Student na saksach

Student na saksach

Można być misiem koalą w Stanach, zbierać szparagi w Niemczech lub po prostu wyskoczyć na spływ Siedzę w pubie nad Wisłą z całą ferajną studenckiej braci. Impreza jest oszczędna: puszka piwa na trzy osoby i musztarda, w której zamacza się zielone ogórki. Jak to studenci, nie wychylają się cały rok, po to, by odłożyć coś na letnią przygodę. To pożegnalne spotkanie. Za kilka dni większość rozjeżdża się po świecie w poszukiwaniu wrażeń, nowych znajomości, no i godziwego zarobku. Paulina, studentka politologii, pojutrze wsiada w samolot do Huston. – To już nie czasy mojej mamy, która brała pieniążki od swojej mamusi, pakowała plecak, kanapkę z żółtym serem i jechała hen… nad Czarną Hańczą podziwiać z chłopakiem „augustowskie noce” – śmieje się. Dziś oprócz przygody w modzie jest praca. Paulina cały rok odkładała na ten wyjazd. Stany nie są jej obce. Rok temu pracowała tam jako pokojówka w hotelu, a teraz będzie szefową całej grupy pokojówek. – Tamtego lata zwiedziłam Wschód, teraz pojeżdżę po Zachodzie – planuje. – Amerykę trzeba poznać, żeby radzić sobie w tym kraju. Tam nawet cyferki pisze się inaczej niż u nas. Sprawdziłam się i właściciel hotelu sam do mnie zadzwonił, żebym przyjeżdżała. W Stanach studenci najczęściej pracują w turystyce i gastronomii. A ponieważ kontynent słynie z parków rozrywki, zawodów nie brakuje. Można siedzieć w lesie i sprzątać po turystach, być barmanem, lodziarzem, a nawet misiem koalą. – To proste. Wystarczy tylko śledzić ogłoszenia, pocztę pantoflową, no i poklikać w Internecie, bo tam czeka cały świat – mówi Paweł, który wypełnił parę formularzy i po krótkiej rozmowie kwalifikacyjnej w języku angielskim, na której wykazał się entuzjazmem, został uczestnikiem programu Camp America, zatrudniającego opiekunów do amerykańskich dzieci na obozach żeglarskich, skautowych i religijnych. – Najpierw odpracowujesz to, co w ciebie wkładają, a potem wychodzisz na swoje – dodaje. – Oprócz świetnej znajomości języka dobrze jest uprawiać jakiś sport. Człowiek szybko wpada w rytm, choć na początku nieraz zakłóca amerykański ceremoniał. W tamtym roku kolega też pojechał jako opiekun. Pierwszego dnia zjadł śniadanie, ale widzi, że wszyscy dziwnie patrzą. Zorientował się, że najpierw trzeba odśpiewać podniosłe piosenki, potem uroczyście wciągnąć flagę na maszt i dopiero można konsumować. Justyna w tamtym roku pracowała w Columbus (Ohio) w ośrodku rekreacyjnym. – Jako kelnerka zarabiałam 3 dol. na godzinę. To mała stawka. Czynsz i wyżywienie opłacał ośrodek, a przelot – fundator programu. W 12 tygodni zarobiłam 1,2 tys. dol. Podreperowałam finanse, podszlifowałam język i poradziłam sobie wśród obcych. – Work&Travel jest trochę droższy – dodaje. – Jedziesz legalnie na trzy, cztery miesiące. Sam płacisz za bilet, mieszkanie i wyżywienie, ale jak „odpękasz”, zostaje jeszcze miesiąc na zwiedzanie. Jurek natomiast prężnie działa w różnych organizacjach studenckich: – To też świetny sposób, by załapać się na ciekawy wyjazd – mówi. – Imprezy stawiają na integrację kulturową. Ponieważ mamy wspólne zadania – przygotowanie raportu, przeprowadzenie ankiety – łatwiej nawiązać interesujące znajomości. Mam już przyjaciół na całym świecie. „Zbić sałatę” na kapuście Dla wielu studentów, zwłaszcza uczelni rolniczych, wyjazdy zagraniczne to ciężka praca fizyczna przy zbieraniu owoców i warzyw. Dawid, student politechniki w Kielcach, drugi raz jedzie do pracy przy zbiorze ziemniaków w niemieckim gospodarstwie: – Oj, na kartofle przez rok potem nie mogę patrzeć – krzywi się. – Nie jest lekko, ale takich pieniędzy w dwa miesiące w kraju bym nie zarobił. Niektórzy się urywają, bo nie wytrzymują monotonii. Warto wiedzieć, gdzie i co się zbiera w okresie letnim. W Niemczech królują szparagi, czereśnie i pomidory, we Francji winogrona i cebula, w Wielkiej Brytanii modne są truskawki i kapusta. O ile w Irlandii, Szkocji czy Anglii nietrudno się załapać na letnie prace polowe, gdyż program International Farm Campus organizuje legalne wyjazdy studenckie, w innych krajach UE załatwienie formalności jest większym problemem. Władze najpierw sprawdzają, czy nie ma chętnych wśród obywateli kraju i innych państw Unii. Choć dla najbardziej cierpliwych i zaradnych te formalności w Polsce, która jeszcze nie jest

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2002, 28/2002

Kategorie: Kraj