pragmatyczne podejście do życia.

– Obecnie racjonalizujemy nasze kontakty, ekonomizujemy je, sprawdzamy, czy dla naszego indywidualnego interesu coś się opłaca – twierdzi badacz. – Tymczasem miłość w romantycznej wersji wiąże się z oddaniem jakiejś części siebie na rzecz drugiej osoby. Takie wyrzeczenie kłóci się, zwłaszcza w przypadku kobiet, z ich rosnącymi ambicjami, impulsem do pracy, edukacji i samorozwoju. Kobiety dostrzegają, że nie da się zrealizować naraz jednego i drugiego.

We współczesność wpisana jest również chęć posiadania kontroli nad wieloma sferami życia, w tym nad obszarem emocji i relacji. A kiedy się zakochujemy, zakładamy różowe okulary i dużo łatwiej jest nam jakąś osobą zafascynować się czy ją zaakceptować. I tak tracimy dobrą ocenę rzeczywistości, odcinamy się od realnych bodźców czy rzetelnych informacji. Intensywność hormonów w czasie zakochania wiąże się z utratą kontroli nad tym, co się z nami dzieje. Z takiej perspektywy to może być bardzo niszczące, przytłaczające i w zasadzie niepotrzebne doświadczenie.

Stan zakochania oprócz uniesień dostarcza nam kłopotów i niechcianych emocji, takich jak niepokój, zazdrość, tęsknota czy nienawiść. Psycholożka dr Olga Kamińska stwierdza, że znamienne dla dzisiejszych czasów jest szukanie w miłości jedynie własnej przyjemności. Młodzi ludzie coraz częściej chcą przeżywać czysto hedonistyczne relacje, pozbawione trudnych momentów, które są naturalnym elementem pogłębionej więzi. Żeby ich uniknąć, wolą za bardzo się nie angażować, bo to może się skończyć zranieniem.

– Kultura karmi nas dziś przekazem, że to ty jesteś wyjątkową osobą i masz się koncentrować na sobie. Przy takim założeniu, że ta druga osoba wcale nie będzie o nas dbała, tylko skupi się na realizowaniu swoich własnych celów, a kiedy przestanie to być dla niej wygodne czy przyjemne, może się wycofać, wielu młodych wykazuje ostrożność we wchodzeniu w relacje – mówi dr Kamińska.

Cały tekst można przeczytać w „Przeglądzie” nr 39/2023, dostępnym również w wydaniu elektronicznym.

Rys. Shutterstock

Wydanie: 2023, 39/2023

Kategorie: Psychologia

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy