Kaczyńscy spowodowali największy kryzys w polskiej polityce zagranicznej To, że polityka zagraniczna jest funkcją polityki wewnętrznej, jest prawdą znaną. Jeżeli źle się dzieje w polityce wewnętrznej, znajduje to odbicie również w zewnętrznych stosunkach państwa. Taką właśnie sytuację mamy obecnie w Polsce. Niektórzy nawet uważają, że kryzys w aktualnej polityce zagranicznej jest znacznie głębszy aniżeli w poczynaniach wewnętrznych niedawnej koalicji PiS-Samoobrony-LPR. O ile jednak krytykę poczynań rządu wewnątrz kraju PiS zbywa stwierdzeniem, że wilczym prawem opozycji jest atakowanie rządu, to licznych głosów zagranicznych wyrażających niepokój na temat sytuacji w Polsce i polskiej polityki zagranicznej nie można lekceważyć. Tych głosów krytyki, zarówno ze strony zagranicznych decydentów, jak i środków masowego przekazu, jest tak wiele, że Ministerstwo Spraw Zagranicznych ograniczyło Polakom dostęp do internetowych przedruków w języku polskim artykułów z prasy zagranicznej na temat sytuacji w Polsce. To przypomina powiedzenie: jeżeli chcesz się przekonać, że nie masz temperatury, to stłucz termometr. Uważam, że polska polityka zagraniczna jest w stanie kryzysu. Dotyczy to wszystkich jej faz: formułowania koncepcji, procesu decyzyjnego i realizacji. Oto zwięzła charakterystyka każdego z tych etapów. Nie zgadzam się z poglądem, że obecna ekipa rządząca nie ma koncepcji polityki zagranicznej. Ma, tyle że błędną. Prawica uważa, że wymyśliła wspaniałą koncepcję w postaci tzw. polityki historycznej. Otóż hasło polityka historyczna jest niezrozumiałe, a interpretacja, jaką nadaje mu prawica, czyni to określenie wręcz szkodliwym dla interesów Polski i polskiej polityki zagranicznej. Dlaczego pojęcie polityka historyczna jest niezrozumiałe? Otóż prosty rozbiór logiczny tego określenia pokazuje, że mamy do czynienia z jakąś bliżej nieokreśloną polityką o historycznym znaczeniu i historycznych wymiarach. Jeżeli mówimy np. o jakimś zjawisku czy wydarzeniu, że było ono historyczne, to znaczy, że miało szczególne znaczenie i historyczny wymiar. Ale prawica, mówiąc o polityce historycznej w sferze polityki zagranicznej państwa polskiego, proponuje, abyśmy nawiązywali do przeszłości, do historii naszych stosunków z sąsiadami. Historia tych stosunków jest obciążona wieloma konfliktami, urazami i uprzedzeniami, choćby np. nasze stosunki z Rosją czy Niemcami. Odwracając uwagę ku przeszłości, utrwalamy negatywne stereotypy w świadomości współczesnego społeczeństwa polskiego. Wszystko to świadczy o tym, że prawica nie ma nic konstruktywnego do zaoferowania naszym sąsiadom poza przypominaniem historycznych zaszłości. Historię trzeba oczywiście znać choćby po to, aby w bieżącej polityce z sąsiadami uniknąć błędów. Polityka historyczna stoi w sprzeczności z istotą polityki. Polityka bowiem w swej istocie jest działaniem skierowanym ku przyszłości. Nie można współczesnych problemów wciskać w ciasny gorset przeszłości. Polityk musi być przygotowany do sprostania ciągle nowym wyzwaniom pojawiającym się w świecie. Im lepsza i bliższa będzie współpraca z różnymi państwami, tym łatwiej sobie poradzimy z różnymi zagrożeniami. Trzeba więc kierować uwagę społeczeństwa i polityków na teraźniejszość z myślą o przyszłości, nie zaś o przeszłości. Żyjemy dziś w świecie postzimnowojennym, w którym główna konfrontacja przeniosła się z płaszczyzny ideologicznej, politycznej, militarnej na rywalizację gospodarczą. Wyścig ku przyszłości trwa. Jednak nie wygra wyścigu ten biegacz, który wprawdzie posuwa się do przodu, ale z głową odwróconą do tyłu. A tak odczytuję skutek lansowanej przez prawicę polityki historycznej. Grzech pierworodny PiS-Samoobrony-LPR w odniesieniu do polityki zagranicznej był już widoczny w programach wyborczych tych partii jesienią ub.r. Nikt wówczas nie przywiązywał wagi do tego, co było zapisane w programach wyborczych. A wówczas już uderzał w programach eurosceptycyzm. PiS głosiło m.in., że „projekt konstytucji dla Europy nie jest dobry dla Polski”. Kandydat na prezydenta Lech Kaczyński mówił o swej niechęci do przyjęcia przez Polskę waluty euro. LPR propagowała tezę, że „rozwój Polski może nastąpić tylko poza UE”. LPR opowiadała się również przeciw przyjęciu Turcji do Unii Europejskiej. Samoobrona z kolei, mimo iż jest to niemożliwe, postulowała renegocjację warunków przyjęcia Polski do UE. Nie bądźmy więc zaskoczeni, że PiS po przejęciu sterów rządów w Polsce jako główny rozgrywający nie ma koncepcji przyszłego modelu integracji europejskiej. Nie wiemy, jakie stanowisko rząd polski zajmuje w kwestii przełamania kryzysu konstytucyjnego UE. Polska jest jedynym krajem spośród 25 państw członkowskich Unii, który nie określił daty przystąpienia do eurolandu. Za granicą pytają, jakie jest
Tagi:
Longin Pastusiak









