Stworzył mnie Wajda

Stworzył mnie Wajda

Opowiadają, że kiedyś jechał na zdjęcia do Łodzi po oblodzonej szosie, myślał o scenie, którą ma nakręcić, zahamował gwałtownie, obróciło samochód i pojechał dalej, ale w odwrotną stronę, do Warszawy. Prowadzi okropnie. Ze mną boi się jeździć, ciągle mi powtarza, żebym patrzyła na drogę, bo kiedy opowiadam, patrzę na niego, a opowiadam zawsze. O wielu rzeczach, które dla nas, zwykłych ludzi, są oczywistością, nie ma zielonego pojęcia. Słyszałam raz, jak prosił, żeby mu włączono to… radio dla kierowców, bo chce się dowiedzieć, jakie są warunki na drogach, i nijak nie mógł pojąć, że w ogóle nie ma takiego radia, że to tylko audycja. Nie lubi, jak mam krótkie włosy, innego koloru niż blond, i w ogóle, kiedy wyglądam inaczej niż jego Agnieszka z „Człowieka z marmuru”. Nigdy nie zauważył, że jestem kobietą, i kiedy musiałam przy nim nakarmić piersią któreś z moich dzieci, nie bardzo wiedział, co z tym fantem zrobić. Udał, że tego nie było. Lubi, jak się gra wyraźnie, odważnie, jednoznacznie. On jest autorem powiedzenia, że coś jest jak szare na szarym, czyli niewyraźne. W swojej naiwności i prostocie w ogóle nie zakłada, że ktoś może być po prostu niezdolny, ale kiedy to w pewnym momencie zrozumie, odwraca się gwałtownie i odchodzi, myślę, że szkoda mu czasu. Kiedy słyszy muzykę, prawie zawsze płacze, muzyka go wzrusza, choć mówimy o nim, że ma tylko pierwszy stopień umuzykalnienia, słyszy, że grają. Lubi cygara i whisky, ale nie może ani pić, ani palić z powodów zdrowotnych. Kiedy się trochę upije, jest rozkoszny. Ma uczulenie na truskawki. W każdej restauracji, nawet japońskiej, sprawdza w karcie, czy jest może schabowy z kapustą. Długie intelektualne rozmowy, dyskusje literackie, dywagacje filozoficzne nudzą go śmiertelnie, zasypia, przestaje widzieć obrazki. (…)

Ma nieprawdopodobną siłę i dar uruchamiania ludzi, którzy z nim i dla niego pracują. Oczekuje od wszystkich – aktorów, scenografów, asystentów, operatora – co rano tysiąca pomysłów, propozycji, emocji i wybiera z tego bezbłędnie te właściwe, zamieniając je w znaczące, nadając im wagę i formę. Niektórzy opowiadają potem, że to oni reżyserowali jego filmy. Musi być otoczony młodością, ruchem, jasnością. Lubi pracować z młodymi ludźmi, zderzać się z ich wyobraźnią i pomysłami. Odcięty od młodzieży smutnieje, więdnie, zasypia. Nie przywiązuje się do współpracowników, aktorów, prawie zawsze obsadza wprost, czyli szuka w ludziach cech postaci, które są mu potrzebne. Twierdzi, że trafna obsada filmu to 50% powodzenia. Mimo że myśli obrazami, nic go tak nie zachwyca w sztuce, jak celna mądra myśl, właściwa obserwacja. Nigdy nie wybacza głupoty, efekciarstwa, błędnej analizy, w najsprawniej, najpiękniej zrealizowanym, świetnie zagranym teatrze czy filmie. Potrafi być wtedy okrutny. Forma i obraz zawsze wynika u niego ze znaczenia i treści, a nie odwrotnie. (…) Kiedy się zachwyci rolą, epizodem, pojawieniem się na ekranie, pisze do aktorów nieprawdopodobne listy. W ogóle pisze listy, w jednym z Japonii napisał mi, że poznał tam aktora, który ma własną nosicielkę pereł, ten aktor gra tylko kobiety w japońskim teatrze i że być może powinnam pomyśleć także o kimś takim od pereł. Odpisałam, że mam tylko sztuczne perły.

Kiedyś podczas wakacji w Lanckoronie zapytałam go, czy się nie nudzi, spojrzał na mnie z zainteresowaniem i odpowiedział: „Ja już, niestety, nie nudzę się nigdy”. Dziś, po 20 latach, ja już też, niestety, nie nudzę się nigdy. Kiedyś na planie filmowym poprosił mnie, żebym zapytała jednego z technicznych, co myśli o filmie, który robimy, bo coś ten człowiek mówił, Andrzej nie usłyszał, a teraz wstydzi się go zapytać. (…)

Opowiadano mi kiedyś, że podobno miał wypadek samochodowy, uderzył w drzewo, rozkrwawił sobie czoło stłuczonym lusterkiem samochodowym. Z krwią lejącą się po twarzy poprosił żonę o lusterko, był ciekaw, jak wygląda. Ona podała mu puderniczkę z wielkim puszkiem z łabędziego puchu, puszek wypadł i wpadł w błoto. Zapomniał o krwi, ranie, samochodzie, przepraszał za puszek. To moja ulubiona o nim historia. Polska. Wolność. Prawda. Sprawiedliwość. Demokracja. Mądrość. Ojczyzna. Odpowiedzialność. To słowa, które szanuje i których używa, nie wstydzi się ich, nie brzmią w jego ustach ani pretensjonalnie, ani nie wydają się przesadzone. Czuje się Sługą Narodu, Świadkiem Historii, Rycerzem Prawdy. Jest romantykiem i pozytywistą jednocześnie. Humanistą w pełnym tego słowa znaczeniu. Ma świadomość swojej wielkości, a jednocześnie zawsze traktował ją użytkowo w służbie czegoś większego.

Mogłabym tak godzinami. Pozwoliłam sobie napisać to, co przychodziło mi do głowy, po tysiącu pytań na jego temat, na które nie umiałam odpowiedzieć. Jedno jest pewne: oglądajcie jego filmy, reszta ma naprawdę mniejsze znaczenie. Jest człowiekiem. A ja nie jestem w stosunku do niego obiektywna.

Różowe tabletki na uspokojenie, W.A.B, Warszawa 2002

Fragmenty książki Krystyny Jandy i Katarzyny Montgomery Pani zyskuje przy bliższym poznaniu, Prószyński i S-ka, Warszawa 2016

Strony: 1 2 3 4

Wydanie: 2016, 31/2016

Kategorie: Kultura

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy