Drogą Wojenną przez Kaukaz Wysoki Ważnym punktem naszej podróży po Gruzji jest Stepancminda, niewielka miejscowość niedaleko granicy z Rosją, a dokładniej z Osetią Północną. Położona na wysokości 1750 m n.p.m., u stóp lodowca, nad rzeką Terek, stanowi doskonałą bazę wypadową w rejon Wąwozu Darialskiego (bocznego pasma Wielkiego Kaukazu) i góry Kazbek – marzenia odważnych turystów próbujących zmierzyć się ze słynnym gruzińskim pięciotysięcznikiem, trzecią pod względem wysokości górą Kaukazu. Do Stepancmindy droga wiedzie z Tbilisi, więc zahaczamy o stolicę, jednak jej zwiedzanie zostawiamy sobie na deser, na zakończenie podróży. Marszrutka do Stepancmindy odchodzi z dworca Didube w Tbilisi o 10.00, kolejna zaś o 13.00. Tym razem już nie razi mnie gwar bazaru wokół dworca. Z jednego z samochodów handlarz sprzedaje pomidory. „Rano zbierane” – zachwala i całkowicie mu wierzę. Pachną słońcem, nawet na tej małej przyczepce. Mamy czas jeszcze na maleńką filiżankę kawy i rozejrzenie się po kolorowym bazarze. Już nie drażnią mnie te wszystkie okrzyki w niezrozumiałym języku, dochodzące do mnie z różnych stron, dopóki kierowca nie włączy silnika, nie przejdzie się wokół samochodu i przez megafon nie ogłosi wszem i wobec odjazd do Stepancmindy. Marszrutka wkrótce się zapełnia i za chwilę już żegnamy upalne Tbilisi. Tym razem jedziemy na północ, by Drogą Wojenną, po przejechaniu 110 km, dotrzeć prawie do granicy z Osetią Północną, do miejscowości Stepancminda, w której zaczyna się szlak wspinaczkowy na najpopularniejszą wśród młodych wspinaczy przyjeżdżających do Gruzji górę Kazbek (5047 m n.p.m.). Droga Wojenna przecina Kaukaz Wysoki z południa na północ. Kiedyś był to szlak karawan kupieckich i wojsk. W XIX w., w trakcie wojen z góralami północnokaukaskimi, Rosjanie przystosowali niebezpieczny szlak do szybkiego przemieszczania oddziałów wojskowych i znaczenie tej drogi prowadzącej do Władykaukazu znacznie wzrosło. Dziś stanowi atrakcję turystyczną i nadal ważny szlak handlowy, a widoki nawet z okna samochodu zapierają dech w piersiach. (…) PO KILKU GODZINACH dojeżdżamy do Stepancmindy, za czasów rosyjskich nazywaną Kazbegą, miejscowości, która nazwę wzięła od nazwiska feudalnych panów władających tym rejonem. Już od Przełęczy Krzyżowej co rusz towarzyszy nam widok wspaniałej czapy wielkiej góry. To Kazbek, marzenie wielu turystów wspinaczy, którzy czasem tylko po to przyjeżdżają do Gruzji, żeby zmierzyć się z tą wielką górą, nieczynnym wulkanem (…). A kiedy zjeżdżamy z przełęczy do Stepancmindy, wyłania się w górze, po lewej stronie na tle gór i nieba, maleńki zarys cerkwi Cminda Sameba, najpiękniej położonej i najbardziej rozpoznawalnej chyba świątyni Gruzji. Leży ona na wysokości 2,2 tys. m i żeby ją zobaczyć od dołu, patrząc z poziomu położonej 500 m niżej Stepancmindy, trzeba dobrze zadrzeć głowę. Kiedy patrzymy na wysoko w górach położoną świątynię, z jej prawej strony poraża widok górującej nad wszystkim, wspaniałej, zalodzonej czapy Kazbeku. Aż w głowie się kręci od tych widoków. Stepancminda to niewielka miejska osada leżąca nad rzeką Terek. Jej nazwa pochodzi od mnicha imieniem Szczepan, który tu zbudował kiedyś erem i pobierał opłaty za możliwość podróży jedyną drogą prowadzącą przez góry z północy na południe (obecnie to Droga Wojenna). Za czasów rosyjskich przyjęto miejscowość nazywać Kazbegą (nazwę Stepancminda przywrócono dopiero w 2006 r.), od nazwiska feudalnego rodu Kazbegów rządzących okolicami, a sprzyjających Rosji. Od potomka tego rodu, żyjącego w XIX w. pisarza Aleksandra Kazbegi, wzięła nazwę też pobliska, wielka góra, wcześniej nazywana po prostu Mkinwarcweri (Lodowy Szczyt). Na rynku Stepancmindy stoi pomnik Aleksandra Kazbegi, a niedaleko, w pięknym, starym domu, gdzie spędził dzieciństwo, znajduje się muzeum mu poświęcone, w którym można zobaczyć pamiątki po pisarzu (…), a także dawny sprzęt alpinistyczny. (…) LEDWIE WYSIADAMY z marszrutki w centrum Stepancmindy, otacza nas kilku miejscowych i zachęca, żeby właśnie u nich skorzystać z noclegu. Ceny są ujednolicone i niskie (w przeliczeniu ok. 40 zł za osobę), a możliwości kilka. Każdy z gospodarzy zabiega o dodatkowy zastrzyk gotówki do domowego budżetu. Nas ujmuje postawny mężczyzna, który mówi, że z jego okien będzie wspaniały widok na górę i że jutro podwiezie nas do trasy prowadzącej do cerkwi Cminda Sameba, a jak zechcemy, to pokaże nam wszystko w okolicy. Wsiadamy do jego vana. Micha, bo tak się nazywa właściciel samochodu, jest przyjaznym,









