Strachliwy rząd, twarde czasy

Strachliwy rząd, twarde czasy

SLD oblał egzamin w sprawie polityki pieniężnej, interwencjonizmu, politycznych obyczajów. Oblał, no i jest w kryzysie Prof. Karol Modzelewski – historyk. W roku 1964 wraz z Jackiem Kuroniem napisał „List otwarty do członków PZPR”, w którym ostrzegał, że nomenklatura PZPR przekształciła się w klasę wyzyskiwaczy. Dostał za to trzy i pół roku więzienia. W roku 1980 współtworzył „Solidarność”. Internowany 13.12.1981 r., wyszedł na wolność w roku 1984. W III RP tworzył Unię Pracy, był jej honorowym przewodniczącym. Jako jeden z pierwszych głośno powiedział, że polskie przemiany przynoszą również nędzę milionom rodaków. Mimo że nad politykę przekłada historię średniowiecza, zabiera głos w najważniejszych debatach wolnej Polski. I zawsze słuchany jest z największą uwagą. – Jak pan ocenia odchodzący właśnie rok 2003? – Z umiarem. – Czy nie był to rok trochę dziwny? Działy się w nim ważne rzeczy, a rozmawiało się o mniej ważnych… – U nas tak jest zawsze. Zawsze jest dym, za którym nie widać rzeczy ważnych. – Do spraw, które przykryły rzeczy istotne, zaliczyłbym aferę Rywina. – To samo mam na myśli. Aczkolwiek sprawa Rywina niesie ze sobą wątki ważne, o których w ogóle się nie mówi. Najważniejszy jest tu spór o telewizję publiczną i jej miejsce w życiu kraju. Dziś ten spór jest toczony wyłącznie w kategoriach bieżącej polityki, w kategoriach politykierskich. Kto? Który obóz? Kto ma większy wpływ? Czy telewizja publiczna jest bardziej stronnicza niż prywatne media, czy mniej? Moim zdaniem, mniej, ale to inna sprawa… Tymczasem poza bieżącą polityką toczy się życie narodu. To jest rzecz ważniejsza. Okno na świat – Czyli… – Jak się spędziło całe życie w Warszawie, można sobie wyobrażać, że telewizja to sprawa warszawskich układów, gry interesów politycznych albo finansowych. Ale jak się widziało Polskę poza Warszawą… Tym wszystkim, którzy w związku ze sporem o telewizję deklamują o wolności słowa, chciałbym poradzić, żeby pomieszkali przez kilka lat, tak jak ja, w miasteczku liczącym 3-4 tys. mieszkańców. W Sobótce, w pół drogi między Wrocławiem a Świdnicą. Może zobaczą coś, co ich skłoni do zastanowienia. W Sobótce, nie mówiąc już o okolicznych wsiach, najważniejszym ośrodkiem życia umysłowego była szkoła podstawowa. A jedynym kontaktem z kulturą wyższą był telewizor. – A gdy w telewizorze wyższej kultury nie będzie… – Wszystko zależy od tego, czy telewizja publiczna zachowa swoją dominującą pozycję na rynku, także na rynku reklam. Bo ona z tego żyje. Niech mi nikt nie opowiada, że powinna żyć z abonamentu czy z dotacji państwowych. Dotacji państwowych na kulturę, w tym stanie, w jakim są nasz budżet, nasza gospodarka i nasze państwo, będzie coraz mniej. Telewizja publiczna musi więc żyć z reklam. Jeśli zachowa dominującą pozycję medialną, to coś z wyższej kultury trafi do ludzi, którzy dzisiaj na skutek naszej świetnej reformatorskiej polityki zostali odepchnięci od wykształcenia, od szansy na awans. Proszę się zastanowić, ile młodzieży chłopskiej szło na wyższe uczelnie, a choćby i do szkół średnich, przed rokiem 1989, a ile idzie teraz. Ja wiem to najlepiej – na egzaminach wstępnych nie pojawiają się w ogóle kandydaci ze wsi i z małych miasteczek, w których nie ma szkół licealnych. Po prostu ze względów ekonomicznych, dlatego że dojazd do szkół jest zbyt drogi jak na możliwości ich rodzin; więc nie mają matur, nie mogą zdawać na wyższe uczelnie. Dla tych ludzi problem, czy będą oglądali teatr telewizji, czy będą mieli możność obejrzeć telewizję edukacyjną, czy też będą mieli wybór wyłącznie między programem „Bar ” a „Big Brother „, jest problemem cywilizacyjnym. Nikt o tym nie mówi. – A kto ma mówić? Telewizja publiczna się boi, a telewizje prywatne nie chcą, bo ta dyskusja nie leży w ich interesie. – Oczywiście, one rządzą się mechanizmem biznesu, zysku. Myślę więc, że sytuacja najbardziej poszkodowanej części polskiego społeczeństwa, jeśli chodzi o dostęp do edukacji, do kultury wyższej, jest zbyt dramatyczna, żeby móc ryzykować destrukcję telewizji publicznej. Bo to jedyny kanał łączności tej gorszej połowy Polski z kulturą, ze światem. Jeżeli dopuścimy do marginalizacji telewizji publicznej, dopuścimy do znijaczenia kulturalnego Polaków. A to jest istotniejsze i dużo gorsze od afery Rywina. – A co do afery… – A co do afery – jeżeli mamy do czynienia z oligarchizacją życia politycznego, oligarchizacją państwa,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 01/2004, 2003, 2004, 52/2003

Kategorie: Wywiady