Stocznia pełna tajemnic

Stocznia pełna tajemnic

* Kto jest właścicielem? * Dokąd wyciekły pieniądze? * Dlaczego banki udzielały pożyczek niepewnemu klientowi? * Dlaczego audytor nie przewidział bankructwa? Im dalej w las, tym więcej drzew. Skarb państwa do dziś nie jest właścicielem większościowego pakietu Stoczni Szczecińskiej. 17 maja, po spotkaniu u premiera, wydawało się, że sprawa rozwiązana zostanie w ciągu paru dni. Tak się nie stało. Przeciwnie, każdego dnia na światło dzienne wychodzą kolejne informacje, które kompromitują poprzednich szefów i równocześnie właścicieli stoczni. Kompromitują również banki, bez umiaru udzielające kredytów, a także audytora, firmę Ernst&Young. W kilkunastu ostatnich miesiącach stocznia szła na dno, notowała coraz większe straty. Mimo to banki wciąż pompowały pieniądze w bankruta, audytor nie zgłaszał zastrzeżeń do bilansu, udzielając pozytywnej rekomendacji, a zarząd spółki regularnie wypłacał sobie pensje. Jego prezes, Krzysztof Piotrowski, zarabiał – jak sam przyznał – 60 tys. zł miesięcznie. Dziś stocznia jest zadłużona na gigantyczną sumę 1,9 mld zł i wszyscy oglądają się na skarb państwa jako na tę instytucję, która przyjdzie i pomoże. Agencja Rozwoju Przemysłu, która dostała na ten cel 40 mln dol., z coraz większym sceptycyzmem przygląda się stoczni i całej sytuacji. To naturalne, bo właśnie firmy prywatne sprokurowały setki milionów strat, dlaczego więc za ich błędy muszą płacić swoimi pieniędzmi podatnicy. W najbliższym czasie trzeba będzie w związku z akcją ratowania stoczni wyjaśnić kilka spraw. Właściciel nieznany Po pierwsze, wciąż niejasna jest sytuacja własnościowa Stoczni Szczecińskiej. Po drugie, wciąż niezbadane są przepływy finansowe w stoczni. Jej struktura własnościowa jest skomplikowana, stocznia to spółka-czapka Porta Holding, zatrudniająca 80 osób i 28 spółek zależnych. Do tego mamy powiązania krzyżowe, w których spółki-córki mają akcje innych spółek, a także Porty Holding. Całość zaś kontroluje Grupa Przemysłowa, spółka utworzona przez prezesów stoczni. Do tego odchodzi jeszcze jeden element: Grupa Przemysłowa zobowiązała się oddać skarbowi państwa swoje akcje stoczni, tymczasem okazało się, że są one dawno zastawione w BRE Banku. Dlaczego zarząd ukrywał to przed przedstawicielami państwa? Kto jest ich właścicielem? Mamy zatem taką sytuację, że rząd ma w ręku wciąż 10% akcji stoczni, a były zarząd twierdzi, że oddał już niemal wszystko, co miał, i też ma tylko 10% akcji. Kto ma resztę? Na 25 czerwca zwołane zostało walne zgromadzenie akcjonariuszy Stoczni Szczecińskiej, może więc wówczas sytuacja własnościowa stoczni zacznie się wyjaśniać. Bo na razie nie wiadomo, do kogo stocznia należy i kto powinien odpowiadać za długi wielokrotnie przewyższające jej wartość. Tajemnicze transfery Zanim państwo zaangażuje swoje pieniądze w stocznię, powinny również zostać, przynajmniej częściowo, wyjaśnione podejrzenia prokuratury. Śledztwo w sprawie nieprawidłowości w działaniu zarządu stoczni prowadzi prokuratura w Poznaniu – na jej polecenie funkcjonariusze Centralnego Biura Śledczego zajęli tysiące stron dokumentów finansowych Porty Holding oraz spółek-córek. Nad dokumentami pracują dwaj prokuratorzy. Jakie są dotychczasowe efekty ich śledztwa? Kilka dni temu „Super Express” cytował „osobę znającą ustalenia śledztwa”. „Obraz, jaki się wyłania z tych dokumentów, jest przerażający. Podejrzewamy, że przynajmniej w części dzisiejsze problemy finansowe stoczni biorą się stąd, że jej majątek został wcześniej rozkradziony – cytuje gazeta swojego informatora. – Podejrzewamy, że majątek stoczni został wyprowadzony na prywatne konta. Ze stoczni prawdopodobnie ukradziono nawet i 100 mln zł”. Czy te podejrzenia zostaną potwierdzone? Były prezes stoczni, Krzysztof Piotrowski, mówi, że opowieści o 100 mln zł, które zostały wyprowadzone, to stek bzdur. Ale przyznaje, że wątpliwości dotyczą 24 mln zł – to sumy pochodzące ze sprzedaży i kupna akcji między Stocznią Porta Holding a Grupą Przemysłową, a także z pożyczek udzielanych przez stocznię innym podmiotom gospodarczym. Jak jest naprawdę, czy ze stoczni wyprowadzano pieniądze, a jeżeli tak, to na jaką skalę – o tym pewno prędko się nie dowiemy. Badania dokumentów finansowych są długie i żmudne. Poza tym trzeba jeszcze udowodnić, że dana transakcja była niezgodna z prawem. Dlatego specjaliści od spraw gospodarczych, których pytaliśmy, co sądzą o tych

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2002, 23/2002

Kategorie: Kraj