Słaby kolega mocnych ludzi

Słaby kolega mocnych ludzi

Kim jest człowiek, który, zdaniem części mediów, zasługuje na miano najważniejszego świadka w sprawie zastrzelenia Marka Papały? Sprawa zabójstwa gen. Marka Papały wraca na łamy gazet i ekrany telewizorów jak bumerang. W relacjach na ten temat bardzo często przywołuje się postać Edwarda Muzura, polonijnego biznesmena ze Stanów Zjednoczonych – zdaniem części mediów, osoby, która wydała zlecenie na byłego szefa policji. Ale Mazur, a właściwie „Edward M.”, nie występuje w tych doniesieniach sam. Mężczyzną, który mu towarzyszy, jest niejaki Artur Z., ps. „Iwan”, bandyta z Trójmiasta, członek przechrzczonego na wyrost klubu płatnych zabójców (KPZ) z Wybrzeża. „Iwan” bowiem ma być tym, który rozpoznał w przedsiębiorcy osobę, szukającą w Gdańsku wykonawcy „wyroku na dużego psa”. Wielokrotnie już pisaliśmy o absurdalności tych oskarżeń, więc na razie pozwólmy naszej argumentacji zejść na dalszy plan. Przyjrzyjmy się samemu Arturowi Z. Przyjmując bowiem sensacyjne rewelacje części mediów, jest on osobą, której wiedza pozwoli (po ściągnięciu Mazura do kraju) na zamknięcie największego śledztwa w historii III RP. Postawiony zaś w takim kontekście „Iwan” urasta do rangi jednego z najważniejszych, rodzimych gangsterów. Tymczasem próżno by szukać w dotychczasowych publikacjach poświęconych zabójstwu Papały czy, szerzej, działalności KPZ wyczerpujących informacji na temat tak „znaczącego” gangstera. A zatem postarajmy się, do pewnego stopnia, wypełnić tę lukę. Luźne związki z klubem O Arturze Z. po raz pierwszy zrobiło się głośno w 1998 r., kiedy to wraz z innymi kolegami z KPZ wpadł w ręce policji. Ten 27-letni wówczas mężczyzna był wcześniej karany za nielegalne przekroczenie granicy. Z zawodu technik budowy okrętów, po szkole pracował jedynie dorywczo, ostatnio w firmie zajmującej się sprzedażą i promocją telefonów komórkowych. Z ustaleń policji wynikało, że ze środowiskiem przestępczym zetknął się, pracując jako „bramkarz” w nocnych klubach (wtedy też miał uzależnić się od kokainy; sam przyznał się do branych „czasami” małych dawek tego narkotyku). W chwili zatrzymania podejrzewany m.in. o współudział w zabójstwie jako pierwszy złamał się i zaczął współpracować ze śledczymi. Zdaniem starego znajomego „Iwana”, pęknięcie nie było przejawem nielojalności. – Artur lubił mocnych ludzi, ciągnęło go do nich, imponowało mu ich towarzystwo – twierdzi ów mężczyzna. – Stąd jego związki z klubem płatnych zabójców. Związki dość luźne. Na tyle luźne, że wobec zarzutu współudziału w zabójstwie zupełnie nieistotne – to sedno argumentacji naszego rozmówcy. – Łaził z nimi po klubach, żeby imponować laskom – precyzuje dawny kolega Z. – Czasami zwinął dla nich jakąś brykę. Ale robienie z Artura zabójcy to pic na wodę. Samochody, inna drobnica, to tak. Artur kryształowy nie był. Ale zabić? To nie on. Zbyt słaby psychicznie? Cóż, przyjrzyjmy się ustaleniom śledztwa przeciw KPZ, dotyczącym zabójstwa gdańszczanina Piotra S. – czynu współzarzucanego „Iwanowi”. Okoliczności tego zdarzenia mrożą krew w żyłach – mężczyznę próbowano udusić. Kilkakrotnie i na różne sposoby: zaciskając dłonie i sznur na szyi, wpychając do przełyku foliowy worek. Gdy oprawcom wydawało się, że ofiara jest martwa, ta odzyskiwała przytomność. Wreszcie bandyci zadecydowali, że oblanie benzyną i podpalenie ostatecznie załatwi sprawę… Desperacja narzeczonej Ale istotnie, choć zdolny do bestialstwa (sam na miejscu mordu nie katował Piotra S., pobił go wcześniej), „Iwan” najmocniejszy psychicznie nie był. – Nie targaj się na swoje życie. Póki się żyje, jest nadzieja! – prosiła narzeczona „Iwana”, Magdalena M. Gryps z jej błagalną prośbą przechwycili miesiąc po aresztowaniu Z. strażnicy gdańskiego aresztu. Dziś wiemy już, że obawy dziewczyny były w pełni uzasadnione. Jak ustaliliśmy, na przełomie 1989 i 1990 r., Artur Z. po czterech miesiącach pobytu w koszarach został zwolniony ze służby wojskowej wprost na obserwację psychiatryczną. Powód – nieudane samobójstwo. Wspomniany gryps nie był zresztą jedyną próbą odwiedzenia Z. od myśli samobójczych. Pół roku po aresztowaniu, w trakcie jednego z widzeń, Magdalena M. przekazała „Iwanowi” niezwykle pokrzepiające zapewnienie. I ono nie uszło uwagi służby więziennej. „Uzyskano informacje o tym, że planowane jest odbicie Artura Z., przebywającego w Areszcie Śledczym w Gdańsku. W związku z tym wnioskuję o wydanie postanowienia

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 06/2005, 2005

Kategorie: Kraj