Stare po nowemu

Stare po nowemu

Lech Kaczyński w stolicy związał się z osobami, które miał „przewietrzyć” Sztandarowym hasłem wyborczym prezydenta Lecha Kaczyńskiego była walka z korupcją i zerwanie z tzw. układami warszawskimi. Sugerował, że poprzednie władze stolicy winne są rozprzestrzeniającemu się w stołecznych urzędach łapownictwu. Warszawiakom zapowiedzi walki z korupcją w mieście spodobały się. Najwyraźniej jednak kampania wyborcza to jedno, a życie to drugie. – Mnie będzie dużo łatwiej walczyć z korupcją w mieście, ponieważ mam zaplecze, które przez ostatnich osiem lat Warszawą nie rządziło i dlatego jest wolne od pewnych zobowiązań – przekonywał w czasie kampanii wyborczej, ale zaraz potem dodawał: – Naszym strategicznym koalicjantem jest PO. Prowadzimy już rozmowy, w których mówimy jasno: nie pójdziemy na żadne ustępstwa w sprawie nowego standardu zarządzania Warszawą. Nie ma wśród nas miejsca dla osób, którym stawiano liczne i uzasadnione zarzuty co do sposobu działania w ciągu ostatnich lat. Jestem otwarty na polityków PO, zdolnych, energicznych, młodych. Mogę im obiecać wspólną walkę o zmianę jakości rządzenia (ze spotkania w „Rzeczpospolitej” 08.11.2002 r.). Nie wyjaśniał jednak, jak może wprowadzić „nową jakość” z ugrupowaniem, które przez ostatnie lata współrządziło z SLD miastem. Kaczyński zrezygnował z zawarcia koalicji z LPR, co rzeczywiście mogłoby oznaczać zerwanie z poprzednimi układami. Nowy prezydent zdecydował się na porozumienie z PO. – Rozmowy są rzeczowe. Najtrudniejsze są sprawy personalne. Dla mnie zmiany w Warszawie są niezbędne, dla kolegów z PO nie – wyjaśniał podczas rozmów. Decyzje personalne, jakie nowy prezydent podjął, przeczą jednak jego deklaracjom, bo większość urzędników, których krytykował, nadal jest we władzach miasta. Kaczyński twierdzi teraz, że to koalicja z Platformą Obywatelską wiąże mu ręce. Najlepiej widać to na przykładzie Pawła Bujalskiego związanego z PO. Nieoficjalnie szeptano, że Bujalski naraził się Kaczyńskiemu tak bardzo, że ten z pewnością nie pozwoli, aby znalazł się we władzach Warszawy. Rzeczywiście, szybko stracił posadę dyrektora Pałacu Kultury i Nauki, ale jak się okazało, PO nie rezygnuje tak łatwo ze swoich wpływów; po ostrych przepychankach między PiS a PO Kaczyński musiał skapitulować i ostatecznie zgodził się, aby Bujalski został wiceburmistrzem Śródmieścia. Bujalski jest postacią dobrze znaną w samorządzie lokalnym. Jako burmistrz na Woli w początkach lat 90. po pijanemu rozbił służbowy samochód. Jako zastępca prezydenta w gminie Centrum wpadł na pomysł wybudowania fontanny za – bagatela – około 2 mln zł, aby w ten sposób uczcić 400-lecie stołeczności. Gazety warszawskie wypominają Bujalskiemu, że gdy był dyrektorem PKiN, próbował m.in. „wpłynąć na władze miasta, by zgodziły się na wniesienie aportem dochodowej części PKiN (biura, powierzchnie wystawiennicze) do spółki z firmą austriacką. Nie potrafił jednak wykazać, dlaczego akurat z tą spółką bez przetargu miasto miałoby wejść w interes i jakie byłyby z tego korzyści”. Według Jana Marii Jackowskiego (LPR), wiceprzewodniczącego Rady Warszawy, w mieście wbrew zapowiedziom zmieniło się właściwie niewiele, bo osoby związane przedtem z tzw. układem warszawskim, a więc ci, którzy decydowali o przetargach i inwestycjach ogromnej wartości, ponownie znajdują się we władzach. I rzeczywiście, Lech Kaczyński najwyraźniej zabiera się do robienia nowych porządków… ze starymi ludźmi. W zarządzie miasta pozostali ci, których wcześniej, nieoficjalnie, wymieniano jako osoby spalone, które będą musiały pożegnać się ze stołkami. Tak więc Jerzy Guz (PO) z gabinetu wiceburmistrza gminy Centrum przeniósł się do gabinetu wiceburmistrza na Ursynowie, Andrzej Borkowski (PO), dyrektor Zarządu Dzielnicy Ochota, został burmistrzem na Woli, a jego zastępcą jest kolega z Platformy – Michał Malicki, dotychczasowy wiceburmistrz gminy Centrum. Wiktor Czechowski (PO) zamienił zaś fotele wicedyrektora Śródmieścia na wiceburmistrza Mokotowa. Władza, jak królik, wyciągnięta z kapelusza Poważne wątpliwości wzbudzają także inne decyzje personalne Kaczyńskiego. Na burmistrzów stołecznych dzielnic wyznacza osoby spoza Warszawy, zupełnie nieznające specyfiki miasta, a nawet takie, które nie mają żadnego doświadczenia w pracy samorządowej. Na burmistrza 150-tysięcznych Bielan Kaczyński wyznaczył Cezarego Pomarańskiego, o którego istnieniu na Bielanach nikt wcześniej nie słyszał. Pomarański pochodzi z odległego Teresina (pod Skierniewicami), z wykształcenia jest chemikiem. Był za to pełnomocnikiem Forum Prawicy w Teresinie i radnym w Sochaczewie. Oczywiście, jest związany z PiS. – Nie jestem z księżyca, nie wyciągnęli mnie

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 03/2003, 2003

Kategorie: Kraj