Skorpiony

Podobno skorpiony, zamknięte razem w jednym naczyniu, zaczynają razić się wzajemnie swoimi żądłami i giną. Nie wiem, czy ten obraz zabójczej koegzystencji pajęczaków jest prawdziwy, ale kohabitacji polityków odpowiada niechybnie. Po ukonstytuowaniu się w Niemczech wielkiej koalicji przypuszczałem, że pani Merkel, która objęła stanowisko kanclerza, może mieć znaczne przykrości ze strony opozycji, to znaczy socjaldemokratów Schrödera. Nieuchronne konflikty na tej osi mogłem sobie wyobrazić. Nie sądziłem natomiast, że to jej sojusznik, Edmund Stoiber, czyli prezes CSU, którego pełnym poparciem cieszyła się w czasie batalii o urząd kanclerski, rzuci się na nią bezpośrednio po sukcesie własnej partii, połączonej aliansem z CDU. Do tego wszystkiego zaatakował on czas przeszły, a mianowicie jakieś niedostatki prowadzonej przez panią Merkel kampanii wyborczej. Ponieważ nie można przeszłości odmienić, agresywności Stoibera nic racjonalnie usprawiedliwić nie jest w stanie, oprócz powołania się na obyczaje skorpionów. Cała sprawa toczy się w Niemczech, nie jest jednak nigdzie powiedziane, że analogicznych konfrontacji, rozrywających uprzednio zawarte porozumienia międzypartyjne, nie należy się spodziewać gdzie indziej. Mam na myśli oczywiście nasz kraj, gdzie pojawiły się już zwiastuny narastającego antagonizmu pomiędzy wielkim przegranym w ostatnich wyborach, czyli Platformą Obywatelską a jej koalicjantem PiS-em, który w dużej mierze zwyciężył właśnie kosztem PO. Wracając zaś do pani Merkel i jej świeżo upieczonego kanclerstwa: również frakcja młodzieży Chrześcijańsko-Demokratycznej, a zatem część jej własnej partii, zaczęła ją krytykować, używając argumentów dosyć podobnych do tych wytaczanych przez Stoibera. Wielka koalicja w Niemczech cierpi na deficyt budżetowy w wysokości ponad 30 mld euro, krytykanctwo zaś kwitnące tam obecnie na pewno nie wpłynie na jego zmniejszenie. Jak z tego widać, niegdysiejsza reguła udzielania studniowej karencji dla nowego rządu, przestała obowiązywać w naszych nerwowych czasach. Powiedziane można streścić bardzo zwięźle: w polityce zachowywanie lojalności w aliansach nie popłaca, ponieważ każdy wczorajszy sojusznik może znienacka stać się dzisiejszym wrogiem, co wystawia paskudne moralne świadectwo zapaśnikom na ringu publicznym. 26 października 2005 r. Udostępnij: Kliknij, aby udostępnić na Facebooku (Otwiera się w nowym oknie) Facebook Kliknij, aby udostępnić na X (Otwiera się w nowym oknie) X Kliknij, aby udostępnić na X (Otwiera się w nowym oknie) X Kliknij, aby udostępnić na Telegramie (Otwiera się w nowym oknie) Telegram Kliknij, aby udostępnić na WhatsApp (Otwiera się w nowym oknie) WhatsApp Kliknij, aby wysłać odnośnik e-mailem do znajomego (Otwiera się w nowym oknie) E-mail Kliknij by wydrukować (Otwiera się w nowym oknie) Drukuj

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2005, 44/2005

Kategorie: Felietony