Sodoma w kampusie?

Sodoma w kampusie?

Studenci w USA nie chodzą już na randki. Zamiast tego „podłączają się” „To nie jest tak, że reguły zalotów w college’u zmieniły się od naszych czasów. Sęk w tym, że w ogóle nie ma już żadnych reguł. Nie ma także zalotów zasługujących na to miano”, napisał renomowany publicysta dziennika „Washington Post”, William Raspberry. Jeszcze dziesięć lat temu amerykański student umawiał się z koleżanką do kina, co mogło być początkiem dłuższego romansu. Dziś mówi po prostu: „Słuchaj, może się podłączymy?”, po czym oboje zamykają się w pokoju. Często z taką propozycją wychodzi dziewczyna. „Tradycyjne randki – on zaprasza ją do restauracji albo na film i płaci za bilety – stały się równie anachroniczne, jak „Przeminęło z wiatrem”. Mężczyźni nie podejmują inicjatywy, a kobiety są zdezorientowane bardziej niż kiedykolwiek przedtem”, pisze Raspberry. Powodem tych refleksji stał się raport sporządzony na zlecenie organizacji Independent Women Forum przez 16 socjologów z University of Texas. Zespól naukowców – kierowany przez prof. Norvala Glenna i prof. Elizabeth Marquardt – przeprowadził wywiady z ponad tysiącem studentek z ośrodków uniwersyteckich w całym kraju. Rezultaty okazały się szokujące. Jak pisze szwajcarski tygodnik „Weltwoche”, jeśli wierzyć raportowi, obyczaje amerykańskich studentów bardzo się rozluźniły. Ledwie auto rodziców zniknie za horyzontem, rozpoczynają się „przyjęcia inicjacyjne”, których uczestnicy często lądują ze sobą w łóżku, niekiedy nie znając swych imion. „Nieustanne alkoholowe biesiady stwarzają atmosferę raczej przypadkowej kopulacji bez żadnych zobowiązań, rzadko kiedy poprzedzonej randką lub flirtem”. Młode Amerykanki tak jak dawniej przybywają do kampusu w nadziei na zdobycie wiedzy, ale także nawiązanie trwałego romansu lub znalezienie męża. „Wiele dziewczyn z pierwszego roku liczy, że seks doprowadzi do stałego partnerstwa, ale najwidoczniej to nieprawda”, żali się studentka Colby College. Zamiast tego dominuje kultura „podłączania” (hook-up). Ten raczej luźny termin oznacza każdy rodzaj kontaktu fizycznego, pieszczoty i pocałunki, najczęściej jednak pełny seks. „Nie należy się spodziewać, że po „podłączeniu” nastąpi coś więcej”, powiedziała dziewczyna kończąca pierwszy rok w college’u. 40% biorących udział w sondażu studentek przyznało się do doświadczeń w „podłączaniu”, przy czym co dziesiąta „czyniła to więcej niż sześć razy”. Hooking-up kwitnie szczególnie w weekendy, kiedy, mimo wszelkich zakazów, piwo i tania whisky w kampusach leją się strumieniami. „Potem zawsze słychać kumpelki mówiące: „O Boże, byłam taka pijana, że podłączyłam się z tym czy z tamtym””, opowiada studentka renomowanego Rutgers University. Jej koleżanka relacjonuje: „Kiedy wracam do internatu o drugiej czy trzeciej nad ranem, inni też wracają – kompletnie zawiani. Czasem w ogóle nie można się uczyć. Kiedy usiłowałam czytać w pokoju, jakaś para właśnie „podłączała się” na korytarzu – czyniła to bardzo głośno, jakby ktoś walił młotem w ścianę”. Dziewczęta często czują się źle po takich szalonych przeżyciach z przygodnie poznanym partnerem. „Rano uciekałam jak najszybciej, modliłam się, żeby nikogo nie spotkać. To było jak marsz hańby. Wiedziałam, że wyglądam źle jak po ciężkiej nocy”, opowiada jedna z ankietowanych. Oceny moralne wciąż różnią się ze względu na płeć. Chłopak, który odnosi wielkie sukcesy w „podłączaniu”, może liczyć na zaszczytny tytuł „gracza” (player) lub „ogiera”, ale dziewczyna w najlepszym razie zostanie uznana za „łatwą” lub „flądrę”. Najbardziej jednak deprymuje dziewczęta niepewność: „Jak zachować się, gdy spotkam partnera z poprzedniej nocy w bibliotece lub w korytarzu? Najczęściej facet zachowuje się, jakbyśmy widzieli się przed trzema miesiącami. Tak chciałabym mieć jego telefon, chciałabym, aby do mnie zadzwonił”, wyjawia swe wątpliwości dziewczyna z Rutgers University. Najczęściej uczestnicy „podłączania” udają potem, że się nie znają. W Colby College sensację wywołał chłopak, który w niedzielę rano poszedł do stołówki na śniadanie ze studentką, z którą właśnie spędził noc. Cała gromada dziewczyn patrzyła na niego jak na anioła z nieba. Jeszcze nie widziały takiego kawalera… Inną, wyższą (?) formą kontaktów jest „przyjaźń z ubocznymi korzyściami”. „Ona mieszkała na moim piętrze, on piętro wyżej. Kiedy któreś z nich zapragnęło seksu, po prostu dzwoniło do partnera. Zamykali się w pokoju, zaspokajali, i do widzenia”, opowiada zdegustowana

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 01/2002, 2002

Kategorie: Obserwacje