W latach 1939-1941 brutalnych represji doświadczyły setki działaczy polskiej lewicy Gdzie jest już zrealizowana doskonała demokracja? – W ZSRR. Gdzie panuje całkowita wolność? – W ZSRR. Gdzie lud pracujący jest szczęśliwy? – W ZSRR. Gdzie socjalizm jest urzeczywistniony? – W ZSRR. Jaki kraj zdąża już do komunizmu? – ZSRR. Gdzie rząd jest ubóstwiany przez ludność? – W ZSRR. A każdego, kto waży się wątpić w słuszność tych odpowiedzi, oczekuje w Sowietach więzienie lub kara śmierci – tak w 1938 r. pisał Wiktor Alter, członek kierownictwa Bundu, największej spośród żydowskich partii socjalistycznych działających w ówczesnej Polsce. Słowa te stały się ponurą zapowiedzią jego własnych losów. Jego, a także wielu innych działaczy przedwojennej polskiej lewicy. Gdy we wrześniu 1939 r. wojska radzieckie zajęły wschodnią Polskę, zapanowały chaos i dezorientacja. Władze RP nie zdecydowały się na formalne ogłoszenie stanu wojny z ZSRR, a wódz naczelny Edward Rydz-Śmigły, zanim ewakuował się do Rumunii, rozkazał, by „z bolszewikami nie walczyć”. W tej sytuacji niektórzy na własną rękę starali się ustalić, jaki charakter ma radziecka interwencja i jakie są prawdziwe intencje władz ZSRR. Próbę taką podjął m.in. przebywający w Kowlu Wiktor Alter wspólnie z dwoma byłymi posłami PPS, Stanisławem Grylowskim i Mieczysławem Mastkiem. Ich wizyta u radzieckiego komendanta spowodowała szybkie aresztowanie całej trójki. Grylowski zmarł w miejscowym więzieniu już w listopadzie 1939 r. Mastka wywieziono do obozu pracy w Republice Komi, z którego wyszedł dopiero w sierpniu 1941 r. na podstawie polsko-radzieckiego układu Sikorski-Majski, przywracającego stosunki dyplomatyczne między oboma państwami. „Wyszedł na pół żywy, by wkrótce potem umrzeć”, wspominał jeden z liderów PPS Zygmunt Zaremba. Aresztowania w Kowlu były jednym z pierwszych symptomów okrutnych porządków, jakie radziecki aparat represji wprowadzał na okupowanych ziemiach. Ze szczególnym zaangażowaniem przystąpił do likwidowania tych środowisk, wokół których mógł się zrodzić opór społeczny przeciwko nowej władzy. Na celowniku znalazł się więc także ruch socjalistyczny, o tyle groźny, że odwoływał się przecież do podobnych haseł i tych samych warstw społecznych, co komuniści. NKWD rozpoczęło polowanie na działaczy Polskiej Partii Socjalistycznej i Bundu, na ukraińskich socjalistów i liderów związkowych, na przedstawicieli organizacji oświatowych i młodzieżowych. „Komisarze polityczni przy każdym oddziale mieli ze sobą dokładne listy miejscowych osób, które władze sowieckie przeznaczały do uwięzienia – relacjonował Adam Ciołkosz, członek kierownictwa PPS, który jesienią 1939 r. znalazł się we Lwowie. – Co się tyczy uchodźców z części Polski będącej pod okupacją niemiecką, oficerowie sowieccy mieli tylko listy głównych przeciwników ustroju sowieckiego”. Ciołkosz uniknął aresztowania, bo jeszcze przed końcem roku udało mu się zbiec do Rumunii. Mniej szczęścia miał Zygmunt Piotrowski, sekretarz generalny Towarzystwa Uniwersytetu Robotniczego. Podczas próby przekroczenia granicy wpadł w ręce radzieckiej milicji, która znalazła przy nim legitymację Krzyża Niepodległości – odznaczenia przyznawanego w II RP osobom szczególnie zasłużonym dla odzyskania przez Polskę suwerenności. Jak wspominał Ciołkosz, „był to jedyny »kompromitujący« dokument, którego ruszając w drogę, nie chciał zniszczyć”. Przez wiele lat dalsze losy Piotrowskiego pozostawały tajemnicą. Dopiero niedawno jego nazwisko odnaleziono na tzw. Ukraińskiej Liście Katyńskiej. Co to będzie Radzieckim służbom pracę ułatwiali miejscowi komuniści różnej narodowości. To oni, często osobiście, znali działaczy socjalistycznych, mogli wskazać ich adresy, a także miejsca spotkań. Jak wspominał prezydent Łodzi i wiceprzewodniczący PPS Jan Kwapiński, „komuniści spełniali wtedy najhaniebniejszą rolę, byli nie tylko »piątą kolumną«, ale również istotną prawą ręką NKWD w walce z socjalistami i polskimi działaczami politycznymi. Denuncjowali specjalnie PPS-owców i bundowców”. Sam Kwapiński, ukrywający się przez kilka miesięcy w Złoczowie pod Lwowem, został w czerwcu 1940 r. deportowany do Jakucji. Wolność odzyskał latem 1941 r., po czym przedostał się do Wielkiej Brytanii i został wicepremierem polskiego rządu na uchodźstwie. Wszelki słuch zaginął natomiast po Adamie Walczaku, zastępcy Kwapińskiego i PPS-owskim wiceprezydencie Łodzi, którego jeszcze w 1939 r. NKWD aresztowało w Kowlu. Już w pierwszych miesiącach okupacji fale aresztowań rozbiły lokalne struktury PPS na Kresach Wschodnich. Zaraz po wkroczeniu Armii Czerwonej do Lwowa do więzienia trafili









