Straszne pytanie

Uczestniczyłem niedawno w ciekawej debacie na temat Sierpnia 1980 r. z okazji dwudziestolecia porozumień. Każda taka dyskusja bywa okazją do wystąpień pochwalnych wobec ludzi, którzy potrafili przełamać opór władzy i doprowadzić do zorganizowania i zalegalizowania potężnej siły społecznej, jaką stała się “Solidarność”. Podobnie było i tym razem w nowo utworzonej przez Ryszarda Bugaja instytucji dyskusyjno-badawczej przy Nowolipkach. Zaproszeni goście mieli na ogół solidarnościowy rodowód, przeto przeważały wspomnienia i tezy pochwalne wobec wydarzeń sprzed dwudziestu lat. Tym łatwiej to szło, że jest za co chwalić ludzi Sierpnia 1980 r. To wszak oni zapalili płomień wolności, by tak patetycznie określić dekomunizację sporej części ziemskiego globu. Na sali było sporo autentycznych bohaterów tamtych lat. Relacjonowany był zarówno sam przebieg rokowań, jak i skutki tego, co się wydarzyło w całej Polsce. Ogólny ton wypowiedzi był, oczywiście, pochwalny, aż nagle, już pod koniec obrad, poprosił o głos Tadeusz Płużański, wybitny uczony filozof i zadał owo tytułowe dla tego felietonu “straszne pytanie”. Jak to się dzieje, pytał dociekliwy uczony, że w dwadzieścia lat po tych wszystkich wspaniałych – jak twierdzą kolejni mówcy – wydarzeniach zbliżające się wybory prezydenckie są czczą formalnością, właściwie szkoda na nie pieniędzy i ogromnych wysiłków, bo i tak wiadomo, kto je wygra. Podobnie zresztą będzie zapewne ze zbliżającymi się wyborami parlamentarnymi, których końcowy wynik też wydaje się być już teraz przesądzony. Jak to się zatem dzieje, iż to wielkie zwycięstwo nad formacją komunistyczną, o którym tak ciekawie się tutaj od paru godzin rozmawia, zaowocowało po dwudziestu latach masowym poparciem przez społeczeństwo polskie tych sił politycznych, które w tamtych latach waszego tryumfu były jednoznacznie komunistyczne. Na czym więc polega ten wasz wspaniały sukces, jeśli teraz zbliża się ogromna klęska dawnych zwycięzców? Nie miałem magnetofonu, więc nie powtarzam tutaj słów uczonego filozofa zbyt wiernie, ale taki, jak napisałem, był sens jego wypowiedzi, takie było to straszne – w kontekście tego, co mówiono na sali – pytanie o obecną rzeczywistość i jej korzenie. Dyskusja u Bugaja nie była jedynym sierpniowym świętem. Telewizja, radio i gazety raczą nas od kilku dni wspomnieniami i pochwałami tamtych dni, odbywają się wspaniałe zjazdy i uroczystości jubileuszowe – wszystko razem poświęcone zwycięstwu sprzed 20 lat. Mniej albo prawie w ogóle nie mówi się o przyczynach obecnej klęski, którą dziecinnie łatwo udokumentować, naciskając stosowne klawisze aparatu telewizyjnego, uruchamiające odpowiednie tablice gazety telewizyjnej, zawierające wyniki badań opinii publicznej. Wszystkie one informują bezlitośnie o totalnej klęsce, jaka spotkała sierpniowych tryumfatorów. Jestem jednym z nich. Okres organizacji NSZZ “Solidarność” – to jedne z najpiękniejszych dni mego życia, podobnie jak I Zjazd Delegatów w Hali Olivii, czy pierwsze Zebranie Delegatów Regionu Mazowsze w Warszawie. Dla młodych ludzi to była fascynacja rodzącą się, nową formacją społeczno-polityczną. Dla nas – dawnych więźniów komuny, wożonych do sowieckich łagrów bydlęcymi wagonami, czy katowanych w krajowych więzieniach, tamte dni były okresem zadośćuczynienia przez Boga i los za wszystko straszne, co nas kiedyś w przeszłości spotkało. Tliła się także wówczas w nas obietnica, od Boga i losu, nadchodzącej, bliskiej, wspaniałej przyszłości, wolnej od kłamstwa, obłudy, przemocy i poniżenia, jakiego nam za czasów komuny nie szczędzono. Niestety, szybciej – niż wolno było przypuszczać – nadszedł czas rozczarowań nie tylko w postaci stanu wojennego, gdyż takiej reakcji, takiego odwetu, można się było spodziewać, lecz w kształcie naszych własnych “Przekleństw i kłamstwa, niewczesnych zamiarów, za późnych żalów, potępieńczych swarów”… “Nie dziw, że ludzi, świat, siebie ohydzą, że utraciwszy rozum w mękach długich, plwają na siebie i żrą jedni drugich!”. Ten opisany 150 lat temu przez Mickiewicza stan plwania na siebie i żarcia jedni drugich jest tylko jedną z tortur naszego narodowego współistnienia, jakich doznajemy na każdym kroku. Pogarda dla prawa, narastające lawinowo nierówności społeczne, bezkarny bandytyzm i jeszcze tysiąc i jedna przyczyny sprawiają, że jubileusz XX-lecia mamy gorzki, ponad miarę naszej wytrzymałości, co owocuje niechęcią do spadkobierców Sierpnia

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2000, 36/2000

Kategorie: Felietony