Siłaczka w skłocie

Z gadziej perspektywy

O czym rozmawia bezrobotny absolwent warszawskiej Szkoły Głównej Handlowej z właśnie zatrudnionym absolwentem tejże prestiżowej uczelni? Bezrobotny mówi: „Dwa hamburgery i frytki, proszę”.
Ten popularny wśród stołecznych studentów dowcip jednoznacznie wieści kres pochwały wyścigu szczurów, marzeń o szybkim zasileniu rodzącej się warstwy panującej, kolorowych japiszonów. Także kres marzeń o szybko powstającej, krajowej „klasie średniej”. Nowej, słusznej, przodującej w budowanym właśnie słusznym, kapitalistycznym ustroju. Klasy ludzi średnio zamożnych, pracowitych, zarabiających na swoim. Dodatkowo ludzi z klasą. Miłośników małych ojczyzn, mecenasów lokalnej kultury. Dzisiaj owa „klasa średnia”, zadłużonych aż po uszy babć-rencistek, sympatyzuje z Samoobroną. Warczy na wszechpartyjny establishment. Górę tych, którym udało się załapać w wagonie pierwszej klasy.
Klęska mitu nowego mieszczaństwa sprawia, że czkawką powraca mitologia inteligencka. Zdołowany przez końską kurację „pierwszego Balcerowicza”, przetrącony zimną, niewidzialną ręką wolnego rynku „drugiego Balcerowicza” proletariat umysłowy, zwany też „strefą budżetową”, podnosi czoło. Skoro już wiadomo, że nie będzie można „mieć” przynajmniej przez długich lat kilka, to może do łask powróci „być”. Może znów poważnymi i prestiżowymi staną się takie wartości jak „wiedza”, ta ogólna, wiedza dla wiedzy, a nie zaprzężona do poruszenia zarobkowej maszynki. Może powróci „godność”? „Solidarność”, nawet heretycka „sprawiedliwość społeczna”? Albo odpowiedzialność młodych ludzi ze wsi i miasteczek naszego kochanego kraju.
Andrzej Walicki zarzucił niedawno na łamach „Przeglądu” inteligencji polskiej „wyjątkowo łatwe zapomnienie o swej społecznikowskiej” genezie, wyjątkowo łatwe wyparcie się swego tradycyjnego obowiązku wspierania słabych, a nie silnych, wyjątkowo łatwe zaakceptowanie dyskursu politycznego, w którym liberalna wolność oznacza głównie (jeśli wyłącznie) wolność rynku”. Trafne to spostrzeżenie, tyle że odnosi się ono do reprezentantów opinii establishmentu, niezwykle bogato w mediach reprezentowanego, a nie tradycyjnej inteligencji polskiej. Ludzi wiedzy, wartości moralnych, a nie materialnych.
Inteligencja polska, skrótowo mówiąc, powstała u nas i w sąsiednich krajach Europy Wschodniej, bo mieliśmy XIX-wieczny, kulawy kapitalizm. W krajach galopującego kapitalizmu, np. Francji, Wielkiej Brytanii, powstała wielowarstwowa burżuazja. Inteligencja odegrała dużą rolę w połowie XX w. w tworzeniu ustrojów socjalistycznych, w biednych państwach europejskich i w postkolonialnych krajach Azji i Afryki. Czy po nastu latach budowy liberalnego kapitalizmu inteligencja w Polsce jeszcze istnieje, odradza się?
W interesującej, ale mało znanej książeczce pt. „Społeczeństwo w działaniu. Ekolodzy, feministki, skłotersi” młody wrocławski socjolog, Piotr Żuk, stawia tezę, że tradycyjne wartości polskiej inteligencji ocalały, ale kultywowane są jedynie w ruchach alternatywnych do powszechnie lansowanego, konsumpcyjnego stylu życia. Anarchistyczni skłotersi, antyglobalistyczni ekolodzy, a nawet przeciwnie mieszczańskiej, nowej „Świętej Rodzinie” feministki to jedyne, zorganizowane grupy kontestujące „wilczy kapitalizm”. Prezentujące alternatywne style życia. Czy po pokoleniu Judymów, Siłaczek, PRL-owskich okularników nastanie czas żyjących w skłotach inteligencji alternatywnej? Czy to oni teraz „ton zaczną nadawać”? Posłuchamy, co mają do powiedzenia. Jedna prawidłowość się znów sprawdziła. Każdy kryzys w naszym kapitalizmie ożywia inteligencję.

 

Wydanie: 16/2002, 2002

Kategorie: Blog

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy