Słodycze
KUCHNIA POLSKA Ciekawi mnie, czy gdyby, powiedzmy, 40 lat temu ktoś przyjechał do Polski i usłyszał nuconą przez kogoś piosenkę: „Niech żyje nam towarzysz Stalin, on usta słodsze ma od malin”, którą podśpiewywał wówczas nawet Antoni Słonimski, doszedłby do wniosku, że Polacy zakochali się bez pamięci w Stalinie i pragną jego malinowych pocałunków? No, ale ludzie wówczas byli prymitywniejsi, mniej przenikliwi i nienauczeni jeszcze przez socjologię dopatrywania się w nieważnych na pozór przejawach folkloru głębokich treści. A takie właśnie, sięgające samego sedna dyplomacji, odkryto w dowcipnej piosence zespołu Golców, że na ściernisku będzie San Francisco, a na kretowisku bank, co nasz gość uznał za wyraz polskiej kreatywności. Studia nad Golcami i ich repertuarem powinny trwać dalej. Cóż bowiem, jeśli nie polskie dążenie do Unii Europejskiej i uporczywe działania naszych dyplomatów opisują słowa: „Tak bardzo, bardzo kocham ją, że w nocy, kiedy wszyscy śpią, ja nie śpię, kombinując, jak być z nią”? Albo czyż nie tęsknotę do standardów Zachodu wyraża tekst: „Gdy widzę słodycze, to kwiczę”? Tu jednak nie można mieć całkowitej pewności, odkąd rzecznicy głównych ugrupowań politycznych na spotkaniu w Domu Dziennikarza na Foksal przyobiecali sobie nieagresywną, a więc słodką kampanię wyborczą. Tylko że, co do mnie, raczej kwiczę z niedowierzania wobec tych obietnic… Słodka kampania wyborcza jest mało prawdopodobna z jednego powodu, który widać najwyraźniej po prawej stronie tzw. sceny politycznej (lewa jest zblokowana i mówi jednym głosem). Rzecz w tym, że na skutek mnożenia się tam partii i komitetów wyborczych już mało kto wie, czym właściwie różnią się od siebie ich programy i postulaty. Dowiadujemy się na przykład, że pan Tomaszewski nie mieści się w AWS i zakłada swój własny komitet wyborczy. Ale na czym polega różnica między Tomaszewskim a AWS? Na czym polega różnica między SKL a Platformą, z którą – jak słychać – SKL raz jest, a raz nie albo też jest połowicznie? Albo, co leży między ROP a ZChN? Są to wszystko jakieś niuanse, szczególiki niewidoczne gołym okiem. Jedyną zaś sprawą naprawdę widoczną są ludzie. Ambitni, zżerani przez chęć błyszczenia, a też skłóceni pomiędzy sobą z racji jakichś zakulisowych konfliktów i niesnasek, o których normalny człowiek nie ma pojęcia, a które ciągną się za nimi przez całe lata. Nie dalej jak przed tygodniem przeczytałem w „Przeglądzie” o panu Dornie, że któraś tam z licznych grup czy partii, w których uczestniczył, nie odpowiadała mu, ponieważ nie wszyscy jej uczestnicy mieli „dobre życiorysy”. Oznacza to praktycznie, że jeszcze wcześniej ludzie ci byli w jakichś innych grupach albo partiach, które się p. Dornowi nie podobały. Podobne, sięgające daleko wstecz ankiety personalne prowadzi niemal każdy z graczy politycznych. Jak więc w takich warunkach wyglądać może nieagresywna kampania wyborcza? Ponieważ o programach mówić nie sposób, pozostaje mówienie o osobach. A co można powiedzieć o osobach konkurujących w wyborach? Że łobuz, że złodziej, że komuch, że przestępca. Przedsmaku takiej kampanii dostarczają nam obecnie bracia Kaczyńscy. Jest w tych ludziach coś, co budzi we mnie pełen zdumienia podziw. Jak wiadomo, wyświetlany przez telewizję film związany z aferą FOZZ zawiera dość przykre zarzuty pod ich adresem, kwestionujące ich nieskazitelność jako obrońców prawa i sprawiedliwości, co bracia Kaczyńscy wybrali sobie jako znak firmowy. Nie wiem, czy te zarzuty są słuszne, czy nie. Prywatnie poruszył mnie silniej drugi niż pierwszy odcinek wyświetlanego filmu, w którym mowa jest nie tylko o pieniądzach, ale o tworzeniu jakichś tajnych policyjnych grup specjalnych, co może przychodzić do głowy ludziom docierającym do szczytów władzy i lubiącym – jak Kaczyńscy – rządy silnej ręki. Tak czy owak, bracia Kaczyńscy znaleźli się jednak w sytuacji owego „zamieszanego w sprawę zegarka”: nie wiadomo, czy on ukradł, czy jemu ukradli, ale zawsze jest z nim coś niejasnego, czego lepiej nie dotykać. I w tej sytuacji, zamiast szukać sprzymierzeńców i przyjaciół, których i tak niewielu zostaje w biedzie, rozdają na prawo i lewo kopniaki. Wałęsa to przestępca, komuna spiskuje, w świecie politycznym złodziej siedzi na złodzieju! Jest w tej pasji samozniszczenia coś imponującego. Przypuszczam, że teraz – niezależnie od owej afery FOZZ – z Kaczyńskimi rozprawi się nie żadna komuna, o czym marzą, ale ich dawni i dawniejsi współpracownicy i kombatanci. Ale czy na tym ma polegać









