Stalin-wdzięczny temat dla historyka – rozmowa z prof. Eugeniuszem Duraczyńskim

Stalin-wdzięczny temat dla historyka – rozmowa z prof. Eugeniuszem Duraczyńskim

Wszystko, co robił, było obliczone na lud i młode pokolenie– one widziały w nim tego, który podniesie Rosję z ruinyI wojny światowej i porażki z Polską w 1920 r. Prof. Eugeniusz Duraczyński – były kierownik PracowniII Wojny Światowej Instytutu Historii Polskiej Akademii Nauk, w latach 1999-2005 jej stały przedstawiciel przy Rosyjskiej Akademii Nauk. Do najważniejszych jego książek należy zaliczyć „Kontrowersje i konflikty 1939-1941”, „Generał Iwanow zaprasza. Przywódcy podziemnego państwa polskiego przed sądem moskiewskim”, „Między Londynem a Warszawą. Lipiec 1943-lipiec 1944”, „Rząd polski na uchodźstwie 1939-1945”, „Sprawy polskie minionego wieku”. Na rynek księgarski trafiła właśnie jego monografia „Stalin. Twórca i dyktator supermocarstwa”. Rozmawia Paweł Dybicz Wielu autorów, kończąc swoją pracę, mówi, że w pewnym sensie zaprzyjaźnili się z bohaterem. Stalin stał się panu bliższy?– Odpowiem inaczej. Stalin kiedyś mnie fascynował. Choć krótko, byłem jednak w młodości stalinowcem. Imponowały mi wielkie zwycięstwa Armii Czerwonej. Wśród moich najbliższych nie było żadnej ofiary działań bezpieki czy NKWD. Odwrotnie rzecz się miała z terrorem hitlerowskim. Ojciec był więźniem obozów koncentracyjnych w Auschwitz i w Buchenwaldzie. Pod koniec wojny nie wiedziałem, co nam przyniosą Kreml i Stalin. Moje rozchodzenie się ze Stalinem zaczęło się jeszcze przed 1956 r., ale oczywiście przełom nastąpił w okolicach XX Zjazdu KPZR i polskiego Października. Myślę, że ogarnął mnie proces od fascynacji do zdystansowanego spojrzenia, aż po próbę krytycznego oglądu ówczesnego władcy ZSRR oraz polityki, którą prowadził, a także jej skutków.Ukazały się setki biografii Stalina. W Polsce pisze się o nim w zasadzie jedynie negatywnie – i trudno się temu dziwić.– Kiedy rodził się mój pomysł pisania o nim książki, nie wiedziałem, czy przechylę się na stronę tych, którzy widzieli w Stalinie jedynie oprawcę, czy tych, którzy wiedząc o straszliwych zbrodniach, zwracali też uwagę na jego dokonania. Także dla Polaków, bo jednak uwolnił nas spod okupacji niemieckiej. Kiedy zacząłem pisać, wiedziałem na pewno, że będzie to próba przedstawienia różnych poglądów na osobowość i czyny Stalina; będzie to też przegląd literatury światowej. Nie ukrywam, że szczególnie interesowały mnie opracowania rosyjskie, ogląd tego, jak w Rosji w pracach naukowych, a także w publicystyce, zmieniało się podejście do Stalina, jak to tam się przełamywało.Zabierając się już ostatecznie do pisania, wiedziałem, że będzie to próba krytycznej lektury bibliografii przedmiotu. ZŁOTY ŚRODEK Znaleźć złoty środek oceny przeszłości nie jest tak łatwo.– Ale pisząc przez dwa i pół roku niemal dzień w dzień po kilka godzin, wiedziałem już, że moje opracowanie będzie tym, o czym myślałem. Kiedy kończyłem książkę, Stalin nie był mi ani bliższy, ani dalszy, był tylko jednym z najbardziej znanych polityków XX w., któremu udało się owinąć wokół palca przywódców dwóch ówczesnych demokratycznych mocarstw – Roosevelta i Churchilla. Byłem przekonany, że stawiając ostatnią kropkę, nie napisałem książki prostalinowskiej ani prymitywnie antystalinowskiej. Chciałem pokazać złożoność tej postaci. Czy mi się to udało, niech rozstrzygną czytelnicy.Gdy kończyłem pisanie, Stalin nie stał się oczywiście moim bohaterem. Chciałem pokazać, że był politykiem piekielnie zdolnym, niesamowicie przebiegłym, dla którego liczyła się wielka „idea narodowa”, mianowicie przywrócenie Rosji tej pozycji, jaką miała przed 1914 r. To Stalinowi i Związkowi Radzieckiemu – państwu, którego nazwę wymyślono w 1922 r. – udało się, cokolwiek byśmy powiedzieli o przerażających tego kosztach.Stalin jest wdzięcznym tematem dla historyka?– Wdzięcznym nie dlatego, że odegrał tak wielką rolę na tak ogromnym obszarze, że wydobył Rosję z zapaści roku 1917 i 1920, ale że, jak pisze Henry Kissinger, ten przebiegły Gruzin, ta „największa miernota w naszej partii” – jak z kolei mówił Lew Trocki – osiągnął to, czego pragnął, co w historii powszechnej politykom rzadko się udawało.W czerwcu 1945 r., kiedy Stalin przyjmował na placu Czerwonym defiladę zwycięstwa, którą prowadził marsz. Gieorgij Żukow, a za nim na pięknym białym koniu marsz. Konstanty Rokossowski, Rosja stawała się potęgą, imperium. Stalin stworzył to, o czym myślał Lenin, chcąc osiągnąć ten sam cel w wyniku rewolucji światowej bądź tylko europejskiej.Porozmawiajmy o polonikach w książce. Jest ich niemało.– Niemało, ale bez przesady. Owszem, momentami Polska była bardzo istotnym elementem, który stawał

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2012, 39/2012

Kategorie: Historia