Warmię i Mazury zatapia lockdown. Region żyje z turystyki. Dla przedsiębiorców najgorsza jest niepewność „Mazury to nie góry, gdzie sezon trwa cały rok. Ludzie się boją. Wyjazdy na saksy niepewne, a w Polsce nie wiadomo, co rząd za chwilę wymyśli”, pisze na Facebooku mieszkanka Mazur. Na decyzję rządu w sprawie majowego weekendu czekały sprzątaczki i właściciele firm żeglugowych. Kończą im się pieniądze, a pracy nie ma. To już nie są czasy, kiedy na wsi każdy miał po kilka kur, świniaka i parę metrów kartofli. Już zaczyna się dramat. Co będzie za miesiąc? Ubiegłoroczny lockdown nie zaszkodził mazurskiej turystyce. Pogoda sprzyjała, sezon trwał do połowy października. Polacy nie wyjechali za granicę. Co będzie w tym roku, jeśli pogoda nie dopisze? Najgorzej mają się hotele bez SPA. Bo te ze SPA na klientów mogą liczyć nawet zimą. Hotel Mazury w Giżycku, 44 pokoje, ale ze względu na reżim sanitarny w ruchu 22. Wyłączone są dwa budynki. Obecnie zajęte są dwa pokoje. I to tylko dlatego, że obiekt znajduje się naprzeciwko jednostki wojskowej. Zgodnie więc z rozporządzeniem nocuje np. serwisant czołgów plus czasami drogowcy, kurierzy, dostawcy, czyli tzw. transport drogowy. A rzeczywistość skrzeczy: opłać pensje personelu, zapłać podatki. Samorządy chcą pieniędzy – Spodziewaliśmy się, że do otwarcia na majowy weekend nie dojdzie. Personelowi wynajdujemy zajęcia i staramy się nie panikować. Na jak długo wystarczy nam sił? – zastanawia się Michał Kieres, dyrektor hotelu Mazury. – Staramy się utrzymać etaty, bo mamy sprawdzoną załogę. Cały czas dokładamy do interesu. Tarcze? To kropla w morzu. Samorząd jest bezradny, obniżono nam koncesję za alkohol, ale to niewielka pomoc. Staramy się o dotację z urzędu pracy dla pracowników z tytułu lokalnego wsparcia przedsiębiorców. Ośrodek sezonowy Stanica Wodna Kietlice nad Mamrami. Majowy weekend zawsze służył do odkucia się, by zimę przetrwać bez problemu, popłacić rachunki, utrzymać personel. Do stanicy przypływają łódki. Załogi jedzą rybę, popijają piwko z firmowym sokiem. Czy to miejsce obroni się, serwując jedzenie na wynos na plastikowych tackach? Rafał Krawczyński, jeden z szefów stanicy: – Nie dość, że rząd nas zaskakuje swoimi decyzjami, to jeszcze dokłada wydatków. Do końca grudnia musieliśmy np. kupić nowe kasy fiskalne, które przesyłają na bieżąco informacje o sprzedaży do Krajowej Administracji Skarbowej. Bez gwarancji, że w ogóle z nich skorzystamy, bo lockdown. Koszt 3 tys. zł. Cały czas płacimy koncesję za alkohol, mimo że mamy nieczynne. Płacimy też normalny podatek od nieruchomości, jakbyśmy działali. Nie tak dawno, w piątek 26 lutego restauratorzy i hotelarze z województwa warmińsko-mazurskiego dowiedzieli się, że od soboty mają być zamknięci. Była akcja rozdawania jedzenia warszawiakom pod kancelarią premiera. Komuś zabrakło wyobraźni. – Utrzymujemy pracowników etatowych. Oprócz nich zatrudniamy pracowników sezonowo. Skoro nie wiemy, kiedy i jak będziemy mogli się otworzyć, nie wiemy też, czy mamy szukać pracowników na sezon, a w naszym regionie o pracowników jest trudno. Na pensjach ludzi wiszą całe rodziny. Teraz płacimy im tylko tyle, żeby utrzymać etat, w sezonie zarabiają więcej, mają nadgodziny. Tarcze? Dla nikogo z naszej branży 5 tys. zł nie jest pomocą. W ostatniej tarczy postawiono na wiodący kod PKD, czyli wiodący rodzaj działalności, którą zakładając firmę, wskazał przedsiębiorca. My wpisaliśmy działalność niezwiązaną z turystyką, z tarczy nie dostaliśmy nic. Sprzedawaniem pierogów nie zarobimy nawet na obsługę – wylicza Krawczyński. Wraz z ojcem są źli na lokalne władze, które nic nie odpuszczają, jeśli chodzi o podatki. A mogą przecież odroczyć, zawiesić. Rozumieją jednak, że samorządy nie mają pieniędzy nawet na podstawowe działania. Tylko właścicielka jednej ze smażalni ryb mówi, że rząd jest super i lepszego nie będzie. Teraz ma po paru klientów dziennie, a w sezonie nie może się obrobić. Na co tu narzekać? Jachting odpływa Braku zwartej rządowej strategii negatywnie doświadczają firmy zajmujące się czarterowaniem jachtów, a pośrednio także stocznie je produkujące w Ostródzie, Augustowie, Węgorzewie czy Olecku. Jeśli lockdown zostanie przedłużony do połowy maja, trudno będzie odrobić straty do końca roku. Dla firm czarterujących koniec kwietnia i maj są bardzo ważne. Wtedy wynajmujący wpłacają zaliczki, firmy organizują imprezy integracyjne, a branża czarterowa odzyskuje płynność